Wpis z mikrobloga

Jest sukces – odłożenie w czasie mistrzostwa Rakowa Częstochowa. Tylko tyle można było zrobić dziś w temacie, który zaczął być grzany.

W kontekście samej Legii mecz z Wisłą Płock był tylko o to, aby nie zagęścić dodatkowo atmosfery. Czwarty mecz z rzędu bez zwycięstwa, zwłaszcza gdyby miał być po słabej grze, byłby trudny do przyjęcia. Z drugiej strony czuć, że finał pucharu zbliża się coraz bardziej i wszystko musi być podporządkowane temu meczowi.

Mecze dwóch drużyn niegrających o nic mogą kończyć się źle, czego przykład mieliśmy tydzień temu. Chciałbym, aby solidne, niezłe, a w przyszłości te słabsze mecze Legii wyglądały tak, jak ten dzisiejszy – czyli bez większej historii, ale ostatecznie wygrane w sposób przekonujący. Wolałbym, żeby tak wyglądało minimum, którego mamy oczekiwać od zawodników na boisku. Z Wartą tego minimum nie zaprezentowali, dziś było nieco bliżej.

Gdyby skupić się na samej Legii, zobaczylibyśmy zespół grający w zasadzie tak samo jak w poprzednich meczach. U siebie zaczyna mocno, potrafi zamknąć przeciwnika na jego połowie, łatwo znajduje miejsce zwłaszcza na bokach, naciera, strzela na 1:0, niby kontynuuje ofensywną grę, ale tak naprawdę nie idzie za ciosem. W końcówce pierwszej połowy zaczynają się lekkie problemy, po czym w drugiej przybierają one realne kształty. Kończy się drżeniem o wynik, czasem w najgorszy możliwy sposób, a czasem udaje się dotrwać z korzystnym rezultatem.

Jeżeli czegoś w tym meczu zabrakło, to na pewno wcześniejszego zamknięcia. Wisła była dziś bardzo słaba, to zdecydowanie pomogło w tym, aby zachować dziś wreszcie czyste konto, a nawet nie musieć obawiać się ich sytuacji strzeleckich. Jednak nawet w takich meczach można stracić zupełnie z niczego. Przerobiliśmy to już z Wartą czy Miedzią, a u siebie takim jaskrawym przykładem pozostaje mecz z Pogonią, choć kandydatów znajdzie się więcej. Ostatecznie ten mecz trzeba ocenić dobrze, bo Legia wykonała zadanie i mowa o zwycięstwie całkowicie zasłużonym. Jednak tak naprawdę te wszystkie demony nie zniknęły. Wciąż nie potrafimy powiększać odpowiednio wcześnie prowadzenia, mimo że są ku temu okazje. Drugie połowy nadal to coraz większe oddawanie pola. Co cieszy, to zachowana koncentracja i zmiany w składzie. Zarówno lekko zmieniona wyjściowa jedenastka, jak i zmiennicy zaprezentowali się tak, że większość wyborów trenera się obroniła.

Widać było, który to już raz, jak wielki wpływ na grę Legii ma Josue. Jeżeli tylko ma swobodę, a pozostali są w stanie odpowiednio się ustawić, to on zagra im piłkę na nos przez pół boiska. U siebie wygląda to znakomicie, choć głównie w pierwszych połowach. Jest w tym pewna konsekwencja, bo ogląda się to tak samo, niezależnie czy przeciwnikiem jest Raków, Lech, czy Wisła Płock. Legia nacierająca na bramkę od strony Żylety, kierowana przez Josue, już mogła wryć się w pamięć. Szkoda, że nie jest w stanie tego zrobić tak często na drugą bramkę, a na innych stadionach już od pewnego czasu nie potrafi tego pokazać.

Ostatnie mecze u siebie łączy też to, że zaczęliśmy w nich strzelać pod koniec pierwszego kwadransa, a więc dość wcześnie jesteśmy w stanie dopiąć swego. Te trafienia tak naprawdę nie powodują, że cokolwiek się zmienia w obrazie gry – Legia nie cofa się, a przeciwnik ani nie próbuje specjalnie odrabiać, ani nie jest dodatkowo przytłoczony. Wszystko wygląda podobnie jak przez te kilkanaście minut. Tu trzeba przyznać, że w praktyce Wisła sama sobie tego gola strzeliła, co przecież ostatnio było naszą specjalnością. Jednocześnie w tym miejscu chciałbym docenić Pekharta, który w polu karnym jest bardzo sprytny, a przy tym wciąż pochłania uwagę obrońców. Wiem, że to tekst raczej do śmiechu, ale ja traktuję poważnie absorbowanie obrońców czy defensywnego napastnika. Tak samo potrafię docenić Rosołka, który potrafi pracować na całym boisku, tylko w polu karnym idzie mu o wiele gorzej – dokładnie odwrotnie niż było jeszcze kilkanaście miesięcy temu. W każdym razie obrońcy poświęcają Pekhartowi dużo uwagi, ale w pojedynkach, w porównaniu z nim, są po prostu nieudolni. Czech ma świetny timing, potrafi łatwo ich zgubić i dojść do sytuacji albo właśnie wywalczyć faul. Nie jest to tylko dorabianie teorii do tego, co stało się dzisiaj – cała ta runda tak wygląda w jego wykonaniu i choć tym razem kończy bez gola, to z każdym meczem jeszcze lepiej oceniam jego powrót. W Europie jest wyższy poziom, ale jak na Ekstraklasę Pekhart wniósł dużo i zdecydowanie wzmocnił nasz atak.

Trochę bardziej powściągliwy byłbym na przykład w przypadku Baku, choć w porównaniu z poprzednimi meczami i tak było nieźle. Brakowało jak zwykle konkretów, ale przynajmniej potrafił rozegrać piłkę albo minąć rywala. W dodatku mowa o sytuacjach, w których graliśmy z ataku pozycyjnego, a nie z kontry. Nie zmienia to całokształtu w ocenie wahadeł, a dokładniej rezerwowych na tych pozycjach, ale w tym konkretnym meczu uzupełnił w zasadzie dwie luki – przez godzinę jedną i przez pół godziny drugą – i poziomu aż tak bardzo nie obniżył.

Z mniej oczywistych wyborów podobało mi się wejście Celhaki, który powoli dostaje coraz więcej minut, choć jesienią praktycznie go nie było. Podobnie jest ze Strzałkiem, jednak w obu przypadkach mowa nie o zawodnikach, którzy są całkowicie sprawdzeni, tylko wciąż o takich, o których myśli się w kontekście przyszłości. Z drugiej strony Celhaka ma już 22 lata i nie będzie można w nieskończoność czekać, aż wypali. Na ścieżce rozwoju już nieco dalej znajduje się Muci, który jest tylko o trzy miesiące młodszy od swojego rodaka. Dziś po wejściu bardzo mnie irytował. Był obrazem tego, jak legioniści próbowali dodatkowo kiwać lub wejść z piłką do bramki, zamiast podejmować decyzję o strzale. Dopiero w doliczonym czasie nie kombinował i zrobił dokładnie to, czego oczekiwałem. Czasami strzał nawet z trudniejszej pozycji będzie lepszym wyborem niż wikłanie się w dryblingi, które tylko pogarszają sytuację. Są miejsca na boisku, z których spokojnie można uderzać, tylko często nie następuje podanie w to miejsce lub, kiedy potrzebny jest strzał, są właśnie dodatkowe kiwki. Czasami prostsze rozwiązania są skuteczniejsze i przykład takiego meczu był moim zdaniem dzisiaj.

Cieszy to, że nie ma chyba większych braków przed finałem. Ten mecz jest na tyle ważny, że nikt teraz nie myśli o wyjeździe do Szczecina, który przecież zapowiada się na trudny. Pod tym kątem być może warto będzie zastanowić się nad odwołaniem od kartki Augustyniaka, bo może on być tam bardzo potrzebny. Jeżeli Dominguez z Miedzi, a teraz Wolski z Wisły mogli jednak tuż przed meczami z nami wskoczyć do składu, bo anulowano ich kartki, to może i tu jest to możliwe. W każdym razie dziś nie było całkowitego oszczędzania się. Zmiany w składzie były kosmetyczne, nie żadne rezerwy. Gdy ostatnio mieliśmy podobną sytuację, czyli mocny skład z Rakowem i potem KKS-em Kalisz, to były tłumaczenia, że w meczu pucharowym zabrakło sił. Teraz nie ma prawa do tego dojść.

Piłka nożna jest bezlitosna i ten sezon będzie oceniany pod kątem tego, czy zdobędziemy trofeum. W lidze ono już praktycznie odjechało, więc wszystko zależy od jednego meczu na Narodowym. Nawet jeżeli go nie wygramy, to sezon ligowy i tak będzie udany, ale będzie poczucie niedosytu, że czegoś zabrakło. Legia, gdy w ostatnich latach dochodziła do finału PP, zawsze go wygrywała. Przegrany finał to dla mnie coś właściwie nieznanego. Jest to uczucie, którego zdecydowanie nie chciałbym poznać. Nie chciałbym, aby doszło też np. do kwestionowania trenera w przypadku porażki. Z wielu względów to zwycięstwo jest bardzo potrzebne i chyba nie trzeba tego szczegółowo tłumaczyć.

#kimbalegia #legia
  • 3
@Kimbaloula: Dodalbym na koniec: niestety. Prawda jest taka, ze w obecnym sezonie punktujemy niewiele gorzej niz w czasach gdy zdobywalismy mistrzostwo. Dodajac do tego miejsce, gdzie bylismy rok temu, ten sezon jest o wiele lepszy niz wiekszosc sie spodziewala. Oby tylko komus nie przyszlo do glowy, ze trzeba nam lepszego trenera, no ale temat pt. cykl Legii jest wszystkim znany, co bedzie to bedzie.
@Kimbaloula: jaki znowu sukces? Serio? Raków ma budżet dwukrotnie mniejszy i uważasz za "sukces" odroczenie mistrzostwa? Mając tyle płacone, oni powinni to mistrzostwo w cuglach ugrać, a tu za "sukces" uważa się dziesięciopunktową stratę. Serio? Ten klub to totalna amatorka, biorąc pod uwagę zupełny brak scoutingu, zatrudnianie tylko tych, którzy kiedyś tu grali/ktoś o nich słyszał w lidze, zlewkę na u19, która powinna wymiatać, a lewo przędzie. No jest się z
@RyanWolf Z tym sukcesem to nie było serio. Końcówka ligi już od kilku tygodni jest bez stawki i cały ten czas o tym piszę.

Potem chyba sobie zaprzeczasz. Albo powinni wygrywać ligę w cuglach, albo to amatorka, gdzie nic nie działa. Jest jeszcze możliwość, że wszystkie polskie kluby to amatorka większa od Legii, ale wtedy to oznacza, że Raków też.

Dlaczego jest wyżej - nie wiem, może dlatego że budują według jednego