Jako, że mirko czasem jest w stanie dokonać rzeczy niemożliwych to warto spróbować.
Na Ukrainie w Kolomyji utknęli moi bardzo dobrzy znajomi. Dwie kobiety (30 i 50 lat) z dwójką dzieci (rok i 5lat), mąż 30latki jest pracuje w Polsce. Na miejscu w kolomyji nie ma im zbytnio kto pomoc w transporcie.
Czy jakimś cudem, ma ktoś z Was kogoś w tamtych okolicach, kto będzie w stanie dowieźć całą czwórkę na którekolwiek
Na Ukrainie w Kolomyji utknęli moi bardzo dobrzy znajomi. Dwie kobiety (30 i 50 lat) z dwójką dzieci (rok i 5lat), mąż 30latki jest pracuje w Polsce. Na miejscu w kolomyji nie ma im zbytnio kto pomoc w transporcie.
Czy jakimś cudem, ma ktoś z Was kogoś w tamtych okolicach, kto będzie w stanie dowieźć całą czwórkę na którekolwiek
Pierwszych Ukraińców - kobiety i dzieci - przywożono na moich oczach. Moja pomoc polegała na tym, że pomagałem w podstawowych czynnościach a także w tłumaczeniu, co odegrało znaczną rolę i stało się jednym z moich głównych atutów jako wolontariusza. Znam język ukraiński w wersji spolszczonej, ale jak się okazało - komunikatywnej (instrukcje z wykopu też się przydały!).
Pod budynek co kilka minut przyjeżdżał autobus wypełniony kobietami i dziećmi, czasem starcami bądź pojedynczymi niepełnosprawnymi. Na wejściu czekała ogromna grupa chętnych do pomocy w transporcie i udzielenia noclegu ludzi z tablicami i kierunkami w głąb Polski ale tez do Czech i Niemiec. Jednocześnie lwia część miała zaplanowany transport - po przetransportowaniu chcieli przeczekać kilka godzin na umówionego kierowcę, przeważnie członka rodziny. W niewielkiej ilości przypadków zdarzały się sytuacje, w których przyjezdni nie mieli ani transportu ani noclegu - wtedy wolontariusz uzyskując wcześniej informacje o przyjętym kierunku, rzucał w tłum krzyk z prośbą o pomoc. Momentalnie spośród zgromadzenia kierowców budziły się krzyki wyrażające chęć pomocy. Widok zapierający oddech.
Przy
Niestety zachowanie ludzi "niebialych"(śniadych i czarnych) jest w przynajmniej części przypadków skandaliczne. Byłem świadkiem niesamowitej roszczeniowosci śniadego pana, którego syn słabo się poczuł. Został zabrany do punktu medycznego gdzie dostał drgawek, z tego co słyszałem to godzinę szukali opiekunów bo mieli kompletnie gdzieś opiekę nad nim. Dopiero jak się znaleźli to pojechali do szpitala.
Drugi pan nie miał swoich leków wysokospecjalistycznych i nie prosił - wyraźnie ŻĄDAŁ tych leków i był wielce zniesmaczony że ratownicy nie mogą go dla nich załatwić. Na pytanie czemu nie kupił leków wcześniej zmieszał