Pisałem już kiedyś o tym pod #zmarnowanademografia (tak taguje swoje smęty na temat demografii), ale wspomnę ponownie, w temacie kryzysu demograficznego bardzo ciekawym filmem dokumentalnym jest "Birthgap - Childless World" (dostępny na YT: tutaj).

Autor przeanalizował wiele danych dotyczących demografii z ostatnich 50 lat i znalazł coś ciekawego: w ciągu ostatnich 50 lat, średnia liczba dzieci na matkę.... wzrosła. Naszym problemem nie jest niska dzietność. Naszym problemem jest bezdzietność.

Przedstawmy
zmarnowany_czas - Pisałem już kiedyś o tym pod #zmarnowanademografia (tak taguje swoj...

źródło: Screenshot 2024-04-10 at 11-39-27 Birthgap - Childless World PART 1 (English Version)

Pobierz
Problemy to będą miały systemy gospodarcze oparte na wiecznym wzroście i nieskończonym potoku nowej klienteli na rynku.


@Iskaryota: problem będą miały wszystkie systemy, bo nie istnieje paradygmat, zakładający spadek i duże starzenie się populacji, gdzie 40% populacji to emeryci.

8 mld ludzi strzeliło w 2022, 9 mld strzeli w 2037


@Iskaryota: no zajebiście. Tylko tu nie chodzi o liczbę ludności, a o piramidę demograficzną, która staje się coraz bardziej odwrócona.
  • Odpowiedz
Od jakiegoś czasu mocno siedzę w temacie spadającej dzietności i kryzysu demograficznego, który jest już prawie wszędzie na świecie.

W pewnym momencie trafiłem na dokument Staphena J. Shawa, "BirthGap", którego część pierwsza jest dostępna na YT (i bardzo zachęcam do obejrzenia), a dwie pozostałe wymagają subskrypcji (która, jeśli ktoś jest tak zafiksowany jak ja obecnie, warta jest pieniędzy). Bada on ten temat od kilku lat. Postaram się niedługo podać kilka
@moll: no generalnie to tak. Problem leży w tym, że najlepszy czas na rozród, jest też najlepszym czasem na studia i robienie kariery. I kiedy te trzy rzeczy ze sobą konkurują, coś musi zostać zepchnięte na później. I zazwyczaj jest to rodzina, bo przecież "mamy jeszcze czas", ale okazuje się, że bardzo często tak się nam tylko wydaje i wbrew pozorom, tego czasu aż tak wiele nie ma.
  • Odpowiedz
@zmarnowany_czas: tylko problem w tym że kariery za bardzo nie da się odłożyć na później a iść rodzic dziecko i na macierzyński jak się nie ma umowy na czas nieokreślony i zarabia się 4k na rękę to samobójstwo
  • Odpowiedz
W temacie drastycznie spadającej dzietności i szybko starzejącego się społeczeństwa często pojawia się zdanie: "zasypiemy ten problem imigracją". Moim (i nie tylko moim) pytaniem jest w takim razie dość proste pytanie:

Imigracją skąd?

Dzietność spada wszędzie, już teraz współczynnik dzietności dla całej ludzkości to około 2.3 i nadal spada. W tem tempie, za dosłownie kilka lat spadnie poniżej zastępowalności pokoleniowej. Cały wzrost populacji będzie już bardzo niedługo brał się wyłącznie z tego,
Jeśli chodzi o spadającą na świecie liczbę urodzeń, to w ciekawy sposób przedstawia to Stephen J. Shaw, analityk danych i demograf, będący autorem filmu dokumentalnego "BirthGap — Childless world" (zdecydowanie zachęcam do obejrzenia, chociaż dodam niedługo trochę informacji, o których mówi, bo są bardzo ciekawe). Wprowadził on w swoim filmie termin BirthGap, który możemy po polsku nazwać "luką urodzeniową", która to porównuje ile w danym społeczeństwie jest noworodków w stosunku do 50-latków.
zmarnowany_czas - Jeśli chodzi o spadającą na świecie liczbę urodzeń, to w ciekawy sp...
@niecodziennyszczon: Podałem jedynie ciekawostkę, jak wygląda demografia w przedstawionych krajach. Interpretację tych liczb zostawiam każdemu z osobna.

Jeśli mam napisać, jak ja to wszystko widzę, to napiszę tylko: "dobranoc, do widzenia! Cześć, giniemy!".
  • Odpowiedz
W ostatnim czasie zrobiło się głośniej o nadciągającej do Polski zapaści demograficznej. W związku z tym bardzo często przewija się w tych materiałach "współczynnik dzietności", tylko co to w ogóle jest? Co znaczą te wszystkie abstrakcyjne liczby 1.1, 1.5, 2.0? Dlaczego do zastępowalności pokoleniowej potrzebny jest współczynnik 2.1, a nie 2.0?

Czym jest współczynnik dzietności?

Za Wikipedią

Współczynnik dzietności (płodności całkowitej) – współczynnik określający przeciętną liczbę dzieci, które urodziłaby kobieta
  • Odpowiedz
Media opisując naszą zapaść geograficzną piszą, że mamy najmniej urodzeń od końca II WŚ. Co jest prawdą, ale i niedopowiedzeniem. To jest najmniej urodzeń od czadu odzyskania niepodległości!

Dla przykładu, w latach 1923-25 i w roku 1930 liczba urodzeń wyniosła w Polsce ponad milion! Do tego tylko jeden rok dwudziestolecia międzywojennego miał liczbę urodzeń niższą od 850 tysięcy (w 1938 urodziło się 849 tysięcy dzieci). Oczywiście umieralność niemowląt była znacznie większa niż
ja nie widzę problemu, mniejsza konkurencja na rynku pracy i nieruchomsci


@dawid-poselski: bardzo krótkowzroczne i naiwne myślenie. Mniejsza konkurencja na rynku pracy jest dobra tylko do pewnego momentu, po przekroczeniu pewnej granicy firmy padają, bo nie ma komu pracować. Druga sprawa, że szybko starzejące się społeczeństwo (czyli np. nasze) konsumuje coraz mniej, więc i mniej trzeba "tworzyć". Jest jeszcze kilka innych czynników jak potrzeba więcej ludzi do prac, które nie tworzą
  • Odpowiedz
-Izrael

-Afganistan

-Irak

-Katar

-Kuwejt


@Kalosz667: Zlituj się, wymieniasz m.in. Katar z 1.8 i Kuwejt z okolicą 2.1. To już lepiej Pakistan z 3.3 czy inne stany jak Uzbekistan czy Kirgistan. Co nie zmienia faktu, że oprócz Afryki te wyjątki to albo kraje muzułmańskie albo jakaś drobnica jak małe wysepki:
https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_total_fertility_rate
Nie ulega wątpliwości, że kraje z przewagą białych i żółtych lecą w dół i to dość spektakularnie. Inne też, bo
  • Odpowiedz
Wiele ludzi uzasadnia brak dzieci tłumacząc się między innymi tym, że przecież nie mają mieszkania i warunków. Na przykładzie koleżanki mojej żony pokażę, dlaczego uznaję to za wymówkę, a nie argument.

Dla ułatwienia nazwijmy ją w tej historii Kingą (imię zmienione). Od kiedy dziewczyny się znają (a to będzie już z 10 lat) Kinga powtarzała, że ona to będzie mieć dużą rodzinę i dużo dzieci. Tylko wiecie, na początku nie miała z
@zmarnowany_czas Przecież to co piszesz to jest oczywiste dla każdej średnio ogarniętej osoby, która nie oszukuje samej siebie. Dzieci zawsze rodziło się najwięcej w czasie najgorszych warunków, czyli np. po wojnach. Gdyby to sytuacja finansowa i mieszkaniowa stanowiła główny powód posiadania dzieci to by ich rodziło się pełno w krajach skandynawskich, natomiast tam urodzenia również pikują w dół i są podbijane jedynie przez imigrantów, którzy to właśnie nie mają żadnej stabilnej sytuacji.
  • Odpowiedz