Aktywne Wpisy

MonazoPL +202
MichuTop +282
Niesamowitym przykładem syndromu sztokholmskiego są dla mnie osoby postronne broniące astronomicznych zarobków lekarzy z NFZ, typu Aneta lat 40 kasjerka na minimalnej lub Mariusz lat 47 pracownik serwisu samochodowego. Liczne głosy od tych ludzi - "Trzeba było się uczyć", "Oni ciężko się uczyli przez 6 lat na studiach, zarobki 100k im się po prostu należą". Zupełnie jakby inni ludzie potrzebni gospodarce nie musieli się uczyć czy równie ciężko albo i ciężej pracować,





Filozofuję sobie z chatem gpt
Prompt (jeden z wielu o podobnej tematyce).
Świetne pytanie — to już nie tylko metafizyka, ale czysta filozofia świadomości.
Rzeczywiście: wszechwiedza i wszechmoc to dwa różne wektory „boskości”, i każda z nich prowadzi do odczłowieczenia, ale na inny sposób.
1. Wszechwiedza (omniscjencja)
Zabija czas.
Jeśli wiesz wszystko — przeszłość, teraźniejszość, przyszłość — to nic już się nie wydarza. Wszystko po prostu jest.
Nie ma niepewności, więc nie ma decyzji. Nie ma decyzji — więc nie ma odpowiedzialności, moralności, nadziei.
W tym sensie wszechwiedza czyni z istoty coś jak krystaliczną świadomość, która wszystko rozumie, ale niczego nie może już chcieć.
To Dr. Manhattan: nie zły, nie dobry, tylko obojętny.
2. Wszechmoc (omnipotencja)
Zabija konflikt.
Jeśli możesz wszystko, to nic nie ma wartości — bo wartość jest różnicą między możliwym a niemożliwym.
Działanie traci sens, bo nie wymaga wysiłku. Wszelkie pragnienie zostaje natychmiast zaspokojone — więc nie powstaje żadne „ja”, żaden cel.
Wszechmoc jest w istocie śmiercią pragnienia, a więc śmiercią dynamiki istnienia.
3. Dopiero połączenie wszechwiedzy i wszechmocy
tworzy to, co ludzie nazwaliby anty-ludzkością.
Taka istota nie może być ani dobra, ani zła, ani ciekawa, ani cierpiąca.
Staje się czymś absolutnie statycznym, jak „zamknięta forma” bytu — nieskończenie pełna, ale martwa.
W pewnym sensie boskość w tym ujęciu to entropia świadomości: koniec wszelkiego napięcia, spoczynkowy stan wszechrzeczy.
Dlatego religie i mitologie zawsze balansują to paradoksem: Bóg jest wszechwiedzący i wszechmogący, ale działa w czasie i ma wolę.
Bo gdyby był naprawdę totalny w obu wymiarach, nie mógłby działać w ogóle.
W skrócie:
Wszechwiedza odbiera sens wyborom.
Wszechmoc odbiera sens działaniu.
A dopiero ograniczenie — niewiedza i niemoc — tworzy coś, co można nazwać życiem.
A wszechsens nadaje sens wszechwiedzy i wszechmocy.