Wpis z mikrobloga

W zasadzie over. Matematyka jeszcze dopuszcza zmiany, ale remis z Lechem w dużej mierze przekreśla zarówno szanse na mistrzostwo, jak i ryzyko spadku na miejsce niższe niż drugie.

W zeszłym sezonie też nie tak szybko matematycznie się utrzymaliśmy, ale o tej porze też było mniej więcej jasne, że sezon ligowy praktycznie się dla nas skończył. Istotna różnica polega na tym, że wtedy nie było nas w finale Pucharu Polski. Teraz wiadomo, że coraz bardziej trzeba będzie koncentrować się na tym jednym meczu, a w lidze cokolwiek zmienić mógłby tylko cud (lub katastrofa, patrząc w drugą stronę).

Z jednej strony szkoda, że w tym meczu wypuściliśmy szansę z rąk, ale z drugiej znowu odrobiliśmy straty. Ten mecz nie był do końca jednoznaczny. Pierwsza połowa była dla Legii, druga raczej dla Lecha i remis rozpatrywałbym jako zasłużony. Zabrakło nam jak zwykle dwóch rzeczy: dobicia rywala, kiedy gramy dobrze, oraz uchronienia się przed stratą goli, które znowu tracimy bardzo łatwo. Jeden z nich to farfocel, drugi był bardzo ładny, ale wcześniej piłka też odbijała się przypadkowo. To jednak nie jest aż tak ważne jak to, że można było te sytuacje kilka razy skasować i wyjaśnić, a zamiast tego piłka pozostawała w polu karnym i nieszczęście gotowe.

Jak na to, ile tracimy goli, i tak jesteśmy bardzo wysoko. Już tydzień temu podsumowywałem, ilu meczów udało nam się nie przegrać mimo straty dwóch goli i dziś możemy dopisać kolejny taki przypadek. Wielokrotnie też w tym sezonie odrabialiśmy straty. Zdobyliśmy 12 punktów w 9 meczach, w których traciliśmy gole na 0:1, a dziś był dodatkowy punkt zdobyty z pozycji przegrywającej, choć to my strzeliliśmy na 1:0. Do tego dochodzą też analogiczne przypadki z Pucharu Polski, gdzie dwa razy wyszliśmy obronną ręką z bardzo trudnych sytuacji. Jest wiele remisów, których w tym sezonie możemy żałować, ale jest też wiele punktów wyszarpanych w końcówkach, niezależnie od tego, czy wcześniej graliśmy dobrze, czy nie. Dzisiejszy mecz wpisuje się po trochu we wszystkie te ramy.

W ogóle trzeba powiedzieć, że mecz stał na wysokim poziomie, co w starciach Legii z Lechem jest rzadkością. Jeśli mamy szukać pozytywów, to w tym, że tworzymy ciekawe widowiska. Na dłuższą metę powinno to przynieść efekty. Myślę, że po to przez tyle czasu ćwiczyliśmy wyjście spod pressingu, aby w najważniejszym meczu z Rakowem to zadziałało. Albo ćwiczyliśmy schematy z udziałem wahadłowych, aby przyniosły efekt dzisiaj. Jednocześnie są też drobne symptomy wyciągania wniosków, bo było mniej niepotrzebnej zabawy bramkarza z piłką w swoim polu karnym. Hładun czasem podejmował ryzyko, ale też dużo częściej niż ostatnio grał długą piłką.

Oceny za ten mecz nie będą jednoznaczne, bo różnica między postawą w pierwszej a w drugiej połowie była bardzo duża. Kolejny raz Legia bardzo źle wchodzi w mecz zaraz po przerwie, mimo że wcześniej grała bez zarzutu. Mogło imponować, jak wysoko odbiera piłkę albo jak wracają się napastnicy, żeby zaskoczyć zawodników Lecha i wygarnąć im ją będąc tuż za ich plecami. Każdy grał to, co potrafi najlepiej – Kapustka zdobywał przestrzeń rajdami, Josue w swoim stylu posyłał kapitalne podania, Wszołek wychodził na wolne pole, Mladenović dośrodkowywał, Slisz był wszędzie i tak dalej. To wszystko zanikło w drugiej połowie. Nie sądzę, aby ten styl gry był aż tak wymagający fizycznie, aby już w drugiej połowie brakowało sił. Zresztą sądziłem, że to Lech będzie miał z tym problem, a to było co najwyżej widać w samej końcówce. Być może mental siadł po szybko straconym golu, ale z drugiej strony już tyle razy odrabialiśmy straty, teraz częściowo też się udało, więc to chyba nie wyjaśnia wszystkiego.

Trzeba też uczciwie przyznać, że nie byliśmy na boisku sami. To znaczy w pierwszej połowie może tak, ale w drugiej Lech był już inną drużyną i po prostu piłkarsko ciężko było im się przeciwstawić. Jest to zespół na tyle mocny, że nawet jeśli się wydaje, że ma się go pod kontrolą, to w jednej chwili może się wszystko zmienić. Dlatego, mając na uwadze, jakie wciąż mamy problemy z traceniem goli, to być może należało większy nacisk położyć na zwiększenie przewagi w pierwszej połowie. Proste przykłady pokazują, kiedy to się zemściło – oprócz Lecha także mecze z Pogonią i Widzewem. Za to mecze z Rakowem czy nawet Koroną pokazują, jak ważne może być wypracowanie sobie większej przewagi i wykorzystanie momentum. Nie w każdym meczu uda się wypracować 2:0 i nie w każdym uda się utrzymać 1:0, ale trzeba do tego dążyć. Nam się to udaje ze zmiennym szczęściem.

Być może z tego powodu, że nie powiększyliśmy przewagi dostatecznie szybko, Muci zszedł z boiska tak wcześnie. Bo nie grał źle, wręcz przeciwnie, znakomicie się wracał i potrafił zgubić rywala swoim niemal niezauważalnym ruchem z piłką. Ale jednocześnie grał samolubnie, być może gdyby w paru sytuacjach nie strzelał, a podawał, to 2:0 by było. Podobnie Mladenović, który szukał strzałów z trudnych pozycji zamiast podań. Naprawdę zespołowo, oprócz Josuego, grali dziś Wszołek i Pekhart. Gdy nie mieli dobrej pozycji do strzału, szukali podań i to wychodziło nieźle. Generalnie potwierdziło się, jak groźni jesteśmy na wahadłach, i że mamy napastnika zdolnego do skuteczności nawet na poziomie 0,5 gola na mecz. Na tym poziomie potrafią zrobić różnicę, chociaż nie zawsze.

Jeśli jeszcze szukać pozytywów, to oba nasze gole padły po pięknych akcjach, ale zwłaszcza ta druga zasługuje na brawa. To nie był gol ledwo wciśnięty, tylko efektownie wypracowany w trudnym momencie, kiedy drużynie nie idzie, a wynik jest niekorzystny. Takie akcje, jak ta czy Pogoni na 3:2 z Cracovią trzeba doceniać, bo nie jest to oczywiste w tak średniej lidze jak Ekstraklasa. Może nasz zespół nie jest wybitnie kreatywny ani mocny w ofensywie, ale oprócz Josuego czasami inni też są w stanie coś dołożyć i tym razem byli to Strzałek oraz Rosołek.

Z drugiej strony trzeba mieć na uwadze, że mecz mógł się dla nas skończyć wcześniej, bo Lech miał kilka niebezpiecznych kontrataków. Ryzyko podjęte przez nas to jedno, ale zmiana Jędrzejczyka na Rose’a chyba nie do końca się powiodła. Zaczęło się znacznie więcej dziać po tej stronie boiska, ale nie tylko w ofensywie, ale też niestety w tyłach. Jędza może nie wnosił zbyt wiele do rozegrania, ale swoją stronę był w stanie zabezpieczać. Rose wprowadził mnóstwo chaosu i być może łatwiej byłoby go usprawiedliwić, gdyby strzelił gola w którejkolwiek z kilku akcji z jego udziałem. Potrafi się odnaleźć w polu karnym przeciwnika nie gorzej niż Nawrocki. Jednak aktualnie Jędza jest najbardziej odpowiedzialny i trzyma poziom w obronie. Nie zawsze nadąży, ale w tej rundzie trzyma fason. Ogólnie środek obrony jest jedną z tych formacji, którymi trzeba będzie się zająć w przerwie letniej, ale na razie najbardziej prawdopodobna zmiana personalna to powrót Abu Hanny z wypożyczenia, a to zapowiada się przerażająco.

Teoretycznie paradoks jest taki, że Raków nie gra nic wielkiego, ale punktuje. My zaś w ostatnich tygodniach wyglądamy lepiej od niego, ale oprócz bezpośredniego meczu nie punktujemy tak dobrze. Jednak oni mogą sobie na to pozwolić. Nawet jeżeli są spięci, to wciąż mają spory margines błędu. Zawsze też trzymają jakiś minimalny poziom, przede wszystkim nie tracą za dużo goli, i w ten sposób można budować nawet na takich meczach jak z Radomiakiem i Widzewem. W najbliższych meczach też nie będzie za bardzo widoków na straty punktów, bo grają z Lechią i Miedzią. My jeszcze nie mamy z górki, bo czeka nas Warta, a jeszcze po finale PP będzie wyjazd do Pogoni. Dlatego nie nastawiam się już na wiele w lidze, bardziej trzeba pilnować drugiego miejsca, choć przewaga nad trzecim jest jeszcze większa. Nie chciałbym tylko, żeby końcówka sezonu wyglądała tak jak rok temu, kiedy mało kto był zainteresowany grą i zachowaniem twarzy w tamtym koszmarnym sezonie. Teraz, nawet jeżeli na koniec nie będzie mistrzostwa, trzeba będzie ten czas dobrze wykorzystać, bo przyszły sezon zapowiada się na jeszcze trudniejszy.

Myślę, że jest w miarę jasne, co działa dobrze, a co trzeba poprawić. Sztab i dyrektor sportowy na pewno wiedzą to jeszcze lepiej. Na razie trzeba dać im działać, bo efekty ich pracy są niezłe. Cały czas mówimy o udanym sezonie, a jeżeli jeszcze skończymy go z trofeum, trzeba będzie ocenić ten czas bardzo wysoko.

#kimbalegia #legia
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach