#budownictwo #saper #ludzie #sprawy
"Właściciel domu stawiał ogrodzenia, w trakcie kopania rowu na betonowe ławy natrafił na niewypał - pocisk przeciwlotniczy. Na pocisk położył taczkę i zadzwonił na policję, panowie przyjechali, obejrzeli pocisk nie dotykając go i wezwali saperów, w tym kolegę. Coś koledze śmierdziało, no bo jak to? Tylko jeden pocisk? Chłopakom kazał wziąć dodatkowo detektory, łopaty i inne cuda, po dotarciu na
l-da - #budownictwo #saper #ludzie #sprawy
"Właściciel domu stawiał ogrodzenia, w tr...

źródło: comment_LAyDpo7ld8fw54DvmTt6mR8H3az5WeSM.jpg

Pobierz
#opole #policja #reportaze #sprawy #ludzie
W jednym z opolskich barów na początku stycznia doszło do awantury. Klient myśląc, że ktoś ukradł mu portfel, zaczął atakować inne osoby. Bójka została przerwana przez właściciela lokalu, ale to nie był koniec. Awanturnik po kilkudziesięciu minutach wrócił z nożem.
Pan Marcin jest właścicielem baru na jednym z opolskich osiedli. Do końca życia będzie pamiętał zdarzenie z 11 stycznia bieżącego roku. Po godzinie 17.30 jeden z pijanych klientów Jan P., oskarżył klientów lokalu o kradzież portfela.
- Zaczął wszystkich oskarżać, że go okradli. Jednego klienta zaczął okładać pięściami po twarzy – mówi Marcin Szymkowiak, właściciel lokalu. Pan Marcin rozdzielił agresywnego napastnika od innych gości baru i dał mu swój telefon, aby ten wezwał policję i zgłosił kradzież. Jan P. zatelefonował na numer alarmowy, ale po chwili połączenie zostało rozłączone. W efekcie policja nie przyjechała. Oburzony napastnik wyszedł z baru grożąc właścicielowi.
- Powiedział, że wróci z synem i nas tutaj wszystkich załatwi – mówi pan Marcin. Trzy kwadranse później Jan P. wszedł do baru i zaatakował pana Marcina. Tylko cudem nie doszło do tragedii. Mężczyzna broniąc się został skaleczony w rękę.
- Wszedł z nożem prosto za bar. Nie było się gdzie wycofać, więc jak próbował mnie dźgnąć to go złapałem za rękę. Nie dawałem sobie rady. Wstał klient i w dwójkę wyrwaliśmy mu nóż – opowiada pan Marcin. Policja została wezwana ponownie. Jana P. odwieziono do izby wytrzeźwień, a na drugi dzień wypuszczono. Nie zabezpieczono nawet dowodu rzeczowego, czyli - noża.
l-da - #opole #policja #reportaże #sprawy #ludzie
W jednym z opolskich barów na pocz...

źródło: comment_7vOwtncTwCLBVY9H6jS1AWsynDLsC0Cm.jpg

Pobierz
@l-da: Jednak to moje zdjęcie jest do innej akcji, ale była zgoła podobna! NAPRAWDĘ. Też gościu przyszedł z nożem i też ranił innego w rękę. Nie pasowało mi kilka niuansów, więc spytałem się o źródło.
  • Odpowiedz
#dubaj #ludzie #sprawy #reportaze #praca #zatrudnienie #budownictwo
"Dubaj jest obecnie najszybciej rozrastającym się miastem na świecie. Pełen placów budowy na których robotnicy gorączkowo wznoszą największe i najgłębsze konstrukcje świata. Raj dla każdego biznesmena, bo nie płaci się tutaj podatków. Przy realizacji projektów wartych 100 mld dolarów pracuje tam w tym momencie 50% dźwigów świata. Pierwsze co przychodzi człowiekowi
#reportaze #sprawy #psy #ludzie #lodz
"Pies rasy akita sieje strach na jednym z osiedli w Łodzi. Omijają go osoby starsze, dzieci oraz część właścicieli innych psów. Niedawno pies zaatakował przechodzącą obok niego Barbarę Kozłowską. Wywrócił ją i kilka razy ugryzł. Kobieta ma złamaną rękę, boi się wychodzić z mieszkania. 55-letnia Dorota Kozłowska mieszka sama. Prowadzi sklep odzieżowy. 2 grudnia 2016 roku nie zapomni nigdy. Wówczas, wychodząc ze swojego bloku nagle została napadnięta przez agresywnego psa - rasy akita.
- Nie wiedziałam, co się dzieje. Bałam się. Ten pies nie ujadał nie wydawał żadnego dźwięku, tylko cały czas się szarpał. Bałam, że mnie zagryzie – opowiada Dorota Kozłowska. Pani Dorota przechodziła obok 65-letniej Barbary M., która wraz z mężem mieszka w bloku obok. Barbara M. szła ze swoim psem trzymając go na smyczy. Pies nie miał jednak kagańca. Nagle bez żadnego powodu pies Barbary M. rzucił się na panią Dorotę. Zaatakował ją i to aż trzykrotnie. Jak twierdzi pani Dorota to cud, że atak psa przeżyła.
- Ona nie mogła tego psa utrzymać. On skoczył mi na klatkę, przez co przewróciłam się. Uderzyłam głową o beton i ręką o krawężnik. Pies złapał mnie jeszcze za udo. Właścicielka nie mogła sobie z nim dać rady, ugryzł mnie trzy razy – mówi Dorota Kozłowska.
- To była osoba dorosła, a co się stanie, kiedy zaatakuje dziecko? – pyta Jadwiga sąsiadka, pani Doroty. Pogryziona kobieta trafiła do szpitala z licznymi ranami oraz złamaną ręką. Sprawą agresywnego psa zajęła się policja.
- Akita to rasa ciężka, agresywna , pierwotna. To duże, masywne psy, dosyć krnąbrne. Trzeba umieć je wychować i wyszkolić – mówi Marek Russ z Centrum Szkolenia Psów w Warszawie. Jak się okazało, groźny pies zaatakował nie tylko panią Dorotę. Mieszkańcy łódzkiego osiedla twierdzą, że właściciele akity nie potrafią nad nim zapanować. Zwierzę terroryzuje całe osiedle.
l-da - #reportaże #sprawy #psy #ludzie #lodz
"Pies rasy akita sieje strach na jednym...

źródło: comment_aNrz5FpSYEKePaTLa3nxNJ14JoNTEVMK.jpg

Pobierz
#sprawy #ludzie #reportaze #lublin #policja
Jacek Sola z Lublina sądził, że znalazł w internecie pracę w polsko-niemieckiej firmie kurierskiej. Szefa nigdy nie spotkał. Miał podpisać umowę po jego rzekomym powrocie do kraju. Sola dostawał zlecenia na telefon i zdążył odebrać dwie paczki kurierskie. Z tą drugą zatrzymała go policja. Okazało się, że przewoził pieniądze z oszustw na tzw. policjanta. Stanie przed sądem. 46-letni Jacek Sola w 2015 roku rozpaczliwie szukał pracy. Miał na utrzymaniu małe dziecko, żona pracowała za 7 zł za godzinę jako pokojówka, a właściciel wynajmowanego mieszkania domagał się natychmiastowego uregulowania zaległego czynszu. W internecie zamieścił ogłoszenie, że poszukuje pracy jako kurier lub kierowca. W końcu odebrał telefon.
- Powiedziałem, jaki mam samochód i doświadczenie. Ta osoba powiedziała, że ma polsko-niemiecką firmę kurierską. Miałem być mobilny od 8 do 16. Za każde zlecenie miał płacić 150 zł – wspomina Jacek Sola, oskarżony o oszustwo. Pracodawca przedstawiający się jako Artur Ząb twierdził, że jest za granicą. Kontaktował się z panem Jackiem wyłącznie telefonicznie. Instruował mężczyznę, gdzie ma odbierać paczki i gdzie je zawozić. Kierowca twierdzi, że nie wie, co przewoził.
- Paczki były oklejone taśmą, opieczętowane. Do głowy mi nie przyszło, że to może być oszustwo, że cała ta moja praca może być zainscenizowana, żeby kogoś oszukać – twierdzi. Pan Jacek mówi, że odebrał tylko dwie paczki. W grudniu 2015 roku został zatrzymany przez policję, tuż po tym, jak odebrał przesyłkę.
- Policjanci zajechali mi drogę, rzucili mnie na glebę, skuli i powiedzieli, że dokonałem oszustwa. Dopiero jak otworzyli paczkę, zobaczyłem, że są tam zapakowane pieniądze. Po przeliczeniu okazało się, że to 29 tys. zł. Zostałem zatrzymany – opowiada. Zdaniem policji i prokuratury pan Jacek miał być członkiem grupy przestępczej zajmującej się wyłudzeniami pieniędzy metodą na tak zwanego wnuczka i policjanta. Mimo że zatrzymano telefony i nawigację, którą posługiwał się pan Jacek, organom ścigania nie udało się ustalić, kim jest pracodawca zatrzymanego mężczyzny.
- Oszustwo polegało na tym, że do osoby pokrzywdzonej dzwonił telefon. Ta osoba otrzymywała informację, że ktoś z jej najbliższych był uczestnikiem wypadku, w którym poważnie poszkodowana została inna osoba. Padała propozycja, że w związku z tym ta osoba powinna przekazać funkcjonariuszom policji określoną kwotę pieniędzy w zamian za odstąpienie od prowadzenia postępowania – wyjaśnia Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Pokrzywdzone kobiety nie chcą rozmawiać przed kamerą na temat oszustwa. Wstydzą się swojej naiwności.- Nie będę udzielała żadnych informacji, ja już zapomniałam o tym, to był dla mnie straszny stres. Nie chodziło o pieniądze, tylko o syna. Ten „policjant” powiedział, że syn miał wypadek, że zabił kobietę – usłyszeliśmy nieoficjalnie od jednej z nich. Pan Jacek pół roku spędził w areszcie. Jak twierdzi, był to dla niego bardzo trudny czas, bo czuje się niewinny. Pierwszy raz zobaczył córkę po czterech miesiącach. - Żona jej mówiła, że tata pracuje za granicą. Dużo mi pani psycholog pomagała – wspomina. W Sądzie Rejonowym Lublin Zachód toczy się proces Jacka Soli. Grozi mu do ośmiu lat więzienia. Mężczyzna ma nadzieję, że nie trafi już do zakładu karnego. Jest bezrobotny. Znowu szuka pracy.
#sprawy #reportaze #sklepy #ludzie
Kuszą markowymi produktami w bardzo atrakcyjnej cenie, przyjmują jedynie płatność z góry i… nie wysyłają towaru. Adres spółki, do której należy sklep, jest fałszywy. Odwiedza go coraz więcej oszukanych osób. W Tumie niedaleko Łęczycy mieszka Sylwia Sobolewska. Kilka miesięcy temu przeglądając strony internetowe znalazła sklep, który oferował ubrania w bardzo atrakcyjnych cenach. Postanowiła zrobić zakupy.
- Kupiłam w tym sklepie markową kurtkę przecenioną z 1200 zł na 179 zł. Była to super propozycja i cena. Nic nie wzbudziło moich wątpliwości, bo były tam opinie innych osób, pozytywne. Ludzie pisali, że faktycznie są to markowe produkty, oryginalne – opowiada Sylwia Sobolewska.Kobieta czekała regulaminowe 8 tygodni, ale zamówiony towar do niej nie dotarł. Próbowała skontaktować się ze sklepem internetowym. Otrzymała jedynie lakoniczne wiadomości mailowe.
- Na maile odpowiadają po kilku dniach, proszą o cierpliwość, że jeszcze dwa tygodnie, że transakcja jest w toku, a towar idzie ze Stanów Zjednoczonych, więc to może potrwać. Czekałam kolejne dwa tygodnie, potem kolejne dwa – mówi. W końcui pani Sylwia zażądała zwrotu pieniędzy. Pieniędzy nigdy nie otrzymała. W podobnej sytuacji jest Marlena Wawrzonkiewicz z Warszawy. Wybrała towar, zapłaciła, ale ubrania nie dotarły do tej pory. Nie otrzymała od sklepu żadnych wyjaśnień, dlatego postanowiła zgłosić sprawę na policję.
- To było w połowie listopada. Nie było innej możliwości oprócz wykonania przelewu z własnego konta bankowego, kurtka kosztowała 329 zł. Spróbowałam skontaktować się z infolinią tego sklepu, nie działała. Wysłałam maila o odstąpieniu od umowy, z żądaniem zwrotu pieniędzy. O dziwo następnego dnia otrzymałam zwrotną informację, że odstąpienie zostało przyjęte i moje pieniądze zostaną zwrócone w ciągu 14 dni. Oczywiście ich nie otrzymałam – mówi Marlena Wawrzonkiewicz.
- Otrzymaliśmy zawiadomienie dotyczące podejrzenia oszustwa przy zakupie przez internet. W tej sprawie prowadzone są czynności sprawdzające. Na chwilę obecną mamy jedno takie zawiadomienie, nie wykluczone jednak, że może być więcej oszukanych – informuje Edyta Wisowska, oficer prasowy Komendy Rejonowej Policji Ochota, Ursus, Włochy w Warszawie. Jak podaje Krajowy Rejestr Sądowy spółka, do której należy sklep internetowy, została zarejestrowana w maju tego roku. Chcieliśmy porozmawiać z przedstawicielem spółki, pojechaliśmy pod wskazany warszawski adres. Okazuje się, że nie tylko my
#gorzkiezale #cotosiedjechalo #sprawy #ludzie #lenistwo #rodzina #bmw
Historia o bracie, któremu mama oszczędzała na Mercedesa, którego rozbił, przypomniała mi pewną historię. Imiona zmyślone, bo prawdziwych nawet nie pamiętam, podobnie jak wszystkich szczegółów historii.
Kiedyś w okresie między świętami Bożego Narodzenia a Sylwestrem spotkałem się z trzema znajomymi, którzy są kuzynami. W pewnym momencie jeden z nich zaczął temat incydentu, jaki miał miejsce podczas ich rodzinnego spotkania przy świątecznym stole. Widząc moje zaciekawione spojrzenie nakreślili mi sytuację.
Mają oni w rodzinie Michałka. Michałek to typowy leser, do nauki nie miał chęci, ledwo skończył zawodówkę, przy czym nie ma nawet z tego żadnego kwitka, bo mimo namowy ze strony najbliższych, nie chciało mu się iść na egzamin zawodowy bo "a po co mi to??". Każdą pracę szybciej kończy niż zaczyna, bo a to za ciężko, a to zły dojazd, a to kierownik nie miły, a to po prostu go wywalą bo się opieprzał. Mają też oni w rodzinie Ciocię, mamę Michałka, wpatrzoną w niego jak w obrazek, mającą go za ósmy cud świata. Mają również Tomka. Tomek żaden geniusz, ale inteligentny, uczył się zawsze dobrze, skończył studia, zna w dobrym stopniu angielski i niemiecki. Tomek zaraz po studiach dostał pracę w firmie transportowej, jako pracownik biurowy. Ogarnia tam jakieś sprawy papierkowe, wykonuje telefony i pisze meile, często właśnie po angielsku lub niemiecku. Kiedy Ciocia dowiedziała się o tym podbiła do Tomka przy okazji jakiegoś tam spotkania rodzinnego, i podpytuje jak tam się mu pracuje, jak szef, jak warunki. Tomek ogólnie chwalił sobie tą pracę. Ciocia w pewnym momencie do niego:
- Noo, to może Michałkowi był tam pracę u was załatwił?
Tomek trochę zmieszany
#reportaze #sasiedzi #sprawy #konflikty #ludzie #plazy
Małżeństwo państwa Tomerów ze Szczawy koło Limanowej mieszka na wzniesieniu z dala od innych domów. Ma tylko jednego sąsiada, który utrudnia im życie od wielu lat. Obraża, wyzywa i grozi śmiercią. W ciągu ostatnich 3 lat policja interweniowała w jego sprawie kilkunastokrotnie. Andrzej K. był również skazywany za agresję wobec sąsiadów. Niestety, z roku na rok staje się coraz bardziej niebezpieczny.
- Problemy zaczęły się już kilkanaście lat temu. Mąż wracał z kosiarką z pola, to wyszedł z siekierą na nas – opowiada pani Maria.
Małżeństwo wielokrotnie nagrywało agresję sąsiada. To jedna z jego zaczepek: „Coś się nie podoba? No, podejdź! Nie widzisz mnie? Ci nie pomogą czary, k…, chodź! Stoję, czekam, wierzgasz, k…, jak żaba.
- Wyzywa do bitki, żeby podejść do płotu, używa nieprzyzwoitych słów, gnębi – mówi Józef Tomera. Jego żona została adoptowana, kiedy miała 1,5 roku. Zamieszkała w rodzinnym domu swojej nowej mamy. 30 lat temu wprowadził się tam także pan Józef - jej mąż. Problem z sąsiadem pojawił się w 2001 roku. Wtedy mama pani Marii przepisała gospodarstwo na córkę i jej męża. Zaczęły się groźby.
- Odgraża się, że nas pozabija, że mamy się wynosić, bo to nie jest nasze – mówi pan Józef.
  • Odpowiedz
#reportaze #wydarzenia #sprawy #ludzie #cyganiemimowoli #rodzina #macierzynstwo #szlachtazewsi
Dwa tygodnie temu 13-letnia mieszkanka małej wsi pod Chojnicami, uczennica szóstej klasy szkoły podstawowej, źle się poczuła. Szkoła wezwała pogotowie do ostrego bólu brzucha, a okazało się, że dziewczyna rodzi. Było to szok dla wszystkich. 13-latka jako ojca właśnie urodzonej córeczki wskazała 20-letniego Adama P.
- To było tak, że do mnie zadzwoniła moja była dziewczyna i powiedziała, że tamta urodziła. Byłem w szoku, akurat byłem u niego (Adama P.) i mu to powiedziałem. Też był w szoku – mówi Paweł Warnke, kolega 20-letniego Adam P. Jak twierdzi, P. poczuwa się do ojcostwa. Matka 13-latki powiedziała nam, że nie wiedziała, że jej córka spotyka się z o 7 lat starszym mężczyzną. Twierdzi też, że nie zauważyła u niej ciąży.
- Ona dużo jadła, tu miała więcej – wskazuje na biodra pani Małgorzata. – No, trudno, stało się i się nie odstanie. Muszę jej pomóc fizycznie i psychicznie, bo całkiem się załamie. W szpitalu rozmawiała z psychologiem – dodaje. Zdania na temat rzekomego ojca dziecka są podzielone. - Ja go znam od szkoły. Ćpał, pił – twierdzi Artur Demczuk, sąsiad ze wsi 13-latki.
- Z tego co mi wiadomo, to nie pił, nigdy nie widziałem też, żeby ćpał. Może od czasu do czasu sobie wypił, ale nie tak, żeby się nachlać – opowiada Paweł Warnke. Prokuratura wszczęła postępowanie karne w sprawie o współżycie z dzieckiem. Śledczy muszą przesłuchać dziewczynkę, ale jest ona w połogu i trzeba poczekać. Adam P. wyjechał do Niemiec do pracy. Oficjalnie nie jest jeszcze o nic oskarżony. Przesłuchiwani są świadkowie.
- To był czwartek, jak urodziła. W piątek wieczorem byliśmy z nim razem w szpitalu, wtedy zobaczył to dziecko. Jak wyszedł, to był roztrzęsiony, ale też się cieszył, że został ojcem. Ona sama mówiła mu na początku, że ma 17 lat. Dopiero potem, jak już się akcja trochę rozwinęła, to ja z moją byłą dziewczyną powiedzieliśmy, ile ona ma lat – twierdzi Paweł Warnke .
@l-da Nie jestem tylem imprezowicza ale zastanawiam sie nad legitymowaniem osob z ktorymi siedze np. na jakiejs potancowce... wiadomo...same randomy. Jak usiada i zobacze ze kupija alkohol mam ich legitymowac? tj. zapytac o okazanie dowodu zeby nie bylo gownoburzy ze rozpijam nieletnich? Nawrt jak siedzi na wprost gibons z madonna? Mi sie tez zdazylo raz zaimprezowac z karyna lvl 19... ja chyba w tedy 20. Poszlismy do mnie a ta #!$%@?
  • Odpowiedz