Wpis z mikrobloga

Mirki, jaka świąteczna historia. Wczoraj pojechaliśmy z rodzicami na działkę wypić kawkę na świeżym powietrzu, na luzie, przy kominku. Na sąsiedniej działce podkulony pod choinką siedział kot, zawołaliśmy go, a ten skubaniec przyszedł błyskawicznie i nie wiadomo jak wcisnął się do altanki. Najpierw schował się w kąciku, a jak zauważył nasze pozytywne nastawienie - wskoczył na łóżko, zaczął ugniatać i mruczeć. Było jasne, że to nie dziki, działkowy kocur, tylko ktoś wywalił domowego, tym bardziej, że sierść dłuższa - wyglądał na mieszankę z jakimś długowłosym.

Ogółem śliczny czarnuszek, im dłużej był w altance i sierść mu schła, tym ładniej wyglądał. I im cieplej się robiło, tym odważniej sobie poczynał. Wysłałyśmy tatę po karmę (przyjechałam do rodziców z moim kotem), a w międzyczasie zadzwoniłam do schroniska zapytać, czy przyjmą nas z kotem i czy mają na miejscu weterynarza, a jeśli nie - to gdzie znajdziemy dyżurującego (nie mieszkam w rodzinnym mieście kilka lat, nie znam już takich miejsc). Stwierdzili, że mamy go przywieźć jak damy radę i się nim zaopiekują.

Nałożyłam małemu karmy, wciągnął ją niczym odkurzacz, błyskawicznie, po czym z powrotem na łóżko. Kiedy usłyszał lejącą się wodę od razu zaczął szukać miski - no domowy kot jak nic, przecież mógł się napić z każdej kałuży na działkach... Jak się napił, zaczął ocierać się z zadowoleniem o wszystko dookoła.

Zawinęliśmy go w kocyk i pojechaliśmy do schroniska. W czasie drogi wtulił się głęboko i przysypiał. Pierwsza wiadomość po przekroczeniu progu gabinetu weterynarza: "proszę państwa, ten kot umiera". (,) Żółtaczka, prawdopodobnie martwica wątroby z zagłodzenia, bardzo niska temperatura ciała, "ale będziemy walczyć". Testy na białaczkę i FIV ujemne. Mieli go wrzucić pod kroplówkę, dać termoforek i pozostawało czekać.

Dzisiaj dzwoniłam, jednak nie otrzymałam informacji co się dzieje, bo "nie ma pani od kotów". Jutro zadzwonię znowu. I w poniedziałek znowu.

Chciałabym, by ta historia skończyła się dobrze. Namówiłam rodziców, by go adoptowali jak wydobrzeje. Uwielbiają mojego kota i zawsze cieszą się, kiedy zostaje u nich jak wyjeżdżam. Wiem, że byłoby im raźniej ze zwierzakiem. Zresztą mama oddając go do schroniska mówiła, że chce go wziąć. Nawet imię już dla niego mamy. Piotr. Nie pytajcie dlaczego. XD

Trzymajcie kciuki, żeby mała, czarna, puchata kulka dostała nowe życie 25 grudnia.

#coolstory #koty #zwierzeta #czujedobrzeczlowiek
Pobierz comfortably_numb - Mirki, jaka świąteczna historia. Wczoraj pojechaliśmy z rodzicami ...
źródło: comment_1609004869M2TSqFCFZodEd0EeCqtGlE.jpg
  • 55
@fiman: znaleźliśmy kota w złym stanie, zaopiekowaliśmy się nim i zawieźliśmy do weterynarza. Historia fajna, bo przypadkowo w święta znaleźliśmy się na działce. Liczymy, że wydobrzeje i rodzice go adoptują.
@dos_badass: dzięki. :) Niezależnie od finału cieszymy się, że chociaż przez chwilę ten kot mógł pobyć w cieple i poczuć się kochany i zaopiekowany.