@bestoneever
@Kimbaloula jak masz jakieś problemy to daj znać. jak z dupka to ogarniemy Ci inna, jak z prawem to daj znać na priv i ustawimy się na mieście, pomogę, jak coś na mieście to też zawsze można ogldkrecic i na każdego wielkiego chłopa jest większy chłop więc keep calm,newentualnie jak coś nie tak to daj znać, jesteśmy z Tobą ziomek!
  • Odpowiedz
@Kimbaloula: dzięki za prace włożoną w przygotowania wpisów. Fajnie się czytało rozsądny głos po meczu.

Odnośnie wczorajszego meczu, do tej pory szło zbyt dobrze i w końcu musiało się tak skończyć. To bardziej Legia straciła bramki (zwłaszcza pierwszą) niż Austria strzeliła. Szanse na awans są niskie, pomimo przycisnięcia przez Legie w końcówce. Na początku meczu atakowaliśmy głównie prawą strona przez piłki na Wszołka. Austria to przeczytała i w drugiej połowie
  • Odpowiedz
Drugi beniaminek pokonany 3:0. Zwolennikom różnych teorii przypominam, że Cracovia nim nie jest, a mecz drugiej kolejki został przełożony. Zresztą rok temu Legia zaczęła od meczu z beniaminkiem i w tym meczu padł remis, a w całym sezonie z każdym z nich zanotowała zwycięstwo i remis. Najczęściej wcale tak łatwo nie było.

Dodałbym wręcz, że pierwsze kolejki sezonu to najczęściej nie jest najlepszy moment na grę z beniaminkami, kiedy są jeszcze niesieni entuzjazmem po awansie. Zwykle mają one udane pierwsze kolejki czy pierwszą rundę, ale wiosną już spuszczają z tonu. Przykładami takich zespołów były w ostatnich latach Widzew czy Radomiak. ŁKS czy Ruch wcale nie zagrały nie wiadomo jak źle. Oczywiście na koniec okazały się dużo słabsze od Legii, ale potrafiły też nawiązać walkę. Naprawdę nie ma w Ekstraklasie łatwych meczów, tak jak rzadko kiedy mają one miejsce w europejskich pucharach.

Nie ma co przesadzać, żeby nie robić z tego fikołków. Legia takich rywali powinna pokonywać i oczekiwanie tego od niej jest całkowicie normalne. Tym bardziej jednak nie zasługuje na krytykę za to, że wykonała swoje zadanie. Owszem, zawodnicy Ruchu popełniali bardzo poważne błędy w defensywie, ale trzeba było je wymusić, a potem wykorzystać. To nie było tak, że Legia nie ostrzegała. Ruch wyszedł dość odważnie, ale Legia była w stanie skoncentrować grę bliżej lewej strony, aby potem przenieść ją na prawą, gdzie jak zwykle świetnie atakował przestrzeń Wszołek. Były minimalne spalone (albo i nie), ale za którymś razem musiało się udać. Czerwona kartka to spryt nie tylko Guala, ale i Pekharta, dzięki któremu ta piłka przeszła we wcześniejszej fazie. Drugi gol nie padłby, gdyby nie strzał (wreszcie jakaś próba podjęta przez Celhakę) i właściwe zachowanie Pekharta pod bramką. Nikt nie ruszył, a on zachował się tak, jak powinien to robić napastnik.

Jestem
Legia nie byłaby sobą, gdyby nie doprowadziła wygranego meczu do nerwówki. Trzeba przyznać, że dużo się dzieje, choć pewnie w pucharach bardziej przydałoby się trochę nudy i spokoju.

Z innymi przeciwnikami to może nie przejść, ale prawdopodobnie w zespole doskonale zdają sobie z tego sprawę. Może jest to moment, żeby nawet po wygranej czepiać się i szukać, co można poprawić, ale z drugiej strony to trochę też martwienie się na zapas. Już za trzy dni czy za tydzień mecze mogą wyglądać inaczej, ułożyć się w inny sposób i wszystko będzie już nieaktualne.

Pozytywem jest to, że nawet przy traconej dość dużej liczbie goli Legia jest na tyle mocna w ofensywie, że jest w stanie to nadrobić. Jedynie Josue gra trochę słabiej, ale to też można przekuć w pozytyw – nie jesteśmy od niego aż tak uzależnieni, że tylko on może ciągnąć grę. Obecnie bardzo dużo dokładają od siebie Wszołek i Pekhart, a raz na jakiś czas można liczyć na coś ze strony Muciego. Mam wrażenie, że z każdym kolejnym meczem rozkręcają się Gual i Elitim, choć to pewnie jeszcze nie jest to. A wciąż jest jeszcze wielu zawodników niewykorzystanych, którzy czekają na szansę.

Problemy
  • Odpowiedz
Chciałbym, żeby było tak jak piszecie, że jestem na miejscu w Kazachstanie i relacjonuję mecz. Byłoby to bardzo kuszące wybrać się do środkowej Azji z tego tylko powodu. Niestety rzeczywistość jest inna i jest to piwnica, w tej top jakości nie było zbyt wiele widać, ale obejrzeć o wczesnej porze się udało.

Chaotyczny, szalony mecz, który wymyka się kategorycznym ocenom. Patrząc na umiejętności piłkarskie, Legia wyglądała dużo lepiej i remis powinien być dla niej porażką. Mając jednak 0-2 w plecy, trudno nie doceniać kolejnego odrobienia strat. Zespół gra do końca i nie jest to tylko pusty frazes. Mogło się skończyć 0-3, mogło być 3-2… Dużo się działo, ostatecznie chyba jest to zasłużony remis, który daje nam korzystną sytuację. W rewanżu musi być o wiele lepiej.

Zwłaszcza pierwszy gol, którego strzeliliśmy sobie sami, byłby symbolem kompromitacji, której już od jakiegoś czasu w wykonaniu polskich zespołów w pucharach nie było. Za wcześnie się ucieszyłem, że nie tracimy goli. Ryzyko, jakie podejmujemy przy tak wysokim ustawieniu, raz na jakiś czas daje o sobie znać. Było tym gorzej, że Kazachowie ustawicznie grali lagi na naszą połowę w tę wolną przestrzeń, a nasi obrońcy zdecydowani zbyt często puszczali piłki w kozioł, zwłaszcza Pankov. Do tego wciąż Tobiasz ma problem z oceną toru lotu piłki i nieszczęście gotowe. Ta piłka wydawała się lecieć sto lat, więc wygląda to na poważny błąd, ale może przy zebraniu doświadczenia będzie dało się je ograniczać. Wystawianie młodego bramkarza ma swoje zalety, ale takie mecze przypominają nam też o wadach tego rozwiązania.

Generalnie
Start top. Bardzo przyjemny mecz na inaugurację ligi i zasłużony wynik. Legia zrobiła to, co do niej należało, czyli ograła słabszego rywala.

W meczach z beniaminkami bywało różnie i nie zawsze było oczywiste, że byli do ogrania. Rok temu graliśmy z Koroną i były ciężary, pewnie też dlatego, że na wyjeździe. U siebie Legia wygrała kolejny mecz, strzelając co najmniej trzy gole.

Oprócz wyniku i gry imponująca była frekwencja, której o tej porze roku zwykle się u nas nie notuje. Pogoda dopisuje, ale środek wakacji nie sprzyjał takim tłumom na trybunach. Nie wiem, jak to zrobiono, ale zjawisko chodzenia na Legię nakręca się i coraz lepiej współgra z postawą zawodników na boisku. Ostatni raz coś takiego przeżywaliśmy chyba idąc wiosną 2016 roku po dublet na stulecie.

Zwycięstwo
  • Odpowiedz
Coś się nie zgadza. Jest lipiec, a Legia ma wygrany Superpuchar Polski i udany okres przygotowawczy za sobą. Polecam wszystkim iść spać, zanim na dobre w to uwierzymy.

Czekam tylko, aż wszystko się rozsypie, bo za dobrze to wygląda. Wzmocnienia jeszcze przed końcem czerwca, na wszystkich pozycjach, które tego wymagały. W sparingach z dobrymi zespołami gra się kleiła, poza pojedynczymi przypadkami nie było kontuzji, trener ma za sobą już trzeci okres przygotowawczy z drużyną, co w Legii jest sytuacją bardzo rzadką. Teraz jeszcze, wprawdzie po nie najlepszym meczu, zdobył Superpuchar i przełamał kolejną fatalną serię klubu. Jest po prostu za dobrze.

Na wszystko da się też znaleźć kontrargumenty, bo wzmocnienia mogą się okazać tylko papierowe, sparingi nie mają znaczenia, kontuzje jeszcze przyjdą, a trener zostanie zwolniony. Tak może być, ale jak na Legię jest wyjątkowo normalnie, patrząc na to, co dzieje się w polskiej piłce. Nie ma nawet za bardzo żadnych afer wokół zespołu, bo nawet jak ktoś kręcił nosem na zachowanie w serii rzutów karnych, to i tak trudno to porównywać z tym, co było po finale Pucharu Polski.

Granica
  • Odpowiedz
Sezon zakończony z twarzą. Nikt tego głośno nie mówił, ale były to rozgrywki przejściowe. W klubie wyznaczono jako cel miejsce na podium, co zgadza się z tym, co sam przewidywałem optymistycznie przed sezonem. Realnie rzecz biorąc, więcej i tak nie dało się osiągnąć i w takich warunkach trzeba docenić drugie miejsce i puchar.

W kolejnym sezonie drugie miejsce ma już być rozczarowaniem. Nie ustosunkuję się do tego teraz, a najpóźniej w sierpniu. Gdy będzie wiadomo, które kluby zagrają w fazie grupowej, będzie można rozsądnie to ocenić. Aktualnie wydaje się, że gra co trzy dni przez całą jesień byłaby dla nas nie do pogodzenia. Dużo musiałoby się zmienić przez najbliższe dwa-trzy miesiące. Niewątpliwie też ważne będzie to, w jakiej sytuacji znajdą się Lech i Raków. Podtrzymuję to, co bym chciał, czyli całą trójkę w fazie grupowej i równą rywalizację o mistrzostwo. Tak raczej nie będzie, choć nie takie rzeczy się działy.

Ponownie obawiałem się, czy różnica w zaangażowaniu nie będzie zbyt widoczna, skoro jedni nie grali o nic, a drudzy o życie. Początek wyglądał bardzo źle, nie byłoby przesadą ani niesprawiedliwością, gdyby Śląsk prowadził dwoma lub trzema golami. W tym miejscu bardzo pomógł Tobiasz, który miał sezon pełen wzlotów i upadków, ale być może jest to wkalkulowane na tak wczesnym etapie kariery.

Ogólnie
Bardzo zmęczony Kimbełełe, ktory zrelacjonował dla nas cały sezon Legii Warszawa.

Spocony, zmęczony wraca do żony i dzieci, żeby nadrobić zaległości.

Te podziekowania nie sa skierowne tylko do Kimbełeły. To podziekownia dla jego rodziny, za to że wytrzymali trudy tego sezonu. Czas rozłąki z kimbełeła, ktory wybierał się dla nas w najgorętsze części różnych stadionów ekstraklasy. Mróz, deszcz, upał. On tam dla nas był. Pisał. Nie każdy bohater nosi pelerynę

Po prostu
Czopelka - Bardzo zmęczony Kimbełełe, ktory zrelacjonował dla nas cały sezon Legii Wa...

źródło: istockphoto-505372910-1024x1024

Pobierz
  • Odpowiedz
Kompromitacja. Właściwie to już wszystko jedno, ale z tak słabym zespołem Legia w tym sezonie jeszcze nie przegrała.

Z jednej strony mecz był zupełnie o nic i nawet nie ma się o co wściekać, bo już nawet strata drugiego miejsca nie jest możliwa. Z drugiej jednak nie ma co się dziwić, że tego typu mecze tak wyglądają. Wystarczy, że zawodnicy mają takie samo podejście. Obawiałem się, że tak to może wyglądać już tydzień temu, ale poczekali z tym kilka dni.

Katastrofalnie wyglądają ostatnio wyniki Legii na wyjazdach. Nad grą można dyskutować, ja na przykład sądzę, że z ostatnich trzech przegranych meczów każdy dało się co najmniej zremisować, ale to by wymagało trochę więcej włożonego wysiłku. Najtrudniej pewnie z Pogonią, najłatwiej dzisiaj, ale to nieistotne. Na swoim stadionie było kilka rozczarowujących remisów, ale częściej były zwycięstwa po dobrej grze. Na wyjazdach Legia była w stanie wymęczyć kilka zwycięstw, zwłaszcza na początku tej rundy, ale to się skończyło.

Legia
  • 2
@matixrr: Jeżeli dobrze liczę, to Strzałkowi brakuje teraz 51 minut, aby być uwzględnionym. Na wszelki wypadek, żeby nie było wątpliwości, powinien zagrać co najmniej 60 ze Śląskiem. To, plus 90 minut Tobiasza, powinno przynieść lekko licząc 740 punktów. To może być na miarę awansu o dwie-trzy pozycje, czyli właśnie około miliona złotych różnicy.
  • Odpowiedz
Mnie zastanawia co innego. Kiedy Legia straciła poprzednio gola po strzale z połowy przeciwnika? Może ktoś fartem będzie kojarzyć.
  • Odpowiedz
Trochę rozrywki chłopskiej w nudnej końcówce sezonu. Jutro mogą się skończyć jakiekolwiek emocje w Ekstraklasie, przez co mecz ostatniej kolejki ze Śląskiem może wyglądać… oby tak jak dzisiaj.

Miałem duże obawy co do tego, jak mogą przebiegać mecze bez stawki z udziałem Legii. Nie mam z nich zbyt dobrych wspomnień. Pierwsza połowa właściwie nie zapowiadała, że tym razem będzie inaczej. Owszem, już od samego początku nie było dyscypliny taktycznej, w związku z czym pod obiema bramkami ciągle dużo się działo. Jednak w naprawdę ważnym meczu, który byłby o coś, takich warunków na ogół nie ma. Pewnie niewiele nam da przetestowanie czegokolwiek w meczu, który bardziej był sparingiem niż spotkaniem o stawkę.

W tym momencie łatwo o tym zapomnieć, ale pierwsza połowa była kiepska, a wręcz niepokojąca. Legia bardzo łatwo dawała nadziewać się na ataki Jagi. Jednak z drugiej strony wiele z tych akcji wynikało z ryzyka, które podejmowaliśmy na własnej połowie, a kiedy to robić, jeśli nie w takim meczu? Ok, znowu strata na własnej połowie okazała się bolesna, tylko powstaje pytanie, czy kiedyś to się nie opłaci, gdy uda się to doszlifować i wychodzić w ten sposób spod pressingu.

Jagiellonia
@Kimbaloula badzmy jednak fair, punktujemy ba poziomie sezonów gdzie mieliśmy mistrza w ostatnich 10 latach, a nawet czasami punktujemy lepiej. Ten sezon to jak dla mnie ewenement, takiej serii Rakow już nie powtórzy, zwłaszcza, ze właściciel odpuszcza chyba temat, a Lech nie ma mentalu, żeby robić 2,5pkt na sezon.
  • Odpowiedz
Teraz już definitywnie over. Zostały trzy sparingi do końca sezonu, które posłużą do przygotowania pod to, aby kolejny był lepszy.

Scenariusz, w którym Raków przegrywa z Koroną, ale Legia nie wygrywa z Pogonią, sygnalizowałem już tydzień temu po Wiśle Płock. Przebieg finału Pucharu Polski tylko zwiększył prawdopodobieństwo takiego obrotu wydarzeń. Nie chcę teraz wszystkiego na to zwalać, ale dla uporządkowania opiszę fakty: 120 minut we wtorek, z czego 114 w osłabieniu, świętowanie po meczu, jeden z najdalszych wyjazdów w lidze, w składzie tylko dwie wymuszone zmiany, po drugiej stronie Pogoń będąca w dobrej formie i grająca w szybkim tempie.

To wszystko stanowi usprawiedliwienie, ale wyłącznie dla końcówki meczu. Wtedy widać było, że zawodnicy nie są w stanie więcej z siebie wykrzesać. Pewnie dałoby się utrzymać remis, ale w końcowych kilkunastu minutach nie zbliżyliśmy się do zwycięstwa. Pretensje trzeba mieć o pozostałą część meczu. Zbyt często Legia nie wykorzystywała przestrzeni, która tworzyła się za plecami obrońców. To już nie był mecz, w którym grała w osłabieniu, a gra na 0-0 czy tym bardziej na 0-1 i tak nic nie dawała. W odróżnieniu od wtorku trzeba było więc od czasu do czasu wyjść z piłką i było z tym różnie. Legia nie do końca poszła też za ciosem, kiedy szybko po przerwie strzeliła gola.

Zawodnicy
  • Odpowiedz
XDDDD To nie miało prawa się udać, a jednak się udało. Nie będzie drugiego z rzędu sezonu bez trofeum, tym razem w pełni poważnie można pisać o sukcesie.

Już kilka razy w tym sezonie Legia znajdowała się na aucie w Pucharze Polski i wydawało się, że nic jej nie uratuje. Mimo wielu przeciwności przeszła całe rozgrywki. Mecz finałowy dobrze to podsumował, choć zadanie było najtrudniejsze z możliwych. Przetrwanie prawie 120 minut gry w dziesięciu przeciwko najlepszemu zespołowi w Polsce wydawało się nie do zrobienia. Raków ogrywa wszystkich nawet jedenastu na jedenastu. Legia nastawiła się wyłącznie na dociągnięcie do rzutów karnych i to osiągnęła.

Po meczu ligowym z Rakowem mogliśmy się cieszyć, że spotkanie na szczycie Ekstraklasy wyglądało tak efektownie. To było póki co maksimum, na jakie było stać Legię w tym sezonie. Nie da się ukryć, że finał PP wyglądał zupełnie inaczej. Chciałoby się powiedzieć, że jak typowy finał, ale tak wczesna czerwona kartka nie należy do typowych zjawisk w jakimkolwiek meczu. W każdym razie, będąc neutralnym, można było się mocno męczyć. W naszym przypadku to była głównie ekscytacja na zasadzie – wytrzymają czy nie. Legia nie miała najmniejszych chęci do wygrania tego meczu wcześniej. Oprócz jednego stałego fragmentu, kiedy do piłki doszedł Slisz, a także przypadkowej sytuacji Mladenovicia, nie było nic. To wyglądało podobnie poprzednim razem, kiedy Legia grała w dziesięciu, czyli z Górnikiem. Wtedy jednak broniła prowadzenia, a wykluczonym zawodnikiem był Josue. Teraz pozostawał na boisku, a co do wyniku uznano, że jest czego bronić.

Ważnym
Mimo że decydują szczegóły, mam przekonanie, że kogokolwiek Runjaić nie wstawiłby do bramki, dałby sobie radę. Jednak nawet mając trzech równorzędnych bramkarzy trzeba umieć mądrze wybrać i tu na koniec okazało się, że postawienie na Tobiasza było strzałem dziesiątkę.


@Kimbaloula: Tu sie zdecydowanie nie zgodze. Po pierwsze, Kosta wybieral miedzy Tobiaszem, a Miszta, bo z racji mlodziezowca praktycznie nie bylo opcji, zeby Hladun zagral. I Miszta mimo, ze mam momenty
  • Odpowiedz
Jest sukces – odłożenie w czasie mistrzostwa Rakowa Częstochowa. Tylko tyle można było zrobić dziś w temacie, który zaczął być grzany.

W kontekście samej Legii mecz z Wisłą Płock był tylko o to, aby nie zagęścić dodatkowo atmosfery. Czwarty mecz z rzędu bez zwycięstwa, zwłaszcza gdyby miał być po słabej grze, byłby trudny do przyjęcia. Z drugiej strony czuć, że finał pucharu zbliża się coraz bardziej i wszystko musi być podporządkowane temu meczowi.

Mecze dwóch drużyn niegrających o nic mogą kończyć się źle, czego przykład mieliśmy tydzień temu. Chciałbym, aby solidne, niezłe, a w przyszłości te słabsze mecze Legii wyglądały tak, jak ten dzisiejszy – czyli bez większej historii, ale ostatecznie wygrane w sposób przekonujący. Wolałbym, żeby tak wyglądało minimum, którego mamy oczekiwać od zawodników na boisku. Z Wartą tego minimum nie zaprezentowali, dziś było nieco bliżej.

Gdyby
@Kimbaloula: Dodalbym na koniec: niestety. Prawda jest taka, ze w obecnym sezonie punktujemy niewiele gorzej niz w czasach gdy zdobywalismy mistrzostwo. Dodajac do tego miejsce, gdzie bylismy rok temu, ten sezon jest o wiele lepszy niz wiekszosc sie spodziewala. Oby tylko komus nie przyszlo do glowy, ze trzeba nam lepszego trenera, no ale temat pt. cykl Legii jest wszystkim znany, co bedzie to bedzie.
  • Odpowiedz
@RyanWolf Z tym sukcesem to nie było serio. Końcówka ligi już od kilku tygodni jest bez stawki i cały ten czas o tym piszę.

Potem chyba sobie zaprzeczasz. Albo powinni wygrywać ligę w cuglach, albo to amatorka, gdzie nic nie działa. Jest jeszcze możliwość, że wszystkie polskie kluby to amatorka większa od Legii, ale wtedy to oznacza, że Raków też.

Dlaczego jest wyżej - nie wiem, może dlatego że budują według jednego pomysłu od kilku lat, wymieniają najsłabsze ogniwa i wymieniają na lepsze. Od dłuższego czasu nie sprzedali podstawowego zawodnika. Budżet całościowo może i mniejszy, bo nie ma rozbudowanej infrastruktury, która generuje ogromne koszty. Za darmo zawodnicy nie grają, w przeciwnym razie łatwo znaleźliby inne, lepsze kluby.
  • Odpowiedz
Koniec sezonu w lidze. To główna przyczyna, ale i efekt tego, co się dzisiaj stało. Teraz już naprawdę cała koncentracja będzie musiała pójść na finał Pucharu Polski.

Obawiałem się, że tak mogą wyglądać mecze o nic w wykonaniu Legii. Od zeszłej kolejki mniej więcej wiadomo, na którym miejscu zakończy sezon, a nawet jeśli spadnie jeszcze na niższe niż drugie, nie będzie dużej różnicy. Liczy się to, że nie ma już realnych szans na mistrzostwo. Rok temu, po zapewnieniu sobie utrzymania, choć jeszcze nie matematycznym, było podobnie i teraz nie udało się tego zmienić.

Nie może to być jednak wymówką, zwłaszcza że Warta też już nie gra o nic. Ma wprawdzie w zasięgu europejskie puchary, ale dla nich nie jest to sprawa życia i śmierci. Jak się do nich nie zakwalifikują, to nic się nie stanie. W tej sytuacji ich podejście do dość nieistotnego meczu ligowego było nieco lepsze niż nasze. Może nie w odróżnieniu od nas nie mają w perspektywie Pucharu Polski, ale to wciąż jest mecz dopiero za kilkanaście dni, a nie kilka. Tuż przed finałem, tak jak będzie to w meczu z Wisłą Płock, w pewnym sensie rozumiałbym tę różnicę w zaangażowaniu. Tutaj było za wcześnie na wyciąganie leżaków, a jednak to się stało.

Patrząc
W zasadzie over. Matematyka jeszcze dopuszcza zmiany, ale remis z Lechem w dużej mierze przekreśla zarówno szanse na mistrzostwo, jak i ryzyko spadku na miejsce niższe niż drugie.

W zeszłym sezonie też nie tak szybko matematycznie się utrzymaliśmy, ale o tej porze też było mniej więcej jasne, że sezon ligowy praktycznie się dla nas skończył. Istotna różnica polega na tym, że wtedy nie było nas w finale Pucharu Polski. Teraz wiadomo, że coraz bardziej trzeba będzie koncentrować się na tym jednym meczu, a w lidze cokolwiek zmienić mógłby tylko cud (lub katastrofa, patrząc w drugą stronę).

Z jednej strony szkoda, że w tym meczu wypuściliśmy szansę z rąk, ale z drugiej znowu odrobiliśmy straty. Ten mecz nie był do końca jednoznaczny. Pierwsza połowa była dla Legii, druga raczej dla Lecha i remis rozpatrywałbym jako zasłużony. Zabrakło nam jak zwykle dwóch rzeczy: dobicia rywala, kiedy gramy dobrze, oraz uchronienia się przed stratą goli, które znowu tracimy bardzo łatwo. Jeden z nich to farfocel, drugi był bardzo ładny, ale wcześniej piłka też odbijała się przypadkowo. To jednak nie jest aż tak ważne jak to, że można było te sytuacje kilka razy skasować i wyjaśnić, a zamiast tego piłka pozostawała w polu karnym i nieszczęście gotowe.

Jak
  • Odpowiedz
Cóż, miało wyjść inaczej. Seria meczów bez porażki została podtrzymana, ale w zasadzie nic to Legii nie daje.

Prawdopodobnie okaże się, że ten mecz i tak o niczym nie decydował. Jeżeli jednak strata tych dwóch punktów będzie decydowała o mistrzostwie, to będzie czego żałować. Nie będzie to jednak żal taki, jak po Widzewie czy Cracovii. Tutaj przez długi czas nawet nie było blisko remisu i wynik jest ponad to, co dzisiaj pokazała Legia. Niby była przewaga, ale tak naprawdę prosiliśmy się o porażkę i ledwo jej uniknęliśmy.

Tydzień temu nawet specjalnie nie zapowiadałem tego spotkania, bo i tak ważniejsze w kontekście trofeów w tym sezonie są dla nas mecze Rakowa. Tak to niestety wygląda, że musimy liczyć na to, że to oni się wyłożą. Jednak w tej kolejce, podobnie jak w moim wpisie, skończyło się tylko na oczekiwaniu na wpadkę, a zabrakło działania z naszej strony. W efekcie jest jeszcze gorzej niż było, bo teraz trzeba już odrabiać średnio jeden punkt na kolejkę. Być może Radom to było jedno z ostatnich miejsc, gdzie Raków rzeczywiście mógł stracić punkty. Wprawdzie pojedzie jeszcze do Legnicy, ale liczenie, że zaprezentuje się tam tak samo źle jak my, jest obecnie dość naiwne.

W
  • Odpowiedz
Wreszcie finał Pucharu Polski. Piszę tu od dość dawna, a przez te niecałe 8 lat miałem tylko dwie możliwości pisania o tym meczu z udziałem Legii, w 2016 i 2018. W 2015 ulało mi się bowiem po meczu z Lechem w rundzie finałowej, a było to tydzień po wygranym finale PP przeciwko temu zespołowi.

W tym sezonie Legia w pucharze przeplata pewne zwycięstwa meczami ekstremalnie trudnymi, a także szczęśliwie zakończonymi. Mogło nas nie być już po pierwszej rundzie przeciwko Bruk-Betowi, jak również po 1/8 finału z Lechią. Tu było niby o tyle lepiej, że groziła nam dogrywka, a jeszcze nie odpadnięcie, ale kto wie, co by było, gdyby KKS strzelił.

Przyznam szczerze, że nie oglądałem ani jednego meczu KKS-u w tym sezonie. Żałowałem tego, bo gdy mnie to omijało, to okazywało się, że przegapiłem bardzo ciekawe mecze z Widzewem, Górnikiem i Śląskiem. Te dwa pierwsze były podobno całkowicie szalone, za to ten trzeci to pewne i bezdyskusyjne zwycięstwo nad zespołem z Ekstraklasy. Przypomina mi się to dlatego, że w drugiej połowie można było zobaczyć, że coś w tym było. Chwaliliśmy Lechię Zielona Góra za to, że próbowała grać z nami w piłkę, ale oni nie wystawili nas na taką próbę jak KKS Kalisz.

Czasami
Dobrze, że Miszta i Augustyniak mieli tego dnia szczęście.

Rzeczywiśćie. W przyszłym sezonie, może tak się ułoży drabinka w pucharach, tak jak w tym roku i będzie szansa na polski finał w Lidze Mistrzów ( ͡º ͜ʖ͡º)
  • Odpowiedz
( ʖ̯) Piękny mecz. Szanse na mistrzostwo wciąż są minimalne, ale furtka pozostaje uchylona. W bardzo ważnym momencie sezonu Legia nie zawiodła, wręcz przeciwnie.

Miałem nadzieję, że sezon ułoży się tak, że nie będzie zbyt wielu meczów z bezpośrednimi rywalami o dane miejsce w tabeli. Było to mało prawdopodobne i już dość dawno temu wyklarowało się, że domowy mecz z Rakowem będzie o podtrzymanie szans. Może wyglądałby on inaczej, gdyby różnica punktowa była mniejsza, a stawka przez to jeszcze większa. Mimo dużych różnic dzielących Legię i od pierwszego, i trzeciego miejsca, presja jednak była i drużyna jej sprostała.

Statystyką, która czasami jest przywoływana, są wyniki przeciwko dołowi i górze tabeli. Legii zarzucano często, że wprawdzie pokonuje tych najsłabszych, ale nie radzi sobie z najmocniejszymi. Często maksimum, na jakie ją było stać, to remisy. Ja nie przejmowałem się tym aż tak. Po pierwsze, jest to całkowicie logiczne, że zdobywa się więcej punktów ze słabszymi, bo, uwaga, są słabsi. Ponadto jest ich w lidze więcej i można sumarycznie zdobyć więcej punktów w tych, powiedzmy, 24 meczach niż w pozostałych 10. Przez długi czas najwyżej notowanym zespołem, którego pokonała Legia w tym sezonie, był Widzew. Teraz wreszcie możemy poszczycić się zwycięstwem z drużyną z ligowego topu, która w dodatku
  • Odpowiedz
Ale jazda. Pojedyncze mecze Legii niby nie robią wielkiego wrażenia, ale jakby zebrać je w całość, to od dłuższego czasu mamy serię imponujących wyników. Wciąż dajemy sobie ułamek procenta szans, że jeszcze coś się wydarzy na górze tabeli.

Ostatnie mecze wyglądają tak, że niby Legia nic nie gra, ale na koniec okazuje się, że wygrywa i to całkowicie zasłużenie. Jeżeli miała w tych meczach jakieś kłopoty, to głównie dlatego, że sama się o nie prosiła i próbowała podać rywalowi pomocną dłoń. Po takim meczu jak dziś mogę przyznać, że nie ma w tym zbyt wiele efektownej gry, ale też ciężko mówić o wymęczonych zwycięstwach.

Mecz stał głównie pod znakiem niemocy. W pierwszej połowie Radomiak nie był w stanie zrobić w ofensywie dosłownie nic. Legia na początku wyglądała na podobnym poziomie, ale powoli zyskiwała coraz większą przewagę. Dość niepostrzeżenie okazało się, że wypracowała w tym czasie wystarczająco dużo sytuacji, aby wyjść na prowadzenie. Ostatecznie trochę poszczęściło się z rzutem karnym. Nie mówię, że był nieprawidłowy, bo jako obrońca nie możesz rozkładać rąk w ten sposób i liczyć na to, że przypadkowo odbita piłka będzie usprawiedliwieniem. Samo to, jak do niego doszło, było trochę szczęśliwe, choć też wynikało z tego, że w końcówce pierwszej połowy Legia już zepchnęła Radomiaka do głębszej defensywy.

Do
@Kimbaloula: Mnie to fascynuje, ze po takiej serii, po wynikach punktowych na poziomie tych sezonow, gdzie wygrywalismy mistrzostwa, jest taka krytyka trenera. Nawet ty poswiecasz podsumowanie tekstu na poddanie w watpliwosc umiejetnosci trenera. Tak wlasnie to w Polsce wyglada, Lech wchodzi do 1/4 pucharu, to wysmiewamy puchar i krytykujemy trenera, ze gra zachowawczo, Kosta restartuje gre Legii, wyciaga z zespolem swietne wyniki, mimo braku Carlitosa i chyba najgorszej kadry jaka
  • Odpowiedz
Kolejne zadanie wykonane. W trzecim kolejnym meczu u siebie Legia strzeliła dokładnie dwa gole, ale w odróżnieniu od poprzednich, nie straciła żadnego. Takie to proste.

Trudno było nie patrzeć na Stal jak na jeden z najsłabszych zespołów ligi na wiosnę. Nie sądziłem, że z tego powodu będzie łatwo, ale że mecz będzie inaczej wyglądał. Do tej pory ich sposobem na nas była bardzo głęboka defensywa i stałe fragmenty gry. Spodziewałem się, że tak zagrają i teraz. Zwłaszcza że wiedzieli, że zagramy bez Josue, więc w ataku pozycyjnym przeciwko zmasowanej obronie może nam być trudniej. Zamiast tego zagrali z nami w piłkę, co trzeba docenić. Jakże inaczej wygląda nasz mecz z Widzewem, Stalą czy nawet Lechią Zielona Góra, a jak z takim Górnikiem. Nawet jeżeli Legia popełniała błędy i trzeba jej to wytknąć, przynajmniej da się to oglądać z obu stron, a między innymi o to chodzi.

Nie chcę tworzyć mitów, ale mam wrażenie, że w powszechnej opinii Legia wymęcza te punkty i niczego poza tym nie pokazuje. Tak do końca nie jest, a przynajmniej nie u siebie. Na ostatnich wyjazdach ligowych rzeczywiście tak to wyglądało, natomiast przy Ł3 gra się w miarę zgadzała, ale ostatnie remisy trochę nie pozwalały tego zauważać. Powraca odwieczny dylemat punkty vs styl. Dziś priorytetową rzecz, czyli punkty, możemy zaliczyć. O stylu można dyskutować, ale w mojej ocenie zwycięstwo było zasłużone.

W
@Kimbaloula: Ja nie za bardzo jednego rozumiem, ogolnie ludzie narzekaja na Legie w tej rundzie i chwala Rakow, a prawda jest taka, ze oba zespoly zdobyly na wiosne dokladnie tyle samo punktow i odjechaly reszcie stawki. Szansa na 1 miejsce jeszcze jest, o wszystkim zadecyduje 1 kwietnia i mecz z Rakowem.
W dzisiejszym meczu trzeba docenic Slisza, jak dla mnie byl wczoraj najlepszy, to ile musial naprawiac z tylu to
  • Odpowiedz