Wpis z mikrobloga

Kompromitacja. Właściwie to już wszystko jedno, ale z tak słabym zespołem Legia w tym sezonie jeszcze nie przegrała.

Z jednej strony mecz był zupełnie o nic i nawet nie ma się o co wściekać, bo już nawet strata drugiego miejsca nie jest możliwa. Z drugiej jednak nie ma co się dziwić, że tego typu mecze tak wyglądają. Wystarczy, że zawodnicy mają takie samo podejście. Obawiałem się, że tak to może wyglądać już tydzień temu, ale poczekali z tym kilka dni.

Katastrofalnie wyglądają ostatnio wyniki Legii na wyjazdach. Nad grą można dyskutować, ja na przykład sądzę, że z ostatnich trzech przegranych meczów każdy dało się co najmniej zremisować, ale to by wymagało trochę więcej włożonego wysiłku. Najtrudniej pewnie z Pogonią, najłatwiej dzisiaj, ale to nieistotne. Na swoim stadionie było kilka rozczarowujących remisów, ale częściej były zwycięstwa po dobrej grze. Na wyjazdach Legia była w stanie wymęczyć kilka zwycięstw, zwłaszcza na początku tej rundy, ale to się skończyło.

Legia nie wygrała żadnego meczu na stadionie zespołu z dolnej piątki. Jeżeli Stal nie spadnie, to wyjdzie na to, że nie pokonaliśmy żadnego spadkowicza na wyjeździe. Jak na solidność, którą mieliśmy w zdobywaniu punktów, okazuje się to słabszym punktem, którego można żałować w tym sezonie. Łatwiej przyjąć remisy czy nawet gładkie porażki z mocnymi, ale punktów potraconych z dołem było za dużo. Nawet gdyby nie padł gol w ostatniej minucie, byłoby podobnie źle, z tą różnicą, że byłoby czyste konto. Jednak z Lechią, która ma najmniej strzelonych goli w lidze, nie byłoby to żadne osiągnięcie i nie byłoby z czego się cieszyć.

Mecz pomiędzy Lechią a Legią okazał się niewątpliwie pełen napięcia i emocji, pomimo niewielu akcji i bramek. Obie drużyny przez większość spotkania starały się kontrolować grę i ograniczać błędy, co sprawiło, że tempo rozgrywki nie było oszałamiające. Dopiero w doliczonym czasie gry, kiedy wydawało się, że mecz zmierza ku remisowi, nastąpił przełomowy moment. Znienacka, z połowy boiska, piłka znalazła się w siatce bramki Legii. Strzał zaskoczył bramkarza i wywołał ogłuszający huk radości kibiców, którzy świętowali wyjątkowego gola. Był to jedyny gol w całym meczu. Lechia odniosła zwycięstwo, a Legia musiała pogodzić się z porażką. Mimo że nie było wielu akcji godnych uwagi, to trafienie w doliczonym czasie gry dostarczyło kibicom chwili niezapomnianego ekscytującego futbolu.

Po tym meczu podejrzewam, że Legię zdemotywowało to, jak łatwo wydawało się wszystko układać. Wszelkie proste błędy były łatwo naprawiane, bo Lechia od razu traciła piłkę, na połowie rywala było dużo miejsca i można było robić z piłką co się chciało. Zamiast to wykorzystać, zawodnicy zachowywali się nonszalancko. Już nie wspominam o standardowych próbach wejścia z piłką do bramki i absurdalnych decyzjach w polu karnym (w pierwszej połowie) lub o jakości strzałów (w drugiej). Muci dwa razy miał trudny kąt, ale i tak tylko on wie, jakim cudem zaliczył występ bez gola. Slisz miał praktycznie odsłoniętą całą bramkę, to trafił w bramkarza, który nawet nie musiał się za bardzo wyciągać. Legioniści z upodobaniem celowali w Kuciaka, choć to i tak nieźle na tle strzałów, które szły daleko obok bramki. Oprócz tego najbardziej można żałować piłki wybitej z linii pod koniec pierwszej połowy oraz pudła Rosołka po zespołowej akcji.

To pokazuje, że możliwości, aby wygrać mecz, było aż nadto. Tylko prawdopodobnie wkradło się myślenie, że jak nie w tej sytuacji, to w następnej się uda, i tak czas mijał. Teoretycznie można stwierdzić, że porażka była efektem zbyt mocnego pójścia do przodu, że chcieli wygrać i podjęli ryzyko, które można było podjąć w meczu bez stawki, ale tym razem się nie opłaciło. To jednak byłaby bardzo pobłażliwa wersja, która usprawiedliwiłaby zbyt dużo jak na mój gust. Jeżeli chodzi o samą tę sytuację, to dla Tobiasza pewnie będzie to nauka, jak się ustawiać, ale moim zdaniem dużo winy spada też na Rose’a, który zaliczył koszmarną stratę. Jest to sztuka, stracić gola, gdy na naszej połowie znajduje się tylko nasz bramkarz, ale udało nam się tego dokonać.

Runjaić nadal nie rotuje i zmienia tylko tam, gdzie musi. Przed meczem uderzył trochę w dramatyczne tony, jeżeli chodzi o sytuację kadrową, ale w pierwszym składzie trzeba było dokonać tylko jednej zmiany. Z Kapustki ostatnio i tak nie korzystał, a z Pekharta tylko z ławki. Tym niemniej nie udało się skompletować 9 rezerwowych, bo licząc wszystkie absencje nie dało się tego uzupełnić. Wybór też nie za ciekawy. Aktualnie, jeżeli na kogoś mielibyśmy potencjalnie liczyć w przyszłości, to na Strzałka i może Kramera, a w dalszej kolejności na Jędrasika. Pierwsi dwaj zagrali dość krótko, a trzeci w ogóle. Pod wpływem złego wyniku nie chcę pisać, że trzeba rewolucji na już i należy wymienić pół składu, najlepiej na młodych. Jednak mimo to uważam, że Runjaić bardzo oszczędnie z nich korzysta w okolicznościach, gdy może sobie pozwolić sobie na eksperymenty. Mamy duży problem, że w niektórych miejscach nie ma konkurencji i muszą grać Baku czy Rose, a w innych jest tłok, co powoduje, że nie każdy dostanie szansę.

W tej sytuacji nie wyobrażam sobie jakiegokolwiek odpuszczania Śląskowi. Tu na szczęście wynik nie wpływał na nic, ale mecz za tydzień może mieć ogromną wagę. Wtedy zachowanie twarzy będzie obowiązkiem, a nie czymś, co warto zrobić, a jeśli nie, to nic się nie stanie. Jedyne, co mogę zaakceptować, to maksymalizacja liczby punktów za Pro Junior System, ale poza tym musimy grać możliwie najmocniejszym składem i na najlepszym możliwym poziomie. Jeżeli Legia nawiąże do swoich poprzednich meczów u siebie, to raczej nie będzie się czego wstydzić. Będziemy jednak prawdopodobnie w sytuacji, gdzie my nie gramy o nic, a przeciwnik walczy o życie, a nie tak jak teraz, że obu drużynom jest wszystko jedno. To może być duża różnica.

Oczywiście ocena sezonu czy pracy trenera się nie zmienia i wciąż jest pozytywna, ale jak widać zawodnicy musieli znowu przegrać na otrzeźwienie, bo nie są w stanie utrzymać równej formy i wyniki falują. Dziś wiadomo, że mamy wicemistrzostwo, co niby powodem do dumy nie jest, ale byliśmy w pierwszej dwójce w 10 z ostatnich 11 sezonów. Pokażcie mi drugi taki klub plus powiedzcie, jakie były Wasze przewidywania przed sezonem. Mam na myśli zwłaszcza tych, którzy pisali o środku tabeli czy walce o spadek. Ja optymistycznie (!) pisałem o podium i się sprawdziło, więc skuteczność nie najgorsza.

#kimbalegia #legia
  • 3
  • Odpowiedz
Jedyne, co mogę zaakceptować, to maksymalizacja liczby punktów za Pro Junior System


@Kimbaloula: tu chyba już niewiele można zrobić, wydaje mi się że Strzałek potrzebował kompletu minut w 2 ostatnich meczach aby był uwzględniony i musiał grać Tobiasz, abyśmy tam podskoczyli i z milion więcej wywalczyli. O to trochę będę miał żal że można było mieć milion więcej a nie będzie...
  • Odpowiedz
  • 2
@matixrr: Jeżeli dobrze liczę, to Strzałkowi brakuje teraz 51 minut, aby być uwzględnionym. Na wszelki wypadek, żeby nie było wątpliwości, powinien zagrać co najmniej 60 ze Śląskiem. To, plus 90 minut Tobiasza, powinno przynieść lekko licząc 740 punktów. To może być na miarę awansu o dwie-trzy pozycje, czyli właśnie około miliona złotych różnicy.
  • Odpowiedz
Mnie zastanawia co innego. Kiedy Legia straciła poprzednio gola po strzale z połowy przeciwnika? Może ktoś fartem będzie kojarzyć.
  • Odpowiedz