Wpis z mikrobloga

✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Człowiek ponadprzeciętnie inteligentny często traci bezsensownie sporo czasu w różnych codziennych sytuacjach. Wynika to z tego, że świat i wszelkie usługi są dostosowane do osób przeciętnie lub niżej niż przeciętnie inteligentnych, oraz osoby świadczące takie usługi najczęściej będą mniej inteligentne niż klient.

Osoba wysoce inteligentna często będzie też posiadała dużo ogólnej wiedzy i kompetencji, które ze względu na dobrze rozwiniętą umiejętność uczenia się przyswajała przez całe życie. Może mieć też potwierdzenie tych kompetencji np. w formie doktoratu.

Wyobraźmy sobie, że wysoce inteligentna osoba z doktoratem (który jest dodatkowym potwierdzeniem pewnych kompetencji) musi skorzystać z działu wsparcia u operatora internetu. Wspomniana na początku strata czasu zaczyna się już w momencie wykonania pierwszego telefonu: osoba ta musi odpowiedzieć na cały szereg standardowych pytań. Na przykład czy komputer jest podłączony kablem a nie przez wi-fi, czy próbował Pan/Pani zrestartować router itd.

Ale osoba zgłaszająca problem już dawno wykonała podstawową diagnostykę. Sama wiedza ogólna pozwoliła już tej osobie na wykonanie tego, ale nawet bez tej wiedzy taka osoba również by sobie z tym poradziła, bowiem: operator internetu na swojej stronie opisał niezbędne kroki do przeprowadzenia podstawowej diagnostyki. Osoba zgłaszająca problem mogłaby wykonać samodzielnie nawet bardziej rozbudowaną diagnostykę, gdyby miała dostęp do informacji o sile sygnału, logów itd. Jej wysoka inteligencja i wykształcenie pozwala na zdobycie informacji potrzebnych do zinterpretowania tych danych. Jednak informacje te są ukrywane przed klientem, gdyż z góry czynione jest założenie, że dla większości osób będą one niezrozumiałe, lub zostaną błędnie zrozumiane i pogorszą sytuację (co może być akurat prawdą).

Inteligentna osoba, tym bardziej z doktoratem (który np. potwierdza umiejętność czytania ze zrozumieniem, weryfikowania źródeł, postępowania według procedur, czy po prostu korzystania z metody naukowej) potrafi czytać. I rozumieć. Ale korporacyjne procedury zakładają, że większość ludzi nie potrafi czytać, lub nie chce czytać, i trzeba powtarzać im wszystko dwa razy. I słusznie. Bo spora część społeczeństwa to wtórni/funkcjonalni analfabeci.

System jednak często nie przewiduje uprzywilejowanej ścieżki, takiej jak lotniskowe "fast track" dla osób wysoce inteligentnych. Muszą one stać w tych samych kolejkach, przechodzić przez te same procedury które powstały z myślą o osobach mniej inteligentnych niż one. A to powoduje stratę czasu dla obu stron.

Jeśli ktoś jest wysoce inteligentny i dodatkowo ma stopnie naukowe (warunek łączny, to nie zawsze jest oczywiste) jest w stanie poddawać otaczającą rzeczywistość krytycznej analizie, sprawnie interpretować fakty, działać szybko i intuicyjnie w nowych i nieprzewidywalnych sytuacjach.

Niektóre wysoce inteligentne i wykształcone osoby są na tyle obyte i wszechstronne, że ich "nieprofesjonalna" wiedza, kompetencje przekraczają wiedzę i kompetencje profesjonalistów, którzy są mniej inteligentni i mniej wykształceni.

Szczególną stratą czasu dla osób wysoce inteligentnych jest kontakt z technikami wsparcia najniższego poziomu (niewykształconymi, przyuczonymi do zawodu ad-hoc), pierwszą linią obsługi klienta, osobami pośredniczącymi między kolejnymi szczeblami pracowników itd.

Wykształcona, wysoce inteligentna osoba często wie, dokąd się udać, co trzeba zrobić żeby sprawnie załatwić sprawę, ale procedury jej to uniemożliwiają i musi czekać tak jak wszyscy.

Oczywiście ktoś mógłby teraz przywołać np. efekt Dunninga-Krugera, ale tutaj nie chodzi o wymądrzanie się i konkurowanie samozwańczych inteligentów z ekspertami. Chodzi o to, że pewne osoby, posiadające mierzalnie wysoką inteligencję oraz potwierdzone papierami wysokie wykształcenie z racji swojego statusu posiadają tak wszechstronny ogląd na świat, że po prostu przyćmią wiele osób o niższym statusie (używam określenia status, które może brzmieć w takim kontekście pejoratywnie, ale odwzorowuje ono kombinację wielu cech). Osoba, która np. skończyła liceum i została w tydzień przyuczona do pracy w call center nie jest w stanie nic zaoferować inteligentnemu naukowcowi. Osoba z wyższego o jeden stopień szczebla też prawdopodobnie wiele nie zaoferuje.

Po prostu niektóre osoby, ze względu na swój status, przy załatwianiu spraw powinny mieć skróconą ścieżkę i np. możliwość kontaktu bezpośrednio ze szczeblem zarządzającym, z osobami decyzyjnymi, z osobami merytorycznymi, a nie z pierwszą linią obsługi.

Jednocześnie nie chodzi tutaj o status VIP kojarzący się np. z relacjami biznesowymi. Chodzi o status wynikający z inteligencji, kompetencji, wykształcenia które jest mierzalne i weryfikowalne.

Moim zdaniem powinien istnieć zespół kryteriów (określona inteligencja, określone wykształcenie, doświadczenie, certyfikaty) których spełnienie pozwoliłoby na ubieganie się o certyfikat umożliwiający specjalne traktowanie i pomijanie wielu procedur w codziennym życiu. Certyfikat, który potwierdzałby, że jest to klient inteligentny, nieawanturujący się, wiedzący czego chce. Do ustalenia jak to powinno się nazywać i jak działać. Może certyfikat polimata, nawiązując do Leonarda da Vinci. Ale chodzi o pewną ideę, legitymizację statusu prawdziwego intelektualisty.

Zamieszczam ankietę, aby pytanie nie było zbyt długie opisywane osoby określam sformułowaniem "wybitne jednostki".

#pytanie #przemyslenia #psychologia #oswiadczenie #niewiemjaktootagowac #ankieta #rozkminy #ludzie #nauka #edukacja #praca #zycie #spoleczenstwo #filozofia #socjologia #inteligencja



· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: razzor91
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim

Czy powinien powstać certyfikat dający priorytetowe traktowanie wybitnym jednostkom?

  • Tak 35.8% (78)
  • Nie 64.2% (140)

Oddanych głosów: 218

  • 19
  • Odpowiedz
@mirko_anonim: NIestety błędne założenie na samym początku wpisu.

że wysoce inteligentna osoba z doktoratem (który jest dodatkowym potwierdzeniem pewnych kompetencji)


Dalej nie czytałem tego wysrywu 1/10
  • Odpowiedz
@mirko_anonim: owszem, dużo podstawowej diagnostyki to strata czasu dla osoby ktora zna się na jakimś temacie, ALE znanie się na temacie nie wyklucza przeoczenia jakiejś "pierdoły" - ja kiedyś tak się siłowałem z tym że mi internet LTE w routerze nie działa, że pakiety opłacone, że jak się wpisze kod to pisze że pakiety takie i takie są aktywne, no wszystko hula, ale internet po prostu nie działa jakby mnie odcięli...
  • Odpowiedz
via mirko.proBOT
  • 0
Anonim (nie OP): Doktorat potwierdza, że spędziłeś X czasu na Y i doszedłeś do wniosku Z.
Wow, badanie naukowe, splendor wielki i cyk doktoracik. Nadal możesz być mocno ograniczony w działce która nie jest związana z Y. Bajanie o tym jaki jesteś inteligentny dowodzi tylko poziomu spie.dolenia


· Akcje: Odpowiedz
  • Odpowiedz
Może mieć też potwierdzenie tych kompetencji np. w formie doktoratu


Znam ludzi, którzy porobili doktoraty a nie potrafią się nawet dobrze wysłowić. Doktorat nie jest zatem żadnym wyznacznikiem inteligencji.
@mirko_anonim:
Założenia systemu o którym piszesz zostały już dawno opisane... system ten jest określany mianem merytokracji a w bardziej zaktualizowanej wersji technokracji.
Kto i w jaki sposób miałby zatem decydować o tym czy jesteś wyjątkowy czy nie? Pole do nadużyć jest tu
  • Odpowiedz