Mam kolegę, który ma 25 lat. Skończył technikum z elektoniką i mechaniką i poszedł na informatykę. Po pół roku sesja mu powiedziała, że jednak się nie nadaje i skończył z edukacją. Został... No zgadnijcie.
Od pięciu lat siedzi w chałupie (mieszka na wsi) u mamy i brata i gra. W gry. W sensie dla przyjemności, nie jest jakimś gamerem co na tym zarabia itp. Rodzina go utrzymuje, matka karmi, brat da na p--o. Nie wychodzi absolutnie nigdzie, czasem na urodziny kogoś we wsi. I tak sobie ten mój kolega żyje.
Aż
Wyznanie (ex) Bety i Stulejarza.
Byłem betą, trochę czasu zajęło mi to zanim sobie to uświadomiłem, ale od początku. Zawsze byłem krypto-stulejarzem, wiecie taki typ w szkole średniej co ma 3 kumpli, rzadko gdzieś wychodzi i woli spędzać czas przed kompem. Nie miałem nigdy problemu z poznawaniem ludzi, po prostu mnie do nich nie ciągnęło - znaczy fajnie mieć kilku znajomych od czasu do czasu z nimi gdzieś wyjść niż stado znajomych z którymi trzeba ciągle utrzymywać kontakt.
Przejdźmy teraz w sumie dlaczego stwierdziłem, że byłem (a może trochę dalej jestem) betą. Wiadomo o co chodzi - o różowe. Na początku szkoły średniej wychodziłem z założenia że fajnie mieć ale nie czuję jakieś mega potrzeby. Było kilka które wysyłały sygnały ale za cholerę mi się nie podobały - chodzi zarówno o wygląd jak i ich zainteresowania sposób bycia plany czy też marzenia. Więc grzecznie podziękowałem. Z tego co widziałem na fejsie to są teraz szczęśliwe mają mężów i dzieci. I bardzo dobrze że im się układa, niech im się wiedzie.