#siedlce #pomagajzwykopem #koty #kot Mirasy, wracam z aktualizacją. Łapka na szczęście nie jest złamana. Weterynarz powiedział, że prawdopodobnie łapka jej utknęła i próbując się wyswobodzić, zrobiła sobie głęboką ranę. Konieczne będzie smarowanie, zmiana opatrunków i regularne wizyty. Dzisiaj zostawiłem 437 złotych, oprócz tego poprosiłem o szczegółowe wyliczenie kosztów jakie mnie czekają w sytuacji, gdy kotka zostanie w domu. W sumie będzie to ponad tysiąc
Mirki, jaka świąteczna historia. Wczoraj pojechaliśmy z rodzicami na działkę wypić kawkę na świeżym powietrzu, na luzie, przy kominku. Na sąsiedniej działce podkulony pod choinką siedział kot, zawołaliśmy go, a ten skubaniec przyszedł błyskawicznie i nie wiadomo jak wcisnął się do altanki. Najpierw schował się w kąciku, a jak zauważył nasze pozytywne nastawienie - wskoczył na łóżko, zaczął ugniatać i mruczeć. Było jasne, że to nie dziki, działkowy kocur, tylko ktoś wywalił domowego, tym bardziej, że sierść dłuższa - wyglądał na mieszankę z jakimś długowłosym.
Ogółem śliczny czarnuszek, im dłużej był w altance i sierść mu schła, tym ładniej wyglądał. I im cieplej się robiło, tym odważniej sobie poczynał. Wysłałyśmy tatę po karmę (przyjechałam do rodziców z moim kotem), a w międzyczasie zadzwoniłam do schroniska zapytać, czy przyjmą nas z kotem i czy mają na miejscu weterynarza, a jeśli nie - to gdzie znajdziemy dyżurującego (nie mieszkam w rodzinnym mieście kilka lat, nie znam już takich miejsc). Stwierdzili, że mamy go przywieźć jak damy radę i się nim zaopiekują.
Nałożyłam małemu karmy, wciągnął ją niczym odkurzacz, błyskawicznie, po czym z powrotem na łóżko. Kiedy usłyszał lejącą się wodę od razu zaczął szukać miski - no domowy kot jak nic, przecież mógł się napić z każdej kałuży na działkach... Jak się napił, zaczął ocierać się z zadowoleniem o wszystko dookoła.