Wpis z mikrobloga

734 699 + 39 + 176 + 200 + 30 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 = 735 264

22 - nad jeziorko.

30 - test opon szosowych przed wyjazdem nad morze.

200 – z wielu rzeczy, które chciałem wykonać w tym sezonie, było zrobienie 200km, dwudniowa wyprawa z namiotem i dojechanie rowerem nad morze. Udało się to wszystko zrealizować podczas tej wyprawy. Ale od początku. Założenie było takie, że pierwszego dnia jadę odcinek dłuższy, trudniejszy (trasę planowałem typowo pod gravela a jechałem na oponach szosowych 28c) i ciekawszy. No i tak było. Pobudka przed 5 rano, wyruszyć mi się udało o 6. Z rana tylko 5 stopni, więc jechałem w bluzie z kamizelką i nogawkami, które dopiero ściągnąłem przed 11, jak już było około 16 stopni. Pierwsze 50 km to znane mi szuterki klasy premium, dalej zaczęło się nieznane. No i muszę powiedzieć, że trasa prawie idealna pod gravela. Od 83km~ do Połczyn-Zdroju to najlepszy odcinek z tej trasy. Super las, kręta pofalowana droga, po dobrze ubitych leśnych drogach, szuterkach klasy premium czy równych płytach betonowych. Nie było nudy. Na zjeździe z górki jakieś 15m przede mną przeskoczył przez całą szerokość drogi wielki jeleń z rogami. Gdybym miał normalne opony (bo na szosowych nie czułem się za pewnie i zjeżdżałem ostrożniej) to pewnie bym się w niego wpakował. Udało mi się też pierwszy raz w życiu zobaczyć rysia, i to nie jednego a dwa. Zrobiłem nawet zdjęcie, ale w telefonie nie mam zoom’a i prawie nic nie widać niestety. W Połczynie-Zdroju przerwa na kebsa i colę. Odcinek Lipie – Podwilcze to niestety masakra, musiałem pchać rower, bo był spory piach. Może na szerszych oponach dałoby radę przejechać, ale na bank bym się nieźle upodlił. Ten fragment na pewno do poprawy. Dalej już prosta droga do Kołobrzegu. Trochę żałowałem, że tam wjechałem. Wszędzie pełno ludzi, miasta nie znam a ddr’y są tak poprowadzone, że idzie dostać #!$%@?. Cyknąłem parę fotek, niestety molo płatne i nie można wprowadzać roweru, więc wyruszyłem dalej w stronę Dźwirzyna na pole namiotowe, gdzie miałęm spędzić noc. W Dźwirzynie, na 190~km, wyskoczyło mi powiadomienie, że baterii w garminie zostało 9%. Jakby mi bateria padła i cały ślad przepadł, to bym się chyba w #!$%@? ugryzł. Postanowiłem mocniej depnąć i gdy tylko dobiłem do 200km to zakończyłem aktywność. Dumny z przejechanego dystansu zajechałem na pole namiotowe Biała Mewa, które szczerze polecam. Na miejscu zauważyłem, że nie wziąłem kabelka do ładowania garmina, ale miła pani z recepcji uratowała sytuację, poratowała mnie kablem i podładowała przez noc komputerek. Byłem nieco zdziwiony, że te 200km weszło całkiem lekko i nie zbombiłem po drodze. Dodatkowo, przez cały dzień, wyprzedziło mnie może 20~ samochodów, nie licząc odcinka przed samym Kołobrzegiem do końca, więc polecam mocno trasę.

176 – dojechać dojechałem, ale teraz wrócić trzeba. Miałem 2 opcje: wracać trasą 176km typowo pod szosę, lub jakbym się nie czuł na siłach to podjechać do Kołobrzegu i wrócić pociągiem. Rano czułem się rewelacyjnie, pomimo 200km przejechanych poprzedniego dnia. Podjąłem decyzję, że nie będę miękką pipą i wracam do domu na rowerze. Spakowałem się, strzeliłem sobie kawkę w żabce i już przed 11 pedałowałem na rowerku w stronę Piły. Na początku jechało mi się bardzo dobrze, ale od 33km~ do 58km~ jechałem całkiem ruchliwą drogą wojewódzką, która mnie wymęczyła psychicznie. Jeden kierowca wyprzedzał jadących z naprzeciwka rowerzystów i postanowił wyjechać ze mną na czołówkę, przed którą musiałem uciekać na pobocze. Na tej samej drodze jeszcze parę aut wyprzedzało mnie praktycznie zahaczając lusterkiem. Miałem trochę już dość. Na około 70km~ wjechało lekkie przedbombie, bo trochę podjazdów miałem i trochę mi psycha siadała po tej drodze wojewódzkiej. Na szczęście zatrzymałem się w sklepie aby uzupełnić bidony, wciągnąłem lodzika i tak szybko jak przedbombie wjechało, tak szybko minęło i dalej już kulałem się normalnie. Przed Złocieńcem jechałem ddr’em po dawnej wąskotorówce. Przypomina to trochę jazdę po autostradzie: szybko i bezpiecznie, ale bardzo nudno. Za Złocieńcem, na 104km~ zaczyna się najlepszy odcinek tego dnia. Trasa przez las, po momentami krętym i pofalowanym asfalcie. Około 14km~ fajnego odcinka, na którym się super jedzie i nie nudzi, aż mi się morale poprawiły. Od Wałcza znowu psycha siadła, bo nie dość, że znane i objechane już rejony, to zawsze jak wracam z jakiejś wyprawy to mi się odechciewa kręcić. Ale temperatura spadła, zrobiło się ciemno, dom blisko, to nóżka zaczęła podawać. Za Dobinem wyjaśniłem parę grubasów na elektrykach, dojechałem do Piły i zakończyłem przygodę wykręcając 376km w 2 dni. Są to moje dwa najdłuższe przejazdy na rowerze, dodatkowo zrobione dzień po dniu. Myślałem, że będę do siebie dochodził z tydzień, ale już w środę czułem się dobrze. Jestem mega zadowolony z tej wyprawy, w przyszłym sezonie planuję 300km na raz, i coś czuję, że to się uda wykonać.

37 – zakręcenie wokół komina. Wystarczy założyć szosowe opony i PR same wpadają, a wcale mocno nie deptałem. Pewnie dużo szybciej nie jadę, może 1-2 km/h więcej, ale wrażenie się ma jakbym w nadświetlną wchodził. Najgorsze, że to mi się nawet spodobało i teraz mam dylemat. Kupić drugi zestaw kół, czy szosę?

#rowerowyrownik #kross #gravel

Skrypt | Statystyki
czet - 734 699 + 39 + 176 + 200 + 30 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 + 5 ...

źródło: IMG_20230916_175649145

Pobierz
  • 4
w przyszłym sezonie planuję 300km na raz


@czet: Jest to jak najbardziej do zrobienia, pod warunkiem, że nie odpuścisz zimą. Zimą wykorzystuj dni bez śniegu i próbuj przynajmniej 20-30 km zrobić (jeśli jest w miarę ciepło, próbuj więcej), resztę zrobisz ćwicząc w domu lub na siłowni. Podczas takich dystansów ważna jest kondycja, odżywianie i nawodnienie, ale również praca nad głową. Jeśli to ogarniesz, dłuższe dystanse nie będą dla Ciebie problemem. Trzymam
@czet super podróż, sam się czasem zastanawiam, żeby w taką uderzyć, ale dla siebie bym planował trasę z wyłączeniem wszelkich dróg wojewódzkich, sam już wiesz dlaczego ( ͡º ͜ʖ͡º) W ogóle jestem w szoku, że opony do szosy 28c dały radę na szutrach, ja bym się trochę bał kapcia i wziął na taką eskapadę gravelowe.