Zadzwonił budzik. Michał już dawno nie spał. Tej jak i kilkanaście nocy wstecz spał po kilka godzin. Wstał bardziej zmęczony niż dzień wcześniej gdy kładł się do łóżka. Drżały mu ręce, drżało całe ciało, pulsacyjne bóle potylicy nawracały każdego ranka. Nie zastanawiał się zbyt długo tylko pobiegł do kuchni, otworzył lodówkę i wyciągnął z szuflady na warzywa taniego energetyka z biedronki. Zapasy robił zawsze po wypłacie, i od razu na cały miesiąc. Nie miał czasu na parzenie kawy, energicznym ruchem otworzył napój i duszkiem przechylił do ust, by jak najszybciej dostarczyć kofeinę do krwiobiegu. Przepalił Marlboro czerwonym i poszedł przepłukać usta do łazienki. Z wieszaka zdjął zapaskę spodnie, bluzę i spakował do plecaka. Sam ubrał się w zawrotnie szybkim tempie w biały t shirt, czarne krótkie spodenki i modne Vansy w biało-czarną kratkę. Zamówił ubera, bo nie chciało mu się jechać tramwajem w środku lata z przepoconymi już tak wcześnie rano starszymi ludźmi jadącymi na zakupy do sąsiedniej galerii. Kierowca miał być za cztery minuty, więc ubrał plecak I zleciał szybko na dół odpalając jeszcze jednego papierosa. W taksówce drgania ciała były coraz to intensywniejsze. Wiedział o tym, ale mimo to codziennie rano dostarczał te toksyny do swojego organizmu. Napięcie wzrastało z minuty na minutę. Im bliżej celu, tym bardziej Michał był w większym stresie. Do bólu potylicy dołączył tez ból skroni. Musiał zdjąć letnią beżową czapkę Nike'a i poluzować w niej zapięcie. Dłonie miał spocone i zaciśnięte , ale nie od panującej wtedy temperatury, a z nerwów, bo mimo korków droga do pracy skracała się z drastycznie z każdym kilometrem.
Dojechał. Przez całą podróż nie zamienił z kierowcą ani słowa. Na aplikację w telefonie przyszło mu powiadomienie z ubera. Kierowca Vadim prosił o ocenę kursu. Bez zastanowienia nacisnął pięć gwiazdek i mknął dalej w kierunku swojej krwawicy, odpalając kolejnego papierosa. Szef kuchnia kazał mu wymyśleć jakieś dania do nowej karty która miała wejść w życie już miesiąc wcześniej. Na szczęście właściciel restauracji nie był z tych nie cierpliwych, za to jego bezpośredni przełożony już tak. Wieloletnie doświadczenie w kraju i zagranicą dawało mu ogromną pewność siebie, czego Michałowi wciąż brakowało. Pracował w tym miejscu za grosze, licząc na to że w przyszłości zwróci mu się to z nawiązką. Do celu pozostało mu kilka, kilkanaście metrów. Wilgotną od kofeinowej fazy, ale przede wszystkim od fazy strachu, złapał za klamkę tylnego wejścia do restauracji którym zawsze wchodzili do pracy i odetchnął z ulgą. Zamknięte. Michał rozejrzał się dookoła i uciekł stamtąd jak szczur, między czasie pisząc smsa do szefa o swojej nieobecności tego dnia z powodu choroby ojca.
Rozdzial II
Michał swoją nieobecność w pracy zwalał na ojca już po raz enty, nawet kilkukrotnie go uśmiercał, ale niepotrzebnie, bo on już dawno nie żył. Zachlał się. Ulżyło mu. Bóle ustały momentalnie. Ciśnienie zeszło i poczuł wewnętrzny luz, jego ciało przestało być spięte, ręce zrobiły się luźne. Musiał tylko uważać żeby ktoś z kuchennej ekipy nie przyuważył go jak spieprza z miejsca pracy, już nawet nie wspominając o szefie. Poszedł na około mając oczy dookoła głowy, to było jego jedyną schizą w tym momencie. Efektem szybkiego kroku w ten upalny dzień i pozostałościach po wcześniejszym stresie były pojawiające się plamy potu na t- shircie. Dochodząc do przystanku zatrzymał się przy automacie biletowym, kupił ulgowy bo szkoda mu było na normalny, licząc na to że przez kilkanaście przystanków nie złapią go kanary. Przyjechał tramwaj, wsiadł do niego, obracając się jeszcze za siebie upewniając się czy aby na pewno nikt go nie przyuważył, zajął miejsce siedzące i odpalił apkę z muzyką. W zakładce polubione utwory zrobił losowanie i zatrzymał się na kawałku Tau – list motywacyjny. Zerknął na pozostałych pasażerów. Młodzi siedzieli tak jak on, w telefonach z słuchawkami na uszach, a starsi wpatrzeni w okno i zadumani nad tym co było, co jest i co jeszcze ich czeka. Ostatnia zwrotka którą wykonywał Paluch skończyła się i na słuchawki wjechał Sokół, ze swoim „ Jeszcze będzie czas” a Michał zaczął myśleć o czymś, o czym całkowicie zapomniał. Nie miał zamiaru póki co wracać do pracy, nie miał na to psychicznie siły. Komfort finansowy jaki sobie zbudował mimo rozwodu pozwolił mu na to żeby przez jakiś czas nie pracować, dlatego musiał załatwić sobie zwolnienie od lekarza. Pierwsze co przyszło mu do głowy to lekarz pierwszego kontaktu. Była wczesna godzina więc liczył na to że uda mu się do niego jeszcze zarejestrować. Zdjął słuchawki, w kontaktach wyszukał numer do przychodni i zaczął dzwonić. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Próbował jeszcze kilka razy ale bezskutecznie. Stwierdził że napiszę wieczorem esemesa do szefa o swojej nieobecności następnego dnia.
W końcu doszedł do celu. Wjechał winda na piąte piętro i otworzył drzwi. Czekał tam na niego jego czarny kot. Była żona Michała wraz synem Maćkiem mieszkała na co dzień dwa piętra wyżej, ale od kilku dni przebywali na wakacjach. Trzydziestolatek z synem miał normalne relacje, jak ojciec z synem. Kobieta nie robiła problemów, znała przeszłość Michała, i to jakiego miał w domu ojca tyrana.
Chłopak miał z nim ciężką przeprawę, w końcu bycie policjantem zobowiązywało, do nadużywania alkoholu, panienek i przemocy domowej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ubzdurał sobie iż syn pójdzie w jego ślady. I poszedł. Michał skończył szkołę policyjną w Szczytnie, a nawet zrobił licencję detektywistyczną.
Były wczesne godziny poranne, a mimo to Michał, zaraz po powrocie do domu położył się do łóżka, odpalił YouTube’a i powoli zasypiał. Nagle zadzwonił telefon, czarny Samsung A3, numer nieznany. Myślał że to może szef chciał zapytać o stan zdrowia ojca i odebrał. Dzień dobry, Pan Michał Kwiatkowski? – usłyszał z zaskoczeniem pytanie w słuchawce - taak? Odpowiedział szybko chłopak Mężczyzna przedstawił się, ale Michał był oszołomiony tym kto dzwoni, i nie zapamiętał regułki, chociaż skądś ją już znał. -Pan jest właścicielem pojazdu o numerze rejestracyjnym KR 5793F? - taak?! A o co chodzi? Był wypadek. Prawdopodobnie podpalenie samochodu który należy, albo raczej należał do Pana. W środku były dwie osoby, i wie Pan, trzeba jak najszybciej tu przyjechać.
Rozdział III
Leszek, tak miał na imię ojciec Michała, był zwykłym kundlem, a nie prawdziwym psem jak Jerzy Radziwiłowicz w serialu Glina. Karierę zaczął jeszcze w służbie bezpieczeństwa potem trafił do milicji, a karierę zakończył jako policjant. Nigdy nie miał wielkich ambicji zostać kryminalnym czy cebosiem ściągając prawdziwych gangusów. Chciał mieć dobrą, ciepła posadkę i tak też się stało. Na komendach w całej Polsce chodziły słuchy że musiał mieć jakieś teczki na wyżej postawionych psów, bo wydawało się to wręcz nie możliwe w takim tempie dostać się na prawie sam szczyt, nie mając praktycznie żadnej wiedzy. Gruby tak, że brzuch zasłaniał mu pasek od mundurowych spodni. Siwiejący podstarzały knur. Oblech śmierdzący wódą. Tak wspominały go absolwentki szkoły oficerskiej, którym proponował zaliczenie, za zaliczenie. Oczywiście znajdywały się chętne które w zamian za pozytywny wynik testów sprawnościowych pokazywały swoje wdzięki.
Leszek przez kilka dobrych lat swojej przygody z policją woził się srebrna kia z szoferem po komendach i z każdym znajomym musiał walnąć po kielichu, często nie jednym i nie dwoma. Potem jechali na dziewczyny, a rano gdyby nigdy nic wracał do domu i dobierał się do matki Michała.
Rodzinne życie Państwa Kwiatkowskich nie było usłane różami. Lechu bo tak mówili na niego w firmie był domowym tyranem. Od najmłodszych lat, gdy Michał był jeszcze małym Michasiem wszystkiego uczył go siłą Zaczynając od nauki wiązania butów, kończąc na robieniu prania, czy domowych porządków. Za źle wykonane zadania karał, ale zapominał nagradzać za dobre rzeczy. Gosia, żona Lecha z trudem patrzyła na to wszystko co działo się w domu, jak i poza nim. Była jednak bezradna , nie mogła niczego zgłosić na policję bo on od razu by się o tym dowiedział, koleżanek nie miała bo nie było jej wolno ich mieć, poza tym jak miała się im pokazać z podbitym okiem.
Michał skończył szkołę oficerska z wyróżnieniem, chociaż wcale na to nie zasługiwał, wszystko to było sprawką ojca, on to załatwił, a chłopak stracił tylko czas.
W końcu przyszła kryska na matyska. Pewnego dnia Lechu po powrocie z pracy w stanie nietrzeźwości wychodził jeszcze po trunek na dobitkę, Michał zamknął za nim drzwi a on przewrócił się głową na betonowe schody i zmarł na miejscu. Taka była oficjalna wersja świadków. A nie oficjalna?
Rozdział lV
Gdy Michał zakończył rozmowę z policjantem który przekazał mu złe informacje telefon wypadł mu z ręki niczym z niskobudżetowego serialu. Podniósł go i rzucił jeszcze raz w to samo miejsce. Jak na złość nie rozbił się. W tym samym momencie zrobiło mu się nie dobrze, zaczął się trząś i poszedł wymiotować. To była reakcja organizmu na stres który go ogarnął.
Gdy doprowadził się do porządku zaczął zastanawiać się czym pojedzie do Wrocławia bo przecież jedyny samochód jaki posiadał właśnie się spalił, a nie miał od kogo pożyczyć, w ogóle nikogo już nie miał. Część znajomych odwróciła się od niego po tym jak okazało się że został policjantem, bo wychowywał się na osiedlu na którym policja była jedynym i zarazem największym wrogiem młodzieży. Druga część to byli znajomi z prac których się podejmował, ale u nich też był spalony bo wszystkich okłamywał i sam już gubił się w tym co, i do kogo mówił.
Powoli dochodziło do niego co tak naprawdę się wydarzyło, że właśnie stracił ostatnie osoby które coś znaczyły dla niego i on cos znaczył dla nich. I najważniejsze, śmierć poniósł jego syn. Niewinne dziecko które nie miało raka, białaczki, czy innej choroby na którą mógł się przygotować, a spaliło się żywcem. Wpadł w histerię, im bardziej przybierał sobie do głowy cały przebieg zdarzeń którego tak naprawdę nie znał, tym bardziej jego płacz roznosił się po całym mieszkaniu. Kot podchodził i ocierał się o niego jakby wyczuwał co się stało.
Michał starał się trochę uspokoić i zacząć myśleć racjonalnie, opanować emocje, chociaż ciężko było mówić o tym w takiej sytuacji. Wiedział że może liczyć tylko i wyłącznie na siebie, a i z tym mógłby być problem. Na dworze był gorąc a on miał dreszcze i zimne dłonie. Głowa pulsowała. Poszedł do lodówki by z półki wyciągnąć energetyka, ale popatrzył tylko na te puszki, wyciągnął je z szuflady i niczym alkoholik próbujący zakończyć z nałogiem otworzył je wszystkie i wylał do zlewu pełnego garów nie mytych co najmniej od kilku dni.
Czas leciał, a on dalej nie miał planu jak dojechać do miasta w którym spalił się jego samochód wraz synem i była żoną. Myślał o autobusie który prawie bezpośrednio dowiezie go na miejsce, ale pewnym było że przez cały ten czas spędzony w bezruchu oszaleje wizualizując sobie spalone ciała jego najbliższych. Jego jedynych najbliższych jakich miał.
Zadzwonił leżący na ziemi, po nieudanej próbie rozbicia telefon. Michał spojrzał kto dzwoni. Na wyświetlaczu pojawił się kontakt zapisany jako Żaba. Żaba to stary znajomy Michała jeszcze za czasów podwórkowych mieszkający dwa bloki dalej, który dzwonił do niego raz czy dwa razy w miesiącu i tylko po pożyczkę. Nie były to duże kwoty bo zazwyczaj kilka stówek. Kwiatkowski nigdy mu nie odmawiał, bo ten zawsze oddawał kasę w terminie. Tego dnia nie miał ochoty z nim rozmawiać, ale wpadł mu do głowy pewien pomysł. Żaba miał samochód którego na co dzień nie użytkował, a jego ojciec był starym pijakiem więc też nim nie jeździł. Podszedł do telefonu, przesunął zieloną słuchawkę do góry i przebitym głosem powiedział: - halo - siema Kwiatek, dzwonię z tą samą prośbą co zawsze hehe- zaśmiał się Żaba - siema. Ile? - Noo.. trzysta hehe - no dobra Żaba, ale tym razem ja też będę miał do ciebie sprawę. - no to wal śmiało, o co chodzi? – zapytał kolega - potrzebne mi twoje auto, pożyczysz? Zapytał Michał - moje auto? Przecież to już trup! No ale dobra, trzeba zejść i zobaczyć czy w ogóle odpali bo stoi pod blokiem już chyba z miesiąc. A co z twoim? -Yyy.. zepsuł się – Michał nie chciał tłumaczyć się koledze z całej sytuacji. - no dobra to za dwadzieścia minut u mnie pod blokiem, może być? - spoko, to nara - hej – odpowiedział Michał i zakończył rozmowę.
Znajomi spotkali się pod samochodem Żaby. Sprawdzili czy da się go jeszcze odpalić. Ku wielkiemu zdziwieniu obydwu panów udało się tego dokonać. Michał dał koledze ugadaną wcześnie kwotę, a ten wręczył mu kluczyki do opla astry. Kwiatek wrócił do mieszkania, przepakował plecak, nakarmił kota taką ilością jedzenia, jakby miał nigdy nie wrócić, zszedł na dół, wsiadł do auta, i ponownie roztrzęsiony całą sytuacja która wracała do jego głowy jak bumerang ruszył w drogę.
Rozdział V
Wpisał w GPS-ie ulice we Wrocławiu na którą miał jechać, telefon pokazywał mu ponad trzy godziny jazdy, a paliwa miał maksymalnie na sto kilometrów. Jego żołądek również domagał się uzupełniania więc był zmuszony zrobić sobie postój. Był zmęczony, zaszokowanych, przerażony całą sytuacja, i dopiero podczas drogi przypomniał sobie że mimo telefonu policjanta o dwóch spalonych zwłokach w jego samochodzie nawet nie próbował skontaktować się z Gosią i synem, kompletnie na to nie wpadł, a przecież w pierwszej kolejności powinien właśnie do nich zadzwonić. Sięgnął po telefon który przypięty był do uchwytu w aucie i wybrał z kontaktów numer do Gośki. W tym samym momencie zrobiło mu się gorąco, sytuacja stresowa wpłynęła na niego w ciągu ułamków sekund, i w całym aucie czuć było tylko nieprzyjemny smród potu, na dodatek w starym oplu Żaby nie było klimatyzacji więc nijak nie mógł się pozbyć tego zapachu.
Wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny- odezwała się kobieta z sieci którą miała Gosia. Kwiatek wtedy był już pewien że jedzie tam wyłącznie po to by zidentyfikować zwłoki, o ile było jeszcze co identyfikować. Przed oczami miał obraz tego, jak wyglądają teraz jego bliscy, i jak doszło do tej tragedii.
Żeby zgubić trochę swoje myśli, podgłośnił radio które do tego momentu było przyciszone do zera. Jedyną stacją jaka była ustawiona był RMF FM, a na antenie fakty o trzynastej. Prowadzący Marek Balawajder przedstawił najważniejsze informacje z kraju i zagranicy, a w tym tragedię dotyczącą bezpośrednio rodziny Michała. Szczególnie utkwiły mu w pamięci słowa prowadzącego- jak wstępnie donosi prokuratura, w wyniku podpalenia samochodu, zginęły dwie osoby, konieczne będą testy DNA w celu potwierdzenia tożsamości ofiar. Emocje w chłopaku sięgały zenitu, napływ tragicznych informacji skumulowały się i doprowadziły do ataku paniki i płaczu. Ponowne drżenia ciała, kołatanie serca, lęk przed każdym przejechanym metrem powodowały odruch wymiotny. Czując kwasy żołądkowe przy samym gardle rozpoczął poszukiwania czegoś do czego mógł to zrobić. Lewą ręką trzymał kierownicę a prawą otworzył schowek. Zobaczył w nim tylko jakieś pirackie płyty rapowej klasyki. Obracając się na tylne siedzenia zauważył torbę z KFC, szarpnął ja gwałtownym ruchem do siebie, zerknął do środka i ujrzał zapleśniałe resztki po kubełku skrzydełek. Wtedy już nie miał żadnego oporu, wszystko w nim pękło, zbełtał do środka resztki energetyka wraz z żołądkową żółcią jednocześnie patrząc na drogę. Ulżyło mu, zeszły z niego emocje które siedziały w nim od początku dnia. Oparł głowę o samochodowy fotel i zobaczył tablice z informacją o zbliżającej się stacji benzynowej i McDonaldzie.
Był wygłodniały, kończyło mu się paliwo więc nie miał wyjścia, musiał zrobić sobie postój. Podczas tankowania już myślał o tym co zamówi sobie w Fastfoodzie. Zalał astrę do pełna, zapłacił i poszedł po zamówienie do budynku obok. Zamówił big Maca z frytkami i dużą colą. Myślał też o kawie, ale nie chciał faszerować się kofeina czy innymi pobudzaczami. To był dla niego pierwszy krok do zerwania z tym nałogiem dla lepszego samopoczucia. Wyświetlił się numer jego zamówienia, odebrał i usiadł w wolnym miejscu, a z tym nie było problemu bo lokal był zupełnie pusty, poza jednym stolikiem gdzie siedział dziwny typ. Usiadł na przeciwko niego, ale dwa stoliki dalej. Gość który tam siedział miał kręcone średniej długości włosy, okulary z czarnymi oprawkami i czerwony t-shirt z napisem adidas. Speszonym wzrokiem patrzył na Michała, gdy ten kierował go w jego stronę, on momentalnie uciekał nim daleko w sufit. Czuć było od niego jakiś niepokój. Miał przed sobą cheeseburger’a z frytkami. Frytki jadł nerwowo wpychając je do buzi jedna po drugiej, jakby chciał jak najszybciej je zjeść, a cheesa wziąć na wynos i opuścić lokal. Mężczyzna skorzystał jeszcze z toalety i wyszedł.
Michał skończył konsumpcje, poszedł ponownie na stację kupić wodę na drogę i wsiadł do auta kierując się prostu do celu. Po prawie trzech i pół godziny drogi Kwiatek dojechał w końcu na miejsce. Najpierw skierował się miejsce zbrodni, ale tam już praktycznie nie było śladu po zdarzeniu . Następnie pojechał na wskazany przez policjanta komisariat złożyć zeznania. Tam po rozmowie z funkcjonariuszami do spraw kryminalnych okazało się że w środku wraku na pewno nie było szczątek żadnego dziecka
Zabawa z AR-15 na strzelnicy, a potem do baru na 4 piwka i powrót do domu samochodem ( ͡º͜ʖ͡º) Zaczyna mi się coraz bardziej podobać w tej Ameryce ( ͡º͜ʖ͡º)
Rozdział I
Zadzwonił budzik. Michał już dawno nie spał. Tej jak i kilkanaście nocy wstecz spał po kilka godzin. Wstał bardziej zmęczony niż dzień wcześniej gdy kładł się do łóżka. Drżały mu ręce, drżało całe ciało, pulsacyjne bóle potylicy nawracały każdego ranka. Nie zastanawiał się zbyt długo tylko pobiegł do kuchni, otworzył lodówkę i wyciągnął z szuflady na warzywa taniego energetyka z biedronki. Zapasy robił zawsze po wypłacie, i od razu na cały miesiąc. Nie miał czasu na parzenie kawy, energicznym ruchem otworzył napój i duszkiem przechylił do ust, by jak najszybciej dostarczyć kofeinę do krwiobiegu. Przepalił Marlboro czerwonym i poszedł przepłukać usta do łazienki. Z wieszaka zdjął zapaskę spodnie, bluzę i spakował do plecaka. Sam ubrał się w zawrotnie szybkim tempie w biały t shirt, czarne krótkie spodenki i modne Vansy w biało-czarną kratkę. Zamówił ubera, bo nie chciało mu się jechać tramwajem w środku lata z przepoconymi już tak wcześnie rano starszymi ludźmi jadącymi na zakupy do sąsiedniej galerii. Kierowca miał być za cztery minuty, więc ubrał plecak I zleciał szybko na dół odpalając jeszcze jednego papierosa.
W taksówce drgania ciała były coraz to intensywniejsze. Wiedział o tym, ale mimo to codziennie rano dostarczał te toksyny do swojego organizmu. Napięcie wzrastało z minuty na minutę. Im bliżej celu, tym bardziej Michał był w większym stresie. Do bólu potylicy dołączył tez ból skroni. Musiał zdjąć letnią beżową czapkę Nike'a i poluzować w niej zapięcie. Dłonie miał spocone i zaciśnięte , ale nie od panującej wtedy temperatury, a z nerwów, bo mimo korków droga do pracy skracała się z drastycznie z każdym kilometrem.
Dojechał. Przez całą podróż nie zamienił z kierowcą ani słowa. Na aplikację w telefonie przyszło mu powiadomienie z ubera. Kierowca Vadim prosił o ocenę kursu. Bez zastanowienia nacisnął pięć gwiazdek i mknął dalej w kierunku swojej krwawicy, odpalając kolejnego papierosa. Szef kuchnia kazał mu wymyśleć jakieś dania do nowej karty która miała wejść w życie już miesiąc wcześniej. Na szczęście właściciel restauracji nie był z tych nie cierpliwych, za to jego bezpośredni przełożony już tak. Wieloletnie doświadczenie w kraju i zagranicą dawało mu ogromną pewność siebie, czego Michałowi wciąż brakowało. Pracował w tym miejscu za grosze, licząc na to że w przyszłości zwróci mu się to z nawiązką.
Do celu pozostało mu kilka, kilkanaście metrów. Wilgotną od kofeinowej fazy, ale przede wszystkim od fazy strachu, złapał za klamkę tylnego wejścia do restauracji którym zawsze wchodzili do pracy i odetchnął z ulgą.
Zamknięte. Michał rozejrzał się dookoła i uciekł stamtąd jak szczur, między czasie pisząc smsa do szefa o swojej nieobecności tego dnia z powodu choroby ojca.
Rozdzial II
Michał swoją nieobecność w pracy zwalał na ojca już po raz enty, nawet kilkukrotnie go uśmiercał, ale niepotrzebnie, bo on już dawno nie żył. Zachlał się.
Ulżyło mu. Bóle ustały momentalnie. Ciśnienie zeszło i poczuł wewnętrzny luz, jego ciało przestało być spięte, ręce zrobiły się luźne. Musiał tylko uważać żeby ktoś z kuchennej ekipy nie przyuważył go jak spieprza z miejsca pracy, już nawet nie wspominając o szefie. Poszedł na około mając oczy dookoła głowy, to było jego jedyną schizą w tym momencie. Efektem szybkiego kroku w ten upalny dzień i pozostałościach po wcześniejszym stresie były pojawiające się plamy potu na t- shircie. Dochodząc do przystanku zatrzymał się przy automacie biletowym, kupił ulgowy bo szkoda mu było na normalny, licząc na to że przez kilkanaście przystanków nie złapią go kanary. Przyjechał tramwaj, wsiadł do niego, obracając się jeszcze za siebie upewniając się czy aby na pewno nikt go nie przyuważył, zajął miejsce siedzące i odpalił apkę z muzyką. W zakładce polubione utwory zrobił losowanie i zatrzymał się na kawałku Tau – list motywacyjny. Zerknął na pozostałych pasażerów. Młodzi siedzieli tak jak on, w telefonach z słuchawkami na uszach, a starsi wpatrzeni w okno i zadumani nad tym co było, co jest i co jeszcze ich czeka. Ostatnia zwrotka którą wykonywał Paluch skończyła się i na słuchawki wjechał Sokół, ze swoim „ Jeszcze będzie czas” a Michał zaczął myśleć o czymś, o czym całkowicie zapomniał. Nie miał zamiaru póki co wracać do pracy, nie miał na to psychicznie siły. Komfort finansowy jaki sobie zbudował mimo rozwodu pozwolił mu na to żeby przez jakiś czas nie pracować, dlatego musiał załatwić sobie zwolnienie od lekarza. Pierwsze co przyszło mu do głowy to lekarz pierwszego kontaktu. Była wczesna godzina więc liczył na to że uda mu się do niego jeszcze zarejestrować. Zdjął słuchawki, w kontaktach wyszukał numer do przychodni i zaczął dzwonić. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Próbował jeszcze kilka razy ale bezskutecznie. Stwierdził że napiszę wieczorem esemesa do szefa o swojej nieobecności następnego dnia.
W końcu doszedł do celu. Wjechał winda na piąte piętro i otworzył drzwi. Czekał tam na niego jego czarny kot. Była żona Michała wraz synem Maćkiem mieszkała na co dzień dwa piętra wyżej, ale od kilku dni przebywali na wakacjach. Trzydziestolatek z synem miał normalne relacje, jak ojciec z synem. Kobieta nie robiła problemów, znała przeszłość Michała, i to jakiego miał w domu ojca tyrana.
Chłopak miał z nim ciężką przeprawę, w końcu bycie policjantem zobowiązywało, do nadużywania alkoholu, panienek i przemocy domowej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ubzdurał sobie iż syn pójdzie w jego ślady. I poszedł. Michał skończył szkołę policyjną w Szczytnie, a nawet zrobił licencję detektywistyczną.
Były wczesne godziny poranne, a mimo to Michał, zaraz po powrocie do domu położył się do łóżka, odpalił YouTube’a i powoli zasypiał. Nagle zadzwonił telefon, czarny Samsung A3, numer nieznany. Myślał że to może szef chciał zapytać o stan zdrowia ojca i odebrał.
Dzień dobry, Pan Michał Kwiatkowski? – usłyszał z zaskoczeniem pytanie w słuchawce
- taak? Odpowiedział szybko chłopak
Mężczyzna przedstawił się, ale Michał był oszołomiony tym kto dzwoni, i nie zapamiętał regułki, chociaż skądś ją już znał.
-Pan jest właścicielem pojazdu o numerze rejestracyjnym KR 5793F?
- taak?! A o co chodzi?
Był wypadek. Prawdopodobnie podpalenie samochodu który należy, albo raczej należał do Pana. W środku były dwie osoby, i wie Pan, trzeba jak najszybciej tu przyjechać.
Rozdział III
Leszek, tak miał na imię ojciec Michała, był zwykłym kundlem, a nie prawdziwym psem jak Jerzy Radziwiłowicz w serialu Glina. Karierę zaczął jeszcze w służbie bezpieczeństwa potem trafił do milicji, a karierę zakończył jako policjant. Nigdy nie miał wielkich ambicji zostać kryminalnym czy cebosiem ściągając prawdziwych gangusów. Chciał mieć dobrą, ciepła posadkę i tak też się stało. Na komendach w całej Polsce chodziły słuchy że musiał mieć jakieś teczki na wyżej postawionych psów, bo wydawało się to wręcz nie możliwe w takim tempie dostać się na prawie sam szczyt, nie mając praktycznie żadnej wiedzy.
Gruby tak, że brzuch zasłaniał mu pasek od mundurowych spodni. Siwiejący podstarzały knur. Oblech śmierdzący wódą. Tak wspominały go absolwentki szkoły oficerskiej, którym proponował zaliczenie, za zaliczenie. Oczywiście znajdywały się chętne które w zamian za pozytywny wynik testów sprawnościowych pokazywały swoje wdzięki.
Leszek przez kilka dobrych lat swojej przygody z policją woził się srebrna kia z szoferem po komendach i z każdym znajomym musiał walnąć po kielichu, często nie jednym i nie dwoma. Potem jechali na dziewczyny, a rano gdyby nigdy nic wracał do domu i dobierał się do matki Michała.
Rodzinne życie Państwa Kwiatkowskich nie było usłane różami. Lechu bo tak mówili na niego w firmie był domowym tyranem. Od najmłodszych lat, gdy Michał był jeszcze małym Michasiem wszystkiego uczył go siłą Zaczynając od nauki wiązania butów, kończąc na robieniu prania, czy domowych porządków. Za źle wykonane zadania karał, ale zapominał nagradzać za dobre rzeczy. Gosia, żona Lecha z trudem patrzyła na to wszystko co działo się w domu, jak i poza nim. Była jednak bezradna , nie mogła niczego zgłosić na policję bo on od razu by się o tym dowiedział, koleżanek nie miała bo nie było jej wolno ich mieć, poza tym jak miała się im pokazać z podbitym okiem.
Michał skończył szkołę oficerska z wyróżnieniem, chociaż wcale na to nie zasługiwał, wszystko to było sprawką ojca, on to załatwił, a chłopak stracił tylko czas.
W końcu przyszła kryska na matyska. Pewnego dnia Lechu po powrocie z pracy w stanie nietrzeźwości wychodził jeszcze po trunek na dobitkę, Michał zamknął za nim drzwi a on przewrócił się głową na betonowe schody i zmarł na miejscu. Taka była oficjalna wersja świadków. A nie oficjalna?
Rozdział lV
Gdy Michał zakończył rozmowę z policjantem który przekazał mu złe informacje telefon wypadł mu z ręki niczym z niskobudżetowego serialu. Podniósł go i rzucił jeszcze raz w to samo miejsce. Jak na złość nie rozbił się. W tym samym momencie zrobiło mu się nie dobrze, zaczął się trząś i poszedł wymiotować. To była reakcja organizmu na stres który go ogarnął.
Gdy doprowadził się do porządku zaczął zastanawiać się czym pojedzie do Wrocławia bo przecież jedyny samochód jaki posiadał właśnie się spalił, a nie miał od kogo pożyczyć, w ogóle nikogo już nie miał. Część znajomych odwróciła się od niego po tym jak okazało się że został policjantem, bo wychowywał się na osiedlu na którym policja była jedynym i zarazem największym wrogiem młodzieży. Druga część to byli znajomi z prac których się podejmował, ale u nich też był spalony bo wszystkich okłamywał i sam już gubił się w tym co, i do kogo mówił.
Powoli dochodziło do niego co tak naprawdę się wydarzyło, że właśnie stracił ostatnie osoby które coś znaczyły dla niego i on cos znaczył dla nich. I najważniejsze, śmierć poniósł jego syn. Niewinne dziecko które nie miało raka, białaczki, czy innej choroby na którą mógł się przygotować, a spaliło się żywcem. Wpadł w histerię, im bardziej przybierał sobie do głowy cały przebieg zdarzeń którego tak naprawdę nie znał, tym bardziej jego płacz roznosił się po całym mieszkaniu. Kot podchodził i ocierał się o niego jakby wyczuwał co się stało.
Michał starał się trochę uspokoić i zacząć myśleć racjonalnie, opanować emocje, chociaż ciężko było mówić o tym w takiej sytuacji. Wiedział że może liczyć tylko i wyłącznie na siebie, a i z tym mógłby być problem. Na dworze był gorąc a on miał dreszcze i zimne dłonie. Głowa pulsowała. Poszedł do lodówki by z półki wyciągnąć energetyka, ale popatrzył tylko na te puszki, wyciągnął je z szuflady i niczym alkoholik próbujący zakończyć z nałogiem otworzył je wszystkie i wylał do zlewu pełnego garów nie mytych co najmniej od kilku dni.
Czas leciał, a on dalej nie miał planu jak dojechać do miasta w którym spalił się jego samochód wraz synem i była żoną. Myślał o autobusie który prawie bezpośrednio dowiezie go na miejsce, ale pewnym było że przez cały ten czas spędzony w bezruchu oszaleje wizualizując sobie spalone ciała jego najbliższych. Jego jedynych najbliższych jakich miał.
Zadzwonił leżący na ziemi, po nieudanej próbie rozbicia telefon. Michał spojrzał kto dzwoni. Na wyświetlaczu pojawił się kontakt zapisany jako Żaba. Żaba to stary znajomy Michała jeszcze za czasów podwórkowych mieszkający dwa bloki dalej, który dzwonił do niego raz czy dwa razy w miesiącu i tylko po pożyczkę. Nie były to duże kwoty bo zazwyczaj kilka stówek. Kwiatkowski nigdy mu nie odmawiał, bo ten zawsze oddawał kasę w terminie. Tego dnia nie miał ochoty z nim rozmawiać, ale wpadł mu do głowy pewien pomysł. Żaba miał samochód którego na co dzień nie użytkował, a jego ojciec był starym pijakiem więc też nim nie jeździł. Podszedł do telefonu, przesunął zieloną słuchawkę do góry i przebitym głosem powiedział:
- halo
- siema Kwiatek, dzwonię z tą samą prośbą co zawsze hehe- zaśmiał się Żaba
- siema. Ile?
- Noo.. trzysta hehe
- no dobra Żaba, ale tym razem ja też będę miał do ciebie sprawę.
- no to wal śmiało, o co chodzi? – zapytał kolega
- potrzebne mi twoje auto, pożyczysz? Zapytał Michał
- moje auto? Przecież to już trup! No ale dobra, trzeba zejść i zobaczyć czy w ogóle odpali bo stoi pod blokiem już chyba z miesiąc. A co z twoim?
-Yyy.. zepsuł się – Michał nie chciał tłumaczyć się koledze z całej sytuacji.
- no dobra to za dwadzieścia minut u mnie pod blokiem, może być?
- spoko, to nara
- hej – odpowiedział Michał i zakończył rozmowę.
Znajomi spotkali się pod samochodem Żaby. Sprawdzili czy da się go jeszcze odpalić. Ku wielkiemu zdziwieniu obydwu panów udało się tego dokonać. Michał dał koledze ugadaną wcześnie kwotę, a ten wręczył mu kluczyki do opla astry. Kwiatek wrócił do mieszkania, przepakował plecak, nakarmił kota taką ilością jedzenia, jakby miał nigdy nie wrócić, zszedł na dół, wsiadł do auta, i ponownie roztrzęsiony całą sytuacja która wracała do jego głowy jak bumerang ruszył w drogę.
Rozdział V
Wpisał w GPS-ie ulice we Wrocławiu na którą miał jechać, telefon pokazywał mu ponad trzy godziny jazdy, a paliwa miał maksymalnie na sto kilometrów. Jego żołądek również domagał się uzupełniania więc był zmuszony zrobić sobie postój. Był zmęczony, zaszokowanych, przerażony całą sytuacja, i dopiero podczas drogi przypomniał sobie że mimo telefonu policjanta o dwóch spalonych zwłokach w jego samochodzie nawet nie próbował skontaktować się z Gosią i synem, kompletnie na to nie wpadł, a przecież w pierwszej kolejności powinien właśnie do nich zadzwonić. Sięgnął po telefon który przypięty był do uchwytu w aucie i wybrał z kontaktów numer do Gośki. W tym samym momencie zrobiło mu się gorąco, sytuacja stresowa wpłynęła na niego w ciągu ułamków sekund, i w całym aucie czuć było tylko nieprzyjemny smród potu, na dodatek w starym oplu Żaby nie było klimatyzacji więc nijak nie mógł się pozbyć tego zapachu.
Wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny- odezwała się kobieta z sieci którą miała Gosia. Kwiatek wtedy był już pewien że jedzie tam wyłącznie po to by zidentyfikować zwłoki, o ile było jeszcze co identyfikować. Przed oczami miał obraz tego, jak wyglądają teraz jego bliscy, i jak doszło do tej tragedii.
Żeby zgubić trochę swoje myśli, podgłośnił radio które do tego momentu było przyciszone do zera. Jedyną stacją jaka była ustawiona był RMF FM, a na antenie fakty o trzynastej. Prowadzący Marek Balawajder przedstawił najważniejsze informacje z kraju i zagranicy, a w tym tragedię dotyczącą bezpośrednio rodziny Michała. Szczególnie utkwiły mu w pamięci słowa prowadzącego- jak wstępnie donosi prokuratura, w wyniku podpalenia samochodu, zginęły dwie osoby, konieczne będą testy DNA w celu potwierdzenia tożsamości ofiar.
Emocje w chłopaku sięgały zenitu, napływ tragicznych informacji skumulowały się i doprowadziły do ataku paniki i płaczu. Ponowne drżenia ciała, kołatanie serca, lęk przed każdym przejechanym metrem powodowały odruch wymiotny. Czując kwasy żołądkowe przy samym gardle rozpoczął poszukiwania czegoś do czego mógł to zrobić. Lewą ręką trzymał kierownicę a prawą otworzył schowek. Zobaczył w nim tylko jakieś pirackie płyty rapowej klasyki. Obracając się na tylne siedzenia zauważył torbę z KFC, szarpnął ja gwałtownym ruchem do siebie, zerknął do środka i ujrzał zapleśniałe resztki po kubełku skrzydełek. Wtedy już nie miał żadnego oporu, wszystko w nim pękło, zbełtał do środka resztki energetyka wraz z żołądkową żółcią jednocześnie patrząc na drogę.
Ulżyło mu, zeszły z niego emocje które siedziały w nim od początku dnia. Oparł głowę o samochodowy fotel i zobaczył tablice z informacją o zbliżającej się stacji benzynowej i McDonaldzie.
Był wygłodniały, kończyło mu się paliwo więc nie miał wyjścia, musiał zrobić sobie postój. Podczas tankowania już myślał o tym co zamówi sobie w Fastfoodzie. Zalał astrę do pełna, zapłacił i poszedł po zamówienie do budynku obok.
Zamówił big Maca z frytkami i dużą colą. Myślał też o kawie, ale nie chciał faszerować się kofeina czy innymi pobudzaczami. To był dla niego pierwszy krok do zerwania z tym nałogiem dla lepszego samopoczucia. Wyświetlił się numer jego zamówienia, odebrał i usiadł w wolnym miejscu, a z tym nie było problemu bo lokal był zupełnie pusty, poza jednym stolikiem gdzie siedział dziwny typ. Usiadł na przeciwko niego, ale dwa stoliki dalej. Gość który tam siedział miał kręcone średniej długości włosy, okulary z czarnymi oprawkami i czerwony t-shirt z napisem adidas. Speszonym wzrokiem patrzył na Michała, gdy ten kierował go w jego stronę, on momentalnie uciekał nim daleko w sufit. Czuć było od niego jakiś niepokój. Miał przed sobą cheeseburger’a z frytkami. Frytki jadł nerwowo wpychając je do buzi jedna po drugiej, jakby chciał jak najszybciej je zjeść, a cheesa wziąć na wynos i opuścić lokal. Mężczyzna skorzystał jeszcze z toalety i wyszedł.
Michał skończył konsumpcje, poszedł ponownie na stację kupić wodę na drogę i wsiadł do auta kierując się prostu do celu.
Po prawie trzech i pół godziny drogi Kwiatek dojechał w końcu na miejsce. Najpierw skierował się miejsce zbrodni, ale tam już praktycznie nie było śladu po zdarzeniu . Następnie pojechał na wskazany przez policjanta komisariat złożyć zeznania. Tam po rozmowie z funkcjonariuszami do spraw kryminalnych okazało się że w środku wraku na pewno nie było szczątek żadnego dziecka
#opowiadanie #kryminalne #zbrodnia #policja #rodzina
#pasta #ksiazka #literatura