Wpis z mikrobloga

Cóż, miało wyjść inaczej. Seria meczów bez porażki została podtrzymana, ale w zasadzie nic to Legii nie daje.

Prawdopodobnie okaże się, że ten mecz i tak o niczym nie decydował. Jeżeli jednak strata tych dwóch punktów będzie decydowała o mistrzostwie, to będzie czego żałować. Nie będzie to jednak żal taki, jak po Widzewie czy Cracovii. Tutaj przez długi czas nawet nie było blisko remisu i wynik jest ponad to, co dzisiaj pokazała Legia. Niby była przewaga, ale tak naprawdę prosiliśmy się o porażkę i ledwo jej uniknęliśmy.

Tydzień temu nawet specjalnie nie zapowiadałem tego spotkania, bo i tak ważniejsze w kontekście trofeów w tym sezonie są dla nas mecze Rakowa. Tak to niestety wygląda, że musimy liczyć na to, że to oni się wyłożą. Jednak w tej kolejce, podobnie jak w moim wpisie, skończyło się tylko na oczekiwaniu na wpadkę, a zabrakło działania z naszej strony. W efekcie jest jeszcze gorzej niż było, bo teraz trzeba już odrabiać średnio jeden punkt na kolejkę. Być może Radom to było jedno z ostatnich miejsc, gdzie Raków rzeczywiście mógł stracić punkty. Wprawdzie pojedzie jeszcze do Legnicy, ale liczenie, że zaprezentuje się tam tak samo źle jak my, jest obecnie dość naiwne.

W każdym razie łatwo było dopisywać trzy punkty przed meczem, a teraz trzeba się zmierzyć z tym, że nie pokonaliśmy ostatniego zespołu w tabeli, który ostatnio regularnie przegrywał i nie był w stanie nawet strzelić gola. Do tej pory Legia była w takich meczach dość rzetelna. Nawet gdy pojawiały się problemy, to z pewnym trudem, ale je opanowywała. Żeby daleko nie szukać, było tak w domowym meczu z Miedzią. To chyba najsłabszy zespół, z którym straciliśmy punkty, od czasu Śląska Wrocław w ostatniej kolejce zeszłego roku. Można jeszcze zastanawiać się nad tegorocznymi Cracovią i Widzewem, które wiosną nie zachwycają, ale mimo wszystko znajdują się w środku tabeli, a nie walczą o utrzymanie.

Zdecydowanie był to słabszy mecz Legii. Już pierwsza połowa nie zachwycała, a okazało się, że i tak była przyzwoita w porównaniu z drugą. Straconego gola można było potraktować jako wypadek przy pracy i efekt ryzyka, które podejmuje Legia w rozegraniu od tyłu. To był jedyny strzał Miedzi w całej połowie i do tego po obcierce, a Legia oprócz rzutu wolnego była w stanie jeszcze stworzyć dwie-trzy sytuacje – mało, ale przynajmniej cokolwiek.

Ponownie Legia bardzo źle weszła w drugą połowę. Dała się zdominować Miedzi i to był moment, w którym już trzeba było z całkowitym przekonaniem powiedzieć, że przegrywała zasłużenie. Czasu pozostawało dużo, ale ani trochę nie przybliżaliśmy się do wyrównania. Gra kompletnie się nie kleiła, a zawodnicy wyglądali, jakby pierwszy raz spotkali się na boisku. Zmiany były niezbędne, ale oprócz Jędrzejczyka nic nie wniosły, a on i tak odpowiada przecież głównie za defensywę. Może statystyki temu przeczą, ogólny obraz gry też tak nie wyglądał… Ale mam wrażenie, że dla Legii był to szczęśliwy remis, także mimo tego, że po wyrównaniu z karnego były jeszcze kolejne minuty, czyli nie było to wyrównanie w absolutnej końcówce.

Już po meczu z KKS-em Kalisz niechętnie podchodziłem do wymówki w postaci zmęczenia, ale częściowo można było jeszcze to przyjąć. Tutaj jednak o niczym takim nie może być mowy. Nawet jeżeli niektórzy teraz wracają po kontuzjach albo ostatnio mniej grali, to też nie może to usprawiedliwić niektórych błędów. Nie było za bardzo braków kadrowych, przeciwnik w zasadzie proszący się o dobicie (w kontekście całego sezonu), murawa równa i tak dalej… Nie będę zrzucał wszystkiego na lekceważenie, ale tym bardziej nie świadczyłoby ono dobrze o zawodnikach.

W kontekście dalszej części sezonu bardzo ważny będzie powrót do solidności w defensywie, bo tracąc po dwa gole najczęściej zbyt wiele nie zdziałamy. I tak zaskakująco dużo takich meczów nie przegraliśmy, bo aż siedmiu. Cztery z nich to były remisy 2:2. Jeszcze pierwszego gola bym odpuścił, ale wkurzył mnie drugi, bo to też powrót demonów Mladenovicia z gry w obronie, akurat po kilku meczach, kiedy w tym aspekcie prezentował się dobrze… Natomiast i tak najbardziej w tym meczu niepokoił mnie atak pozycyjny Legii. W meczu pierwszej rundy z Miedzią wahadłowi mieli ogromne luzy i wykorzystali to, przesądzając wynik na naszą korzyść. Tutaj z trudem parę razy przebił się Mladenović, a także w doliczonym czasie Wszołek. Ostatecznie ta szarża przyniosła nam remis, ale nie do końca o to chodziło. Był duży problem z zagraniem piłki w pole karne, ale i z podejściem pod nie. Za często piłka uciekała na aut czy kończyła się inną stratą. Josue nie miał aż tylu możliwości do posyłania otwierających podań przy tak nisko ustawionej obronie rywala. I tak kilka takich zagrał. Jedno z nich, w pierwszej połowie do Mladenovicia, było idealne, ale Serb nie przyjął tej piłki dobrze i uciekła mu ona poza boisko. Miałem wrażenie, że dziś zespołowo niewiele jesteśmy w stanie skonstruować. Tylko stałe fragmenty lub indywidualne zrywy, takie jak Muciego, dawały jakąkolwiek nadzieję. One też są ważne i są sposobem na mecze, w których nie idzie. Ostatecznie, przy aż tak złej postawie w ataku, i tak dużo wyciągnęliśmy, bo aż dwa gole strzelone, ale nie wyglądało to obiecująco.

Zaryzykuję stwierdzenie, że mamy lepszą kadrę niż KKS Kalisz i Miedź Legnica. Mimo to wzmocnienia są potrzebne. Teraz jeszcze dajemy radę wynikowo, ale puchary są coraz bliżej. Gdybyśmy grali co trzy dni, oby jak najdłużej, to takie mecze jak z Miedzią mogą być przegrywane lub możemy mieć jeszcze więcej takich wpadek. To wciąż nawiązanie do tego, że Legia nie jest gotową drużyną. Jak na ten etap sezonu już dużo zrobiła, ale mam nadzieję, że nie odleciano za bardzo po zwycięstwie z Rakowem. Dwa ostatnie mecze, mimo że bez porażki, już bardziej sprowadzają na ziemię. To też nie jest moment, żeby rozpędzać wszystkich na cztery strony świata, ale zastanowić się, jak można pomóc trenerowi, aby w przyszłym sezonie miał łatwiej. Obawiam się, że w tym meczu wyszło to, o czym pisałem niedawno, czyli brak porządnych alternatyw na pozycji wahadłowych. Po niezłych wejściach w Kaliszu wyszło dziś na to, że Baku znowu nic nie dał z przodu, a Johanssona w ogóle zabrakło. To są zbyt ważne miejsca na boisku, aby to tak zostawić, a w dodatku wciąż istnieje ryzyko odejścia Mladenovicia. Właściwie na każdej pozycji przydadzą się wzmocnienia, ale tutaj wydają mi się one najbardziej pilne.

Ciekawostką statystyczną wokół tego meczu, którą można grzać, jest wreszcie gol z rzutu wolnego. To niesamowite, jak długo trzeba było na niego czekać, niestety znowu pada on w nieudanym meczu. Można tylko powtórzyć to, co napisałem wyżej – taki gol z wolnego to może być ogromne ułatwienie w badziewnym meczu. Tylko żeby teraz nie trzeba było czekać zbyt długo na kolejnego.

Ciężko mi sobie wyobrazić, że Raków straci punkty z Widzewem. Uważam, że jeśli straci u siebie, to tylko z Lechem, choć oczywiście zobaczymy. Poza tym zostaje Korona na wyjeździe i chyba ewentualnie, kompletnie od czapy, Wisła Płock. My mamy trudniejszy terminarz. W niedzielę Lech, a potem gramy też z zespołami z miejsc 4, 5 i 7. Z drugiej strony, dzisiejszy mecz już przestrzegł przed przywiązywaniem się do tabeli. Najpierw trzeba skupić się na meczu z Lechem. Ostatnio nie jesteśmy za bardzo w stanie ich pokonać. Ich gra co trzy dni może być okolicznością, która może nam to ułatwić. Widać też coraz większą dysproporcję w grze Legii u siebie i na wyjeździe. Powinno być więc lepiej niż dziś, może też mobilizacja na ten mecz zrobi swoje. Zapewne i tak okaże się, że to tak naprawdę mecz o drugie miejsce zamiast o pierwsze, ale nawet jeżeli skończymy na drugim, sezon będzie można uznać za udany, a całościowa ocena będzie uzależniona od wyniku w Pucharze Polski. Dopóki jednak jeszcze jest szansa na mistrzostwo, nie należy jej sobie próbować odebrać samemu, tak jak było to dzisiaj.

#kimbalegia #legia
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach