Wpis z mikrobloga

via Rowerowy Równik Skrypt
  • 798
245 410,63 - 166,44 = 245 244,19

39 godzin, 11 minut i 34 sekundy zajęło mi pokonanie trasy 162 km i 10500 m w pionie, w ramach biegu Val d'Aran w hiszpańskich Pirenejach. Wystarczyło to żeby zająć 160 miejsce na 941 startujących. Limit wynosił 48 godzin. To był dla mnie rekordowy bieg pod każdym względem: odległości, przewyższeń i czasu spędzonego na trasie. Start w piątek o 18:00, koniec w niedzielę rano, po dwóch nocach w trasie. Prawie od razu trasa wpadała w wąskie ścieżki, więc na początku miejscami trudno było wyprzedać i robiły się lekkie zatory, ale może dzięki temu udało się zaoszczędzić trochę sił. Pierwsza noc, mimo chłodu, przebiegła bez większych problemów, biegłem swoje od punktu do punktu, pilnując nawadniania i jedzenia. Świt zastał mnie po ok 65 km od startu, następnie wdrapałem się na jedno z najdłuższych podejść na trasie (1500 m w pionie) na przełęcz Port de Urets, potem przez szlaki wiodące częściowo starymi górniczymi wyrobiskami i tunelami, z paroma hopkami po drodze, zacząłem zbiegać do przepaku, który był zlokalizowany na 105 km. Dzień był gorący, zbieg długi, skoczyło mi się picie i jedzenie i dopadł mnie pierwszy większy kryzys. Na szczęcie przepak był już blisko, dotarłem tam koło godziny 16:00 i spędziłem dłuższą chwilę odpoczywając i uzupełniając płyny i kalorie, dzięki czemu udało się w miarę skutecznie zreanimować. Rześko ruszyłem dalej, najpierw w dół do miejscowości w dolinie, gdzie spotkałem kolegów, którzy biegli tamtędy dzień wcześniej na trasie setki i przyjechali mi pokibicować oraz ostrzec, że dalsza część trasy jest najtrudniejszą częścią całego biegu, chociaż bardzo malowniczą, biegnącą wzdłuż kilkudziesięciu jezior położonych wśród gór na 2000m. Niestety tych widoków nie było mi dane zobaczyć, bo wraz z podejściem zaczęła się druga noc. I faktycznie zrobiło się bardzo technicznie, a do tego miałem w nogach już ponad 120 km. Podejście na przełęcz Podo, najwyższy punkt na trasie leżący na 2600m, ciągnęło się w nieskończoność, bardziej przypominało wspinaczkę po wielkich głazach niż marsz, tempo spadło dramatycznie. Patrząc do góry nie wiedziałem gdzie kończą się czołówki biegaczy przede mną, a gdzie zaczynają gwiazdy. Na szczyt dotarłem ok godziny 0:30, do kolejnego punktu żywieniowego miałem jeszcze 7 km „zbiegu”, którego połowę dało się jedynie ostrożnie schodzić i który zajął mi w sumie ok 1,5 godziny. W tym momencie do końca zostały 3 ostatnie górki. Pierwsza to znów pionowa wspinaczka o ponad 400 m, a następnie 1000 m w pionie w dół, gdzie po raz kolejny nie dało się praktycznie w ogóle zbiegać, było tak technicznie, na to oczywiście nałożyło się zmęczenie i w sumie ten odcinek o długości niecałych 9 km zajął mi ponad 2,5 godziny. Ok 5 rano dotarłem do przedostatniego punktu żywieniowego i znów potrzebna była dłuższa przerwa na ładowanie kalorii i odpoczynek, chociaż nie mogłem za długo siedzieć na miejscu, bo zaczynałem zasypiać, a do tego było mi bardzo zimno. Stąd do mety zostało już tylko 15 km i dwie górki, także nie było co za długo zwlekać. Na pierwszym podejściu zaczął się świt, co trochę pomogło w walce z sennością i temperaturą. Tempo było już bardzo wolne, ale starałem się po prostu iść dalej i nie zatrzymywać. Krótki zbieg i ostatnie podejście, które szło bardzo mozolnie, ale w końcu się tam wdrapałem i został tylko ostatni zbieg, 6 km i 1200 m pionie. Nogi już słabo trzymały, ale udało się jeszcze wyprzedzić kilka osób i parę minut po 9 rano wpadłem na metę.

Pierwsze 105 km / 7500 m zrobiłem w niecałe 22 godziny, a ostatnie 60 km / 3000 m zajęło mi prawie 16 godzin, tak znacząco trudniejsza była ostatnia część trasy. Widać to po statystykach: biegu nie ukończyło 50% z tych co wystartowali, co się praktycznie nigdy nie zdarza. To była pierwsza edycja tego biegu (przeniesiona z zeszłego roku), więc przed startem nie bardzo było wiadomo czego się spodziewać, tym bardziej jestem zadowolony że udało się dotrzeć do mety. Trasa była piękna, ale moim zdaniem organizator przesadził z trudnością, zwłaszcza w drugiej części, było tam zbyt mało biegowo, a zbyt dużo walki o życie Na szczęście poza kilkoma bąblami na stopach, otarciami i ogólnym zmęczeniem, mój organizm przetrwał ten łomot bez większych uszczerbków na zdrowiu. W ramach bonusu za ukończenie jest gwarantowany wjazd na UTMB bez losowania, więc trzeba będzie pojechać w przyszłym roku ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Wg Garmina zużyłem ponad 15 000 kalorii i wypociłem ponad 22 litry xD Zjadłem ok 35 żeli, kilka batonów i niezliczoną ilość żarcia i picia na punktach żywieniowych (które były całkiem wypasione, na jednym była nawet pizza). Czy polecam ten bieg? Tak, pod warunkiem, że na kolejną edycję zmienią ostatnie 50 km ( ͡° ͜ʖ ͡°) W ramach tego biegu organizowana jest jeszcze setka i pięćdziesiątka, gdyby ktoś był zainteresowany.

W komentarzach kilka fotek z pierwszej części trasy.

#sztafeta #bieganie #biegajzwykopem #biegigorskie #raindogwdrodze

Skrypt | Statystyki
Pobierz Rain_Dog - 245 410,63 - 166,44 = 245 244,19

39 godzin, 11 minut i 34 sekundy zajęł...
źródło: comment_1626239380sxdpncTaQ1a8EUSK2BXkHI.jpg
  • 106
@Rain_Dog:
Gratuluję biegu!

"Wg Garmina zużyłem ponad 15 000 kalorii"
I to by się, niestety, zgadzało. 15572kcal spalone w 39,2h to daje średnio 400kcal/h. W to wchodzą adaptacje organizmu i mechanizmy spadku tętna przy tak długim wysiłku, ale nadal to pokazuje że sam wydatek energetyczny z biegania jest znikomy przy tym ile kalorii do naszej diety wnosi jedna kanapka z McDonalda.

Powiedz jak tam stopy po 40 godzinach ubijania na twardych
@Wyszynkowski: Faktycznie z czasem tętno spadało. Co do stóp, to zaskakująco dobrze, biorąc pod uwagę okoliczności. Pewnie duża w tym zasługa butów (Hoka Speedgoat), które mają dużo miękkiej pianki i dobrze izolują stopy od podłoża. Pojawiły się pod koniec jakieś bąble i odparzenia, ale nic krytycznego.
@Wojownikprzeklety: akurat o bieganiu nie czytałem za dużo książek, może powinienem więcej ( ͡° ͜ʖ ͡°) "Urodzeni biegacze" jest ciekawie, chociaż wg mnie trochę rozwleczone. Przymierzam się do autobiogtafii Mo Faraha. Poluję na "Długodystansowiec. Opowieść o Emilu Zatopku", dla mnie to fascynująca postać.