Wpis z mikrobloga

Start top. Bardzo przyjemny mecz na inaugurację ligi i zasłużony wynik. Legia zrobiła to, co do niej należało, czyli ograła słabszego rywala.

W meczach z beniaminkami bywało różnie i nie zawsze było oczywiste, że byli do ogrania. Rok temu graliśmy z Koroną i były ciężary, pewnie też dlatego, że na wyjeździe. U siebie Legia wygrała kolejny mecz, strzelając co najmniej trzy gole.

Oprócz wyniku i gry imponująca była frekwencja, której o tej porze roku zwykle się u nas nie notuje. Pogoda dopisuje, ale środek wakacji nie sprzyjał takim tłumom na trybunach. Nie wiem, jak to zrobiono, ale zjawisko chodzenia na Legię nakręca się i coraz lepiej współgra z postawą zawodników na boisku. Ostatni raz coś takiego przeżywaliśmy chyba idąc wiosną 2016 roku po dublet na stulecie.

Zwycięstwo 3:0 jest i tak niskie, bo bramkarz ŁKS-u był niesamowicie sprawny i potrafił się wyciągnąć i obronić bardzo trudne strzały. Może nie było tak, że Legia całe 90 minut spędziła pod polem karnym rywala, ale gdy już się tam pojawiała, była bardzo konkretna i prawie każdy strzał był z dogodnej, odpowiednio przygotowanej pozycji. Wiele razy takie mecze toczą się w ten sposób, że w ocenach mówimy, że nie widać różnicy. Tutaj była ona bardzo widoczna.

Oczywiście pewne zwycięstwo może też wisieć na włosku i nie jest tak dalekie od głupiej straty punktów. Niewiele brakowało, aby w drugiej połowie zrobiło się 1:1. Wprawdzie Legia już kilka razy udowadniała, że potrafi odrabiać straty czy ogólniej – reagować na stratę gola, ale mógłby się pojawić element nerwowości. Dosłownie pierwsza i w zasadzie jedyna sytuacja ŁKS-u powinna była skończyć się golem. I tu właśnie było najbardziej widać różnicę między obiema drużynami. ŁKS nie miał wystarczająco dobrego napastnika, aby wykorzystać stuprocentową sytuację. Legia zaś, kiedy wydawało się, że mecz się jej powoli wymyka spod kontroli, zamknęła mecz golem na 2:0. Nie zawsze jej się to udawało, jesienią zeszłego roku mieliśmy z tym jeszcze problemy, wiosną już częściej sobie z tym radziła, a teraz zrobiła to wręcz modelowo. Tym razem nie musimy rozpamiętywać niestrzelonego rzutu karnego i innych tego typu sytuacji. Z lepszym rywalem być może miałoby to konsekwencje, ale nie dzisiaj.

Niepokojące mogłoby być to, jak doszło do sytuacji dla ŁKS-u, ale kiedy podejmować ryzyko i wychodzić bardzo wysoko, jak nie w takich meczach. Zresztą koncentracja na tej jednej okazji byłaby przesadą. To tylko jeden moment meczu, a zdecydowana większość z nich to jednak udane akcje Legii. Kontynuowane są schematy działające w poprzednim sezonie, zespół aktualnie jest stabilny i wie, co ma grać. Niektóre błędy mogą irytować, ale często były one szybko naprawiane, a większość zawodników zasługuje na pochwały.

Cieszę się, że cały czas tak wiele jest w stanie wnosić Pekhart i moim zdaniem nie można lekceważyć tego, jak potrafi zgubić rywala w polu karnym i dojść do sytuacji. On niby cały czas jest pilnowany, ale potrafi zrobić mądry ruch w kluczowym momencie. Trzy gole, każdy w innym stylu, to idealne podsumowanie jego występu. Cały czas też dużo daje w defensywie i pressing z nim na boisku jest dużo skuteczniejszy. Wszołek parę akcji przeprowadził w głupi sposób, ale też skończył mecz z dwiema asystami. Przed sezonem były pewne obawy o Kuna na lewej stronie, a mi on do tej pory bardzo imponuje. Gość się nie zatrzymuje i jeżeli już jest z nim jakiś problem, to że czasami się za bardzo zapędza i może go brakować z tyłu, a to przecież Mladenović grał ofensywnie. Dla Kuna nie było straconych piłek i kilka z nich wywalczył nawet w polu karnym ŁKS-u. To tylko dwa mecze i wciąż za wcześnie na wnioski, ale na razie jest dużo lepiej, niż oczekiwałem.

Środek pola jako całość grał poprawnie, ale chyba kolejny raz trzeba wyróżnić Slisza, który od kilku miesięcy utrzymuje wysoką formę i wreszcie gra to, na co go stać. Wcześniej nie był kojarzony z efektownymi podaniami czy dryblingami, a teraz w tych elementach radzi sobie bardzo dobrze. Tak naprawdę Josue nie jest w tej chwili potrzebny nie wiadomo jak głęboko. Jest komu wyprowadzić piłkę i dopiero bliżej linii środkowej można myśleć o oddaniu mu piłki, najczęściej do boku, gdzie szuka sobie miejsca.

Z nowych zawodników mógł się podobać Pankov, którego rola być może szybko zyska na znaczeniu. Na razie dwa nieudane wejścia zaliczył Gual i nie dziwię się, że Muci zaczyna zamiast niego. Ucieszyłem się bardzo z debiutu Rejczyka, a trzeba przypomnieć, że to zawodnik zaledwie 17-letni. Niestety zaczął od podania do nikogo, potem raz się zaplątał i uratował go faul przeciwnika, ale korzystne w tej sytuacji jest to, że mogliśmy sobie pozwolić na taką zmianę i był komfort popełniania takich błędów. W ogóle było widać oszczędzanie zawodników, ale w naszej sytuacji jest to konieczność i dobrze, że takie zmiany zostały zrobione i to dość wcześnie. Jakość gry Legii może trochę ucierpiała, ale i tak wszystko było pod kontrolą do samego końca.

Wszystko układa się dobrze, w tym sytuacja kadrowa. Sprzedaż jednego zawodnika i tak była wkalkulowana, bo z czegoś trzeba żyć. Aktualnie pewnie najtrudniej byłoby nam zastąpić Slisza i choć niedługo może być nie do utrzymania u nas, to na razie jego odejście mocno utrudniałoby nam życie. Dopóki to nie on odchodzi, to nie jest tak źle. W defensywie znowu będzie potrzebny jeszcze jeden stoper, jeżeli Nawrocki rzeczywiście odejdzie. Oficjalnego potwierdzenia jeszcze nie ma, ale pozostałe plusy i minusy są dla mnie oczywiste. Plusem jest dla mnie kwota, a minusem klub, do którego sprzedajemy, czyli Celtic. Nadal wolałbym robić interesy z kimś innym. Może Werder w ostatniej chwili wyrówna ofertę i w ten sposób wszyscy będą zadowoleni, ale to pewnie zbytnie fantazjowanie.

Czeka nas teraz taki wyjazd, że chyba już teraz trzeba się szykować. Choć jak patrzyłem na połączenia, to do Taszkentu nie jest aż tak trudno się dostać, a stamtąd nie jest bardzo daleko do Szymkentu. No ale na mapie zawsze to łatwo wygląda. Podróż na pewno będzie trudna, ale z drugiej strony, jeżeli rzeczywiście to są profesjonaliści (najczęściej tylko z nazwy), to mają grać bez gadania nawet jakby mieli cały ten dystans pokonać wcześniej na piechotę. Nie do końca wiadomo, czego się tam spodziewać, ale na razie jesteśmy w niezłej formie. Jak tam nie wywiniemy takiego numeru, jak kiedyś z Astaną, to w rewanżu przynajmniej nie będziemy pod ścianą, nie trzeba będzie odrabiać nie wiadomo jakich strat. Cieszę się na myśl o pucharach, choć obecna ścieżka do grupy nie zanosi się na łatwą. Jeżeli ją przejdziemy w całości, to tym większy szacun. Trzeba będzie też postarać się, aby w ogóle móc obejrzeć mecz o tak wczesnej porze. Nie jest to aż takie wyzwanie jak wyprawa do Azji, więc chyba powinno się udać.

#kimbalegia #legia
  • Odpowiedz