Kiedyś dawno dawno temu większość wakacji spędzałem na przystani. Rodzicie mieli tam domek, jakaś motorówka sklejka i masa dzieciaków. Tam pierwszy raz miałem "dziewczynę" pierwszy raz w życiu się upiłem(dlatego do dziś mam wstręt do ajerkoniaku) i pierwszy raz wywoływałem duchy.
Pewnego dnia stwierdziliśmy, że będziemy wywoływać duchy. Zebraliśmy się po zmroku przy jednej łódce która była dopiero szkieletem. Przynieśliśmy talerzyk łyżki i świeczki oraz pismo święte. Najstarsza wiekiem koleżanka

























Tak sobie rozmyslam Mircy, ze gdyby ktos bardzo bliski mi umarl, i w calym tym potoku lez i smutku udaloby mi sie w jakis sposob skontaktowac z ta zmarla osoba (juz pomijajac kwestie czy duchy istnieja czy nie) to chyba momentalnie przestaloby byc mi zal z powodu smierci tego czlowieka, a nawet powiem wiecej, bylbym w jakiejs mierze zafascynowany tym