Wpis z mikrobloga

1,5 roku temu, przeprowadzając się, poznałem jedną z najwspanialszych osób, jakie kiedykolwiek spotkałem — moją sąsiadkę, Panią Krysię. Samotną, ciepłą, zawsze uśmiechniętą kobietę, która z czasem stała się moją przyjaciółką.

Dziś wieczorem, spacerując z psem, od jednego z sąsiadów z naszej ulicy dowiedziałem się, że wczoraj pogotowie zabrało Panią Krysię do szpitala. Wykryto u niej guza — operacja była konieczna i pilna. Niestety, nie udała się. Odeszła dziś o 17:00…

Zawoziłem Panią Krysię co tydzień do kościoła. Dzięki niej i ja stałem się bardziej praktykujący. Z dumą przedstawiała mnie swoim znajomym mówiąc: „Bóg zesłał mi jeszcze jednego wnuka”. Cieszyła się, że tacy sąsiedzi jak my wprowadzili się do okolicy.

Była z nami w ważnych momentach – spędziła u nas pierwszy czy drugi dzień Świąt, kiedy nie miała gdzie pójść. Była obecna na roczku mojego syna.
Rozmawialiśmy kilka razy w tygodniu — czasem krótko, czasem długo. Częstowała nas swoimi przetworami z ogródka i jajkami od swoich szczęśliwych kurek.

Żałuję, że w ostatnich dwóch tygodniach rzadziej się widywaliśmy.
Żałuję, że ja, moja partnerka i mój syn nie mogliśmy się z Nią pożegnać.
Że nie pomacha nam już zza płotu, kiedy będziemy wychodzić na spacer.

Żegnaj, Pani Krysiu. Przyjaciółko, sąsiadko, była Pani dla mnie jak babcia.
Niech Pani czuwa nad nami z góry i dba o swój niebiański ogródek.
Będę się za Panią modlił — na różańcu, który mi Pani podarowała.

Nie wiem, dlaczego to piszę. Chyba po prostu musiałem się wyżalić (,)

#zalesie
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach