Aktywne Wpisy
Duzy_Kotlet +541
Poznałem panią psycholog która ma 31 lat i jest po rozwodzie, bez dzieci. Jeszcze tak jebniętej kobiety w życiu nie poznałem ... Współczuję pacjentom.
#tinder
#tinder
ZionOfel +51
Taka sytuacja.
https://www.facebook.com/share/p/12313jswNo4E9Roo/
#ocean #huragan #klimat #pogoda #ciekawostki
https://www.facebook.com/share/p/12313jswNo4E9Roo/
#ocean #huragan #klimat #pogoda #ciekawostki
Czym jest społeczeństwo? Czemu ludzie lubią gromadzić rzeczy? Czemu tak mocno zależy nam na dzieciach? Czemu tak desperacko próbujemy zostawić coś po sobie. Czemu tak nam zależy na życiu?
Odpowiedź na te wszystkie pytania jest bardzo prosta - na razie jesteśmy jedynym gatunkiem zwierzęcia z tak rozbudowaną świadomością. A co się wiąże ze świadomością? Strach przed śmiercią. Wiemy, że umrzemy i większość społeczeństwa nie potrafi tego przełknąć, nie myśli o tym, udaje, że wszystko jest w porządku. Nie może pogodzić się z wizją tego, że w ciągu kilku dekad zniknie bezpowrotnie. Na strachu przed śmiercią zbudowano absolutnie wszystko, co dzisiaj znamy. Na strachu przed końcem stoi cała nasza cywilizacja.
Według Google'a przeciętna długość życia osobnika z gatunku małpy, która ma na tyle wybujałego ego, aby nazwać się "rozumną" wynosi około 84 lata. I rośnie średnio w tempie dwóch lat na dekadę, i przyspiesza.
84 lata. Co to jest? W perspektywie Wszechświata to jest ułamek czasu porównywalny do mrugnięcia okiem. Od naszego urodzenia do naszej śmierci będzie potrzebne naszej planecie okrążenie naszej dziennej gwiazdy zaledwie 84 razy. Niektórzy szczęśliwcy przeżyją ponad sto takich okrążeń. Ale w perspektywie kosmosu nie zmienia to nic. Nasze życia nie mają żadnego znaczenia, inne zwierzęta nie zawracają sobie tym głowy dlaczego? Bo nie są tak świadome jak my. Przeciętny szympans ma świadomość na poziomie 6-letniego dziecka. Pies na poziomie 2-3-latka.
Zwierzę podąża swoim instynktem, nie zadaje pytań, rodzi się, żywi, rozmnaża, umiera będąc trybikiem w maszynie. Człowiek nie może się pogodzić, z tym że podobnie jak pies czy pchła nie znaczy nic. Że jest tylko produktem milionów lat brutalnej ewolucji przypadkowego życia na kupce kurzu krążącej wokół gigantycznej i stale rozszerzającej się bomby termojądrowej. Jednej z wielu setek miliardów bomb, które składają się na galaktykę. Jedną z wielu miliardów galaktyk w gigantycznym oceanie ciągle rozszerzającej się zimnej pustki.
Zgodnie z ogólnie przyjętym konsensusem w świecie astrofizyki nasz Wszechświat jest otwarty, czyli nie wymagał niczego, by powstać. Powstał spontanicznie, sam z siebie, zrodzony z pustki na skutek kilku krótkich fluktuacji na poziomie kwantowym nieskończenie małego punktu osobliwości pierwotnej. Bóg nie musiał sobie tym zawracać głowy. Bo go nie było. Nie była potrzebna żadna "nadświadomość". Nasz Wszechświat po prostu jest produktem przypadkowej niestabilności kwantów.
A co to oznacza w dalszej perspektywie? Postępującą entropię. Entropia to słowo, które u zdecydowanej większości przedstawicieli naszego gatunku wywołuje panikę. Strach i natychmiastową zmianę tematu. Entropia stale się zwiększa. A Wszechświat cały czas się ochładza. Wodoru do powstawania nowych gwiazd też nie jest nieskończenie wiele. Według obliczeń Stephena Hawkinga i Garego Williama Gibbonsa, za około ćwierć biliona lat (nie mylić z angielskim "billion" - bowiem u nich billion to miliard) Wszechświat ochłodzi się do temperatury Gibbonsa-Hawkinga i od tego momentu stanie się kompletnie niezdatny do życia. Bowiem nasze mózgi i nasze ciała składają się z atomów, te poruszając się oddają energię do otoczenia i ją pobierają. Za około 250 miliardów lat Wszechświat będzie już tak zimny, że życie nie będzie mogło istnieć, ponieważ życie samo z siebie oznacza ruch a do ruchu potrzebna jest energia. Możemy to porównać mniej więcej do agregatu w lodówce. Agregat pobiera ciepło z komory stale utrzymując zimną temperaturę w środku i wydalając ciepło na zewnątrz przez radiatory.
Za 250 miliardów lat nie będzie gdzie tego ciepła wydalać, bo będzie tak zimno, że nie będzie skąd brać energii. I pomimo że we Wszechświecie wciąż będą świecić gwiazdy i będzie ich wciąż bardzo dużo, umieranie pierwszych masywnych gwiazd rozpocznie się dopiero około 1600-1850 bilionów lat później a ostatnia gwiazda we Wszechświecie, przedstawiciel klasy M czerwony karzeł umrze po około 3000 do 6000 bilionów lat, czyli 3-6 trylionów lat.
Co z tego, że Wszechświat wciąż będzie bogaty w gwiazdy skoro jego ekspansja ochłodzi go na, tyle że sama jego temperatura nie pozwoli na utrzymanie życia a wszystkie galaktyki oddalą się od siebie poza granicę "horyzontu cząstek" oznacza to, tyle że np. z powierzchni Ziemi (jeśli przeżyje pożarcie przez słońce w fazie czerwonego olbrzyma jakieś 245 miliardów lat wcześniej) za 250 miliardów nie zobaczymy już żadnej galaktyki innej niż Droga Mleczna a właściwie tworu, który powstanie po zderzeniu z Galaktyką andromedy - 247 miliardów lat wcześniej. Wszystkie inne galaktyki opuszczą granice widzialnego Wszechświata.
Co potem? Po śmierci ostatniej gwiazdy Wszechświat czeka niezmiernie długa epoka ciemności i czarnych dziur. Ale nawet po jakimś czasie i one umrą na skutek efektu Hawkinga, Wszechświat stanie się niczym innym jak wiecznie rozszerzającą się pustką złożoną z zimnych fotonów i neutrin. Materia na skutek zjawiska tunelowego i efektów kwantowych rozpadnie się w ostateczności na promieniowanie cieplne. Oznacza to, tyle że wszystko, co kiedykolwiek istniało i będzie istnieć w ostateczności zniknie w wiecznie rozszerzającej się pustce jako promieniowanie cieple. Od tego momentu we Wszechświecie nie wydarzy się już nic. Nigdy. I tak zostanie na całą wieczność. Czas przestanie płynąć, bo nie będzie ani żadnego obserwatora, który mógłby go odmierzyć ani żadnego zjawiska fizycznego, które nastąpi. Jedynym zjawiskiem fizycznym, jakie wciąż będzie trwać będzie wieczne rozszerzanie się tej pustki, po kres czasu. Co 12 miliardów lat nicość będzie podwajać swoją objętość.
Przerażające prawda? Pewnie większości z was zaczęło bić mocniej serce i poczuliście niepokój. Nie dziwne. Nikt nie jest w stanie przełknąć gorzkiej prawdy. Ludzie nienawidzą prawdy. Wolą słodkie kłamstwa. Tak właśnie powstała religia. Słodkie kłamstwo powstałe ze względu na naturalny strach przed nicością, mamimy się wizjami Raju, Nieba, reinkarnacji czy wyższych form egzystencji po naszej śmierci, ponieważ nie potrafimy przełknąć brutalnej prawdy, że sen to nic innego jak śmierć, która po prostu się wstydzi i czeka na swoją kolej. Preludium do tego co nieuniknione. Przez większość naszego życia nie śnimy, zatem gdzie trafiamy gdy śpimy? Nigdzie. To jest ten dziwny stan pustki. Przez jakiś czas nie istniejemy, tylko nasz mózg pamięta, aby nas "wskrzesić" każdego ranka. Przy zasypianiu kompletnie wyłączając ośrodek odpowiedzialny za świadomość i poczucie swojego jestestwa. Fundując nam śmierć w wersji demo. Czas mija nam bardzo szybko, kładziemy się spać, zamykamy oczy jest 22 i budzimy się i nagle mamy 6 rano. Niesamowite prawda? Śmierć to to samo, tylko różnica jest taka, że już się nie obudzimy. Ten stan nieistnienia będzie trwał wiecznie.
Religia powstała po to, aby dać nam pocieszenie i pozwolić nie myśleć o prawdzie która i tak jest nieunikniona.
A co ze społeczeństwem? Czemu ludzie uwielbiają gromadzić rzeczy. Czemu lubimy się chwalić osiągnięciami? Czemu pragniemy być zapamiętanymi? Właśnie z tego samego powodu. Przez strach przed śmiercią człowiek zaczął nadawać swoim małym i lokalnym osiągnięciom, które nie znaczą nic z perspektywy planety, a co dopiero kosmosu jakąś wartość. Lubimy się chwalić ukończeniem studiów, prawem jazdy, nowym samochodem, mieszkaniem na kredyt itd. Próbujemy nadać rzeczom, które w ogólnym rozrachunku mają taką samą wartość co ser spod napleta czy gówno na chodniku. Na tym powstała cała nasza hierarchia społeczno-ekonomiczna. Na strachu przed śmiercią i rozpaczliwym nadaniem swojej egzystencji jakiegoś większego sensu. Którego nie ma. ( ͡° ͜ʖ ͡°). Kiedy umrzesz i tak wszystko, co kiedykolwiek osiągnąłeś zostanie z automatu zniweczone w pył. Każda rzecz, którą zostawisz na Ziemi padnie ofiarą postępujących procesów geologicznych na powierzchni planety oraz starzenia się naszej dziennej gwiazdy, która ostatecznie na skutek pęcznienia i przejścia w fazę czerwonego olbrzyma, która potrwa około 2 miliardy pożre całą naszą planetę. Wszyscy, którzy kiedykolwiek cię poznali umrą w ciągu następnego wieku po tobie. Tak więc każdy z nas i nasze osiągnięcia są ostatecznie skazane na przepadnięcie w pustce.
Możesz zazdrościć ludziom dobrego życia, wysokiego wykształcenia, bogactwa, wyglądu, wakacji w ciepłych krajach itd. Ale w ogólnym rozrachunku wszyscy jesteśmy równi wobec nicości i wszyscy do niej trafimy. Zarówno ty jak i Maciek milioner jadący teraz nowym Mercedesem. I tak wszystko, co osiągniesz zostawisz tutaj na pastwę entropii. A ta nie zważa na nic. Zarówno materia z twojego Daewoo jak z Mercedesa Maćka padnie ofiarą zjawiska tunelowego i rozpadnie się na promieniowanie cieplne, jeśli nie wpadnie po drodze do czarnej dziury przepadając w osobliwości ( ͡° ͜ʖ ͡°).
Kiedy już przyjdziemy na ten świat musimy zmagać się z ciężarem świadomości. W szczególności ludzie inteligentni. Nie dziwne czemu przez wielu wysoka inteligencja jest uznawana za kalectwo. Im więcej masz w głowie, tym bardziej zdajesz sobie sprawę z bezsensowności tego całego #!$%@?, że wszystkie nasze osiągnięcia to iluzja, złudzenie stworzone przez nas samych, aby choć na chwilę nadać nam i naszej egzystencji jakaś wartość i sens, której i tak nie ma. I wewnątrz nas każdy wie, że tak jest, ale każdy się łudzi, że jest inaczej. Modlimy się, do których bogów nie ma. A szczególnym przypadkiem i dowodem na to, że bogowie nie istnieją niech będzie pandemia koronawirusa. Która dobitnie nam pokazała, że żadna religia nie chce wziąć odpowiedzialności za to, że to ich bóg stworzył to coś.
Uciekamy się do filozofii próbując nadać głębszy sens naszej egzystencji, bezskutecznie. Wielkie umysły tego świata jak Platon czy Kartezjusz zarywały noce nad myśleniem nad sensem życia. Zasmuciłby ich pewnie fakt że zmarnowali go niepotrzebnie. Bo go nie ma.
Człowiek ma usilną chęć nadania sobie jakiegoś wyższego jestestwa i stanu. Podczas kiedy cały Wszechświat ma cie kompletnie w dupie.
Taaa świadomość to wyjątkowa #!$%@? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jeśli miałbym spłentować to jakimś pozytywnym akcentem to może warto powiedzieć żebyście przestali przejmnować się czymkolwiek i parli za społeczeństwem które usilnie próbuje walczyć z kapitanem entropią która i tak po nich przyjdzie. Żyjcie bez stresu, w końcu i tak jesteś tylko nieco bardziej zaawansowanym szympansem który za około 50 okrążeń wokół swojej giwazdy dziennej wróci do stanu pernamentnego niebytu i wszystko co osiągnie i tak przepadnie, więc czym wy się ludzie w ogóle przejmujecie. ( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)
#blackpill #redpill #filozofia #astronomia #astrofizyka #nihilizm #ateizm #rozwazania #przegryw #smierc ##!$%@? #tfnogf #incel #nauka #naukowyblackpill #wszechswiat #religia #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow #socjologia #spoleczenstwo #antynatalizm #pozytywnynihilizm
Myślę, że deizm jest dla Ciebie ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@BlackPillowaPrawda: To, że w odległej przyszłości zarówno daewoo jak i nowy mercedes będą równie bezwartościowe nie zmienia faktu, że teraz, czyli z jedynej perspektywy, która jest rzeczywiście naszym udziałem, jazda nowym mercedesem jest bardziej komfortowa. To, że byt Maćka milionera i Zdziśka biedaka ma granice, poza którymi w równym stopniu nie istnieją, nie oznacza, że ich życia są obiektywnie "równe". Jeśli mielibyśmy je porównywać w szerszej perspektywie, w ogólnym rozrachunku, to przecież nadal sensownym byłoby porównanie ich jedynie w granicach ich istnienia, a nie poza nimi. Przyszłość nie jest bardziej realna niż teraźniejszość czy przeszłość, więc nie jest też lepszym, bardziej obiektywnym, punktem odniesienia.
Pierwszymi deistami byli epikurejczycy, a deizm sam w sobie zakłada, że racjonalnie można uzasadnić istnienie tylko boga bezosobowego, który jest stwórcą wszechświata i praw fizycznych panujących na nim.
@RiverStar: nie wiem jak innych, ale mnie świadomość tego, w najmniejszym nawet stopniu, nie pociesza. Wręcz przeciwnie, świadomość iż wszyscy moi bliscy zostaną złożeni do cmentarnego dołu, jest zwyczajnie dobijająca.
Miałem podobnie
Jako dwunastolatek miałem paniczną tanatofobie
Strach przed śmiercią
Teraz mam kompletnie #!$%@?. Godzę się z tym. I powiem ci że do mnie to lepiej przemawia niż perspektywa życia wiecznego. Wyobraź sobie istnieć wiecznie
Pamiętam że już dosłownie jako ośmiolatek miałem rozkminy dlaczego {cokolwiek} istnieje i czym jest rzeczywistość i przez całe swoje życie drążyłem te rejony mózgu coraz bardziej i teraz cokolwiek związanego z wszechświatem sprawia że się autentycznie boję. Z tego nie ma wyjścia jak dla mnie.
Komentarz usunięty przez autora
Nie ma żadnych dowodów.
To co piszesz jest wiarą, tak samo potwierdzoną jak istnienie elfów, smoków, krasnali, syren czy