Wpis z mikrobloga

Ehh, kiedyś naprawdę było lepiej, choć może to tylko moje spojrzenie przez mgłę nostalgii. W myślach patrzę na pokolenie moich dziadków i mam wrażenie, że żyli w zupełnie innym świecie, którego ja już nie potrafię dotknąć. Całe życie harowali ciężko fizycznie, w polu, od świtu do zmierzchu, bez nowoczesnych wygód i bez luksusów.

To, co mnie zawsze uderzało, to ich pogoda ducha. Nawet w sędziwym wieku mieli w sobie jakąś prostą radość, jakby wiedzieli, że życie jest trudne, ale takie właśnie ma być. Żyli w rytmie natury, w harmonii, którą moje pokolenie dawno utraciło. Siew, żniwa, zmiana pór roku – wszystko było poukładane. A do tego dochodziła wiara. Nie ta w sensie instytucjonalnym, ale głęboka, codzienna, prosta. To była kotwica, oparcie w trudnościach, coś, co dawało im poczucie sensu, którego dziś brakuje mnie i mojemu pokoleniu.

A ja… czuję, że w tych kapitalistycznych, konsumpcyjnych czasach coraz bardziej się gubię. Codzienność to przebodźcowanie, nadmiar bodźców, informacji, wieczna pogoń za czymś, co wcale nie daje ukojenia. Wszystko mierzy się w cyfrach, sukcesach, osiągnięciach. A mimo to wieczorami czuję w sobie pustkę i ciężar, którego nie potrafię nazwać. Jakby cała ta nowoczesność miała mnie uszczęśliwić, a w rzeczywistości tylko zabiera spokój.

Wtedy najbardziej boli porównanie. Moich dziadków wspominam jako ludzi silnych, stabilnych, zakorzenionych, którzy wiedzieli, co jest w życiu najważniejsze. A ja stoję gdzieś w pół drogi, z poczuciem chaosu i samotności. Oni mieli fundament – ciężką pracę i wiarę w Boga, która była niewidzialnym oparciem. Ja mam raczej labirynt, w którym każdy dzień wygląda podobnie, a każdy wieczór kończy się refleksją, że znowu brakuje mi sensu.

Przy całej tej melancholii dochodzi też wstyd. Wstyd, że ja, który mam wygodniejsze życie, więcej możliwości i mniej fizycznego trudu, potrafię być tak rozmemłany i bezradny wobec własnej codzienności. Czuję się jak frajer, który narzeka na brak sensu, choć nie musiał do tej pory przez życie dźwigać tych samych ciężarów co oni. Oni mieli ręce spracowane i głowy zajęte, a ja mam głowę pełną taniej dopaminy i mało konkretnego działania. To boli, bo wiem, że moja słabość to nie przeznaczenie, tylko wybory i nawyki, które mogę zmienić, gdybym miał odwagę, żeby zacząć. I czasem aż ściska mi żołądek, bo przecież dobrze wiem, że rozwiązanie nie jest żadną tajemnicą — trzeba w końcu przestać się nad sobą użalać, odsunąć ekran, odłączyć się od wiecznego szumu internetu i zacząć stawiać małe, realne kroki w świecie poza monitorem.

#przegryw
grap32 - Ehh, kiedyś naprawdę było lepiej, choć może to tylko moje spojrzenie przez m...

źródło: image

Pobierz
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach