✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Mirki, mam do was takie pytanie i chciałbym uzyskać obiektywną odpowiedź.
Jestem skłócony ze swoją rodziną i to chyba dożywotnio. Geneza sięga okresu dzieciństwa i studiów, ale wojna wybuchła w okolicach mojej 30stki. Pochodzę z małej wsi. Jak tylko dostałem się na studia czy poszedłem po nich do pracy, to średnio lubiłem w niej siedzieć. Moi rodzice tego nie rozumieli i wiecznie (nawet jak byłem na swoim) żądali albo prosili o przyjazdy pod pozorem towarzystwa i pomocy. I średnio licząc byłem tam przynajmniej raz w miesiącu. Rodzeństwo mieszkało w innych punktach Polski i bywało rzadko, więc uwzięli się na mnie, bo miałem tylko 100 km. Czas leciał i doszło do momentu, że dostałem umowę na czas nieokreślony i chciałem sobie kupić mieszkanie i liczyłem, że pomogą mi z wkładem własnym. I ojciec zrobił najgorszą rzecz - ani nie pomógł, ani nie odmówił, tylko znaleźli kolejny powód do ściągania mnie do domu na rozmowy, z których były same mądre rady (same idiotyzmy typu o których szkoda gadać), ale zero realnej pomocy. I żeby nie było - moja rodzina nie jest biedna, chciałem około 10% wartości mieszkania, wcześniej moje rodzeństwo, które bywało w domu 2 razy w roku dostało kilkadziesiąt tysięcy złotych (raczej dlatego, że tamte rodziny się dorzucały) i to nie ja pchałem się do domu, żeby coś dostać, tylko wiecznie mnie proszono o przyjazdy.
Gównorozmowy trwały za długo i podnieśli stopy procentowe, ceny poleciały do góry i do czasów kredytu 2% straciłem szansę na kupno mieszkania tam gdzie chciałem. Rodzinę jeszcze drażniło to, że zacząłem sobie wygodnie żyć (wyniosłem się z pokoiku na kawalerkę, jeździłem na urlopy zamiast do nich czy płaciłem za hobby). Oczywiście odbiło się to na relacjach z rodziną, bo wizyty były rzadsze i trwały krócej, przestałem być taki łagodny i nie byłem taki skory do pomocy. Naturalnie na tle rodzeństwa i tak byłem kilka razy częściej. Aczkolwiek był jeszcze jeden słaby punkt - babcia. Jak ojciec nie mógł na mnie czegoś wymusić, to wycierał gębę jaka ona biedna, schorowana i strasznie tęskni. Babcia zaczęła chorować i nie mogła mieszkać sama, a była tak źle, że trafiła do ośrodka. Naturalnie to ja musiałem jeździć z ojcem na zmianę. Nawet jak zmarła i powiedziałem, że przyjadę tylko na pogrzeb to zostałem zrugany i musiałem załatwiać razem z nim formalności i siedzieć 5 dni w domu aby "opłakiwać". 3 tygodnie później były święta, a ja byłem zły i nie chciało mi się przyjechać. Jak o tym powiedziałem matka zaczęła płakać i mówić, że nikt nie przyjeżdża, ojciec zmądrzał i coś na mnie czeka. Przyznam się, że przyjechałem i ... czekały na mnie wyliczenia ile babcia zostawiła i szukanie mi mieszkania. Uprzejmie wyjechałem w połowie świąt.
Mirki, mam do was takie pytanie i chciałbym uzyskać obiektywną odpowiedź.
Jestem skłócony ze swoją rodziną i to chyba dożywotnio. Geneza sięga okresu dzieciństwa i studiów, ale wojna wybuchła w okolicach mojej 30stki. Pochodzę z małej wsi. Jak tylko dostałem się na studia czy poszedłem po nich do pracy, to średnio lubiłem w niej siedzieć. Moi rodzice tego nie rozumieli i wiecznie (nawet jak byłem na swoim) żądali albo prosili o przyjazdy pod pozorem towarzystwa i pomocy. I średnio licząc byłem tam przynajmniej raz w miesiącu. Rodzeństwo mieszkało w innych punktach Polski i bywało rzadko, więc uwzięli się na mnie, bo miałem tylko 100 km. Czas leciał i doszło do momentu, że dostałem umowę na czas nieokreślony i chciałem sobie kupić mieszkanie i liczyłem, że pomogą mi z wkładem własnym. I ojciec zrobił najgorszą rzecz - ani nie pomógł, ani nie odmówił, tylko znaleźli kolejny powód do ściągania mnie do domu na rozmowy, z których były same mądre rady (same idiotyzmy typu o których szkoda gadać), ale zero realnej pomocy. I żeby nie było - moja rodzina nie jest biedna, chciałem około 10% wartości mieszkania, wcześniej moje rodzeństwo, które bywało w domu 2 razy w roku dostało kilkadziesiąt tysięcy złotych (raczej dlatego, że tamte rodziny się dorzucały) i to nie ja pchałem się do domu, żeby coś dostać, tylko wiecznie mnie proszono o przyjazdy.
Gównorozmowy trwały za długo i podnieśli stopy procentowe, ceny poleciały do góry i do czasów kredytu 2% straciłem szansę na kupno mieszkania tam gdzie chciałem. Rodzinę jeszcze drażniło to, że zacząłem sobie wygodnie żyć (wyniosłem się z pokoiku na kawalerkę, jeździłem na urlopy zamiast do nich czy płaciłem za hobby). Oczywiście odbiło się to na relacjach z rodziną, bo wizyty były rzadsze i trwały krócej, przestałem być taki łagodny i nie byłem taki skory do pomocy. Naturalnie na tle rodzeństwa i tak byłem kilka razy częściej. Aczkolwiek był jeszcze jeden słaby punkt - babcia. Jak ojciec nie mógł na mnie czegoś wymusić, to wycierał gębę jaka ona biedna, schorowana i strasznie tęskni. Babcia zaczęła chorować i nie mogła mieszkać sama, a była tak źle, że trafiła do ośrodka. Naturalnie to ja musiałem jeździć z ojcem na zmianę. Nawet jak zmarła i powiedziałem, że przyjadę tylko na pogrzeb to zostałem zrugany i musiałem załatwiać razem z nim formalności i siedzieć 5 dni w domu aby "opłakiwać". 3 tygodnie później były święta, a ja byłem zły i nie chciało mi się przyjechać. Jak o tym powiedziałem matka zaczęła płakać i mówić, że nikt nie przyjeżdża, ojciec zmądrzał i coś na mnie czeka. Przyznam się, że przyjechałem i ... czekały na mnie wyliczenia ile babcia zostawiła i szukanie mi mieszkania. Uprzejmie wyjechałem w połowie świąt.
Pokłóciłem się z moją różową. Poszło o intercyzę. Jestem wyczulony w tym temacie. Mój ojciec rozszedł się z moją matką, gdy byłem młody. Ojciec prowadził firmę. Przez rozstanie popadł w alkoholizm. Prawdopodobnie nie potrafił sobie z tym poradzić. Ojciec niedawno odszedł i zostawił spory majątek. Do końca życia do wziął rozwodu z matką, choć ta kiedyś podała go do sądu żądając chorych pieniędzy i alimentów. Koniec końców wycofała się z tego. Teraz jest do otwarcia testament ojca, gdzie matka została wydziedziczona. Nadal obawiam się, że może coś zabrać z majątku ojca. Moją różowa znając moją historię nadal nie potrafi odpuścić i w razie gdy kiedyś weźmiemy ślub to podpisze rozdzielność czy intercyzę. Tłumaczyłem jej, że mam traumę po tym wszystkim i mam po prostu więcej do stracenia, bo planuje rozkręcić biznes. Ona pracuje na etacie, ale chce abyśmy razem prowadzili biznes. Rozumiem, że to dla niej wygodniejsze, bo jest większa swoboda i swoje to swoje, ale nie zaryzykuję częścią zarobionych pieniędzy. Chore polskie prawo pozwala na to, że baba może Ciebie zdradzić i jeszcze połowę majątku wypracowanego w czasie małżeństwa zabrać. Oczywiście biznes byłby zbudowany z moich pieniędzy, bo to ja mam działkę po ojcu i pieniądze. Jeszcze wczoraj mi bezczelnie powiedziała coś w stylu „Jakie Twoje pieniądze? To są pieniądze Twojego taty.” I co z tego? Mam prawo robić co mi się z nimi podoba i nie muszę się nimi dzielić z kimkolwiek. Baby to jednak inny stan umysłu…
#zwiazki #malzenstwo #prawo #logikarozowychpaskow
─