Wpis z mikrobloga

Teraz już definitywnie over. Zostały trzy sparingi do końca sezonu, które posłużą do przygotowania pod to, aby kolejny był lepszy.

Scenariusz, w którym Raków przegrywa z Koroną, ale Legia nie wygrywa z Pogonią, sygnalizowałem już tydzień temu po Wiśle Płock. Przebieg finału Pucharu Polski tylko zwiększył prawdopodobieństwo takiego obrotu wydarzeń. Nie chcę teraz wszystkiego na to zwalać, ale dla uporządkowania opiszę fakty: 120 minut we wtorek, z czego 114 w osłabieniu, świętowanie po meczu, jeden z najdalszych wyjazdów w lidze, w składzie tylko dwie wymuszone zmiany, po drugiej stronie Pogoń będąca w dobrej formie i grająca w szybkim tempie.

To wszystko stanowi usprawiedliwienie, ale wyłącznie dla końcówki meczu. Wtedy widać było, że zawodnicy nie są w stanie więcej z siebie wykrzesać. Pewnie dałoby się utrzymać remis, ale w końcowych kilkunastu minutach nie zbliżyliśmy się do zwycięstwa. Pretensje trzeba mieć o pozostałą część meczu. Zbyt często Legia nie wykorzystywała przestrzeni, która tworzyła się za plecami obrońców. To już nie był mecz, w którym grała w osłabieniu, a gra na 0-0 czy tym bardziej na 0-1 i tak nic nie dawała. W odróżnieniu od wtorku trzeba było więc od czasu do czasu wyjść z piłką i było z tym różnie. Legia nie do końca poszła też za ciosem, kiedy szybko po przerwie strzeliła gola.

Zawodnicy w meczu finałowym byli tak rzadko pod polem karnym, że kompletnie zapomnieli, jak się tam zachowywać. W Szczecinie znajdowali się tam nawet dość często, ale z piłką przy nodze głupieli. Był problem ze stworzeniem sytuacji, bo ustawicznie szwankowało ostatnie podanie. Najbardziej zirytowało mnie zachowanie Wszołka z około 70. minuty, kiedy piłka szła jak po sznurku i wystarczyło zagrać do Rosołka, aby z bliska wykończył akcję. Zamiast tego było nieudane wycofanie. Potem jeszcze była próba Strzałka i od tej pory Legia już się nie odkręciła.

Ludzi, którzy mogliby posłać ostatnie podanie, nie brakowało. Josue zaliczył trochę słabszy występ, bo również on trochę komplikował sprawę pod polem karnym zamiast podać na czystą pozycję. Kapustka zawiódł, zwłaszcza przy straconym golu, ale mógł mieć asystę do Pekharta. To byli dwaj zawodnicy, którzy nic szczególnego nie pokazali, ale ta jedna akcja mogłaby odmienić ich ocenę. Tak samo byłoby, gdyby choć raz coś udało się Baku. Niestety z nim, jeżeli chodzi o ofensywę, graliśmy w 10. Z tyłu udało się nawet nieźle wyłączyć Almqvista, z przodu Baku był widoczny, ale ilekroć podejmował jakiekolwiek ryzyko, kończyło się ono stratą. Powtórzę, gdyby któraś z tych prób w końcu okazała się udana od początku do końca i przynajmniej byłaby z tego jakaś sytuacja czy groźny strzał, byłoby to coś obiecującego. A tak, to za dobre chęci, aktywność i wiele prób trudno pochwalić, skoro żadna z nich nie skończyła się dobrze.

Był jeszcze Strzałek, który raczej nie szukał podań, a prowadzenia i strzału, a na koniec i tak okazuje się, że w ofensywie jednym z groźniejszych zawodników był Nawrocki. Skrajni środkowi obrońcy w tym meczu często włączali się do akcji ofensywnych i można to było wykorzystać nawet lepiej niż tylko jedną asystą. Z tyłu Nawrocki miał spore problemy z Grosickim i jest to zrozumiałe, bo jak na tę ligę jest to piłkarz kapitalny. W defensywie i tak nie było tak źle, strzał z dystansu i składna akcja rywala to sytuacje, po których nie wstyd tracić gole. Ostatecznie jednak nie jest to powód do dumy i trzeba przyznać, że dwie rzeczy nam ostatnio kompletnie nie idą – wyjazdy (ostatnie zwycięstwo poza Warszawą było w Kaliszu, a w lidze w Radomiu), a także mecze z Pogonią. Runjaić ogrywał nas dość często, teraz nie wygrał żadnego z dwóch meczów z Pogonią, choć ten pierwszy powinien, a tu dało się zrobić więcej.

Mecz pewnie bardziej na remis, ale przegrany w końcówce. Ostatecznie okazało się, że zawiedliśmy w co najmniej 3-4 meczach, które należało wygrać, aby nadal być w grze o mistrzostwo. To dużo i tak wczesne pożegnanie się z matematycznymi szansami to wczesny etap i można było liczyć, że nastąpi to w 33-34 kolejce. Tak naprawdę jednak trzeba przypomnieć mecze, które Legia z kolei w taki sposób wygrała. Oprócz remisów z Miedzią i Górnikiem było też zwycięstwo domowe z Radomiakiem na totalnym farcie. Co do zwycięstwa z Lechią, kiedy odwróciliśmy wynik w końcówce, przychylałbym się do oceny, że było zasłużone, nie do końca jednoznaczny jest remis z Cracovią (uratowany w końcówce, ale i niewykorzystany karny wcześniej, który utrudnił odrabianie strat). Remis domowy z Lechem też z kategorii zasłużonych. Zwycięstwa ze Stalą, Wartą i Piastem wymęczone, a czy zasłużone – to pierwsze pewnie najbardziej, to już zależy od indywidualnej oceny.

Wychodzi mi, że takich szczęśliwie zdobytych punktów było około 5-7. Głupio straconych wyszło mi trochę więcej: za remisy z Koroną (końcówka), Pogonią (niewykorzystany karny), Śląskiem (niewykorzystany karny), Widzewem (końcówka), porażkę z Pogonią (końcówka). Oczywiście zarówno końcówki, jak i karne to część gry. Zapewne nie ma przypadku w tym, że dziś straciliśmy późno gola, choć na przykład z Widzewem przypadek już był. W każdym razie w tej zabawie wychodzi mi około 9 punktów. Razem byłoby to około 2-4 punktów do tyłu, które i tak by niewiele zmieniły. Potrzeba by ich około 9-10 więcej, aby naprawdę móc liczyć na mistrzostwo. To było jednak poza naszym zasięgiem, gubiliśmy punkty za często, bo były jeszcze zasłużone remisy czy gładkie porażki. Nie wpisuje się w to tylko porażka z Wisłą Płock, ale tutaj ciężko ocenić, ile realnie tych punktów uciekło.

Nie przegraliśmy mistrzostwa dzisiaj ani pewnie nawet w tych kilku nieudanych meczach po zwycięstwie z Rakowem. Początek sezonu musiał pójść trochę na straty, a potem jeszcze było kilka bolesnych remisów u siebie mimo dobrej gry. Po prostu Legia nie była jeszcze wystarczająco dobra, aby rywalizować o mistrzostwo do końca, a Raków był lepszy. Gratulacje dla nich i oby rywalizacja trwała dalej. Podtrzymuję, że chciałbym jej na równych zasadach – czyli Legia, Raków i Lech grają w fazie grupowej pucharów i jednocześnie grają o czołowe miejsca w lidze. To byłoby szalenie ciekawe.

Gdyby nie to, że to koniec meczów o stawkę, mielibyśmy poważne problemy w składzie. Mladenovicia tak łatwo się nie zastąpi i nie ma co do tego wątpliwości. Jędrzejczyk nie zagra w dwóch meczach za kartki, a bez niego defensywa wygląda o wiele gorzej. Jest też kilku zagrożonych. Nie sądzę, aby należało nagle wywracać cały skład do góry nogami, ale w kilku miejscach można już testować pod kątem nowego sezonu. Chcąc nie chcąc będzie to lewe wahadło. Myślę, że przy tylu możliwościach w środku pola i ataku, tam też warto spróbować zmian. Ilość nie musi się przełożyć na jakość, ale np. Celhaka i Strzałek powinni w przyszłym sezonie odgrywać większą rolę w zespole. Z napastników niektórzy mogą mieć ostatnią szansę, aby do siebie przekonać, na przykład Rosołek ostatnio wyglądał trochę lepiej od Pekharta i mimo że gra mniej niż wcześniej, daje teraz nieco więcej. W dużo gorszej sytuacji są Carlitos i Kramer, dla których wkrótce może zabraknąć miejsca, choć z drugiej strony pewnie ciężko będzie się ich pozbyć.

Najgorzej jest na środku obrony i wahadłach, gdzie nawet nie ma za bardzo możliwości rotacji, która zresztą byłaby pewnie niewskazana. To wszystko i tak musi się odbyć w połączeniu z wynikami, bo wypadałoby zachować drugie miejsce. Jeżeli gol stracony w końcówce coś zmienił, to nie kwestię mistrzostwa, a drugiego miejsca, bo teraz Pogoń nieco się przybliżyła. W dodatku, jeżeli chcielibyśmy zakończyć sezon ze średnią dwóch punktów na mecz, to trzeba wygrać wszystkie mecze do końca. Nasz wynik już teraz jest niezły, ale nie możemy do końca się nim zadowalać. Moment na radość i świętowanie był po finale Pucharu Polski, ale krótko. Strata matematycznych szans na mistrzostwo to raczej czas na analizę, co było złe i czego jeszcze brakuje. Moje zestawienie szczęśliwie zdobytych/straconych punktów na pewno nią nie jest. Trzeba zwrócić uwagę, jak dużo czasu zajęło drużynie, aby zaczęła jako tako grać w piłkę, od startu sezonu były to około trzy miesiące. Wciąż nie ustabilizowała obrony, w której często najlepsi byli defensywny pomocnik i lewy obrońca. Z transferów ostatecznie mało kto odpalił, mimo upływu czasu. Udało się wykrystalizować wyjściowy skład oraz wykreować kilku wchodzących rezerwowych, ale to ledwo wystarczyło na ligę. Jeżeli chcemy grać w fazie grupowej pucharów, to trzeba mocniejszego składu. Jest też możliwość, że odpadniemy latem i wtedy znowu gramy co tydzień, ale to z kolei byłoby rozczarowanie na samym starcie sezonu, choć to zależy jeszcze od okoliczności.

Przede wszystkim w kontekście najbliższych tygodni nie chciałbym, żeby wyglądało to jak gra za karę. Oby, mimo braku stawki, te mecze zostały potraktowane poważnie, a jednocześnie udało się przemycić element przygotowania do nowego sezonu. Patrząc krok po kroku trzeba najpierw zapewnić sobie podium, a potem drugie miejsce. Potem do utrzymania jest m.in. seria bez porażki u siebie i pewnie parę innych rzeczy. To, co najważniejsze, już nam uciekło.

#kimbalegia #legia
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach