Wpis z mikrobloga

243 105 + 200 = 243 305

Pierwsze #200km w tym sezonie.

Turbo gruzowanie w Puszczy Solskiej ale o tym później.

Czy macie czasem tak, że rano w radiu/tv/filmiku na YT czy innym FB usłyszycie jakąś piosenkę i towarzyszy wam ona w myślach przez cały dzień i dodatkowo rozkminiacie jak można ją interpretować? No właśnie...
Niestety dzisiaj rano mi się przytrafiła właśnie taka historia. Na moje nieszczęście padło na piosenkę Kylie Minogue o wymownym tytule - Can't Get You Out of My Head - no nie powiem, ciężko się pozbyć tego z głowy. Zbieram się na kwadracenie z rana w rytm tej piosenki. Pozbierane drożdżówki, kilo cukru rozpuszczone #pdk XDD. Koła dowalone na 5 atmosfer. Jadę. Kilometr od domu zastanawiam się czy nie powinienem zabrać plandeki od deszczu - e tam - #!$%@? tą jazdę na sucho, może nie będzie padać skoro w prognozie nie było deszczu. Wyjeżdżam z miasta ku sobie tylko znanym kierunku i myślę, że to będzie bardzo piękny dzień. Wjeżdżam w znajomy las gdzie jest malutka hopeczka i się zaczyna - w rytm pedałowania w głowie wjeżdża Kylie - La-la-la-la-la-la-la-la, I just can't get you out of my head... Jakoś tak przyjemnie się jedzie z myślą o zbliżających się kwadratach. Mijam Pisklaki, chłopy z drogmostu budują chodnik więc cała droga zasrana żwirem, koparkami itp., asfalt poorany ale nic to, jadę, dalej już łatają kawałki asfaltu nie zważając na użytkowników drogi. W ostatniej chwili przy wymijaniu chłop ciągnie za fraki drugiego i krzyczy: rowerzysta - łoo, uważa bo się przylepi. Mówię damy radę, ogarniemy. Dalej wjeżdżam na #plaskowyztarnogrodzki gdzie gmina Łukowa i Obsza już ruszyła w polu z sadzeniem tytoniu. Pogoda idealna, wczoraj zmoczyło pola, dzisiaj przerwa w opadach akurat na sadzenie i od jutra powtórka deszczu - to może być piękny sezon. Jadę dalej, a Kylie w głowie dalej to swoje - La-la-la-la-la-la-la-la. Ehh Kylie ja Po prostu nie mogę wyrzucić cię z mojej głowy. Mijam kolejne wioski, Babice, Dorbozy, Olchowiec, Zamch i wjeżdżam do podkarpackiego w strefę nadgraniczną gdzie psy dupami szczekają i cały boży świat zapomniał o remontach dróg.
W Żukowie odbijam na Rudę Różaniecką podziwiając piękne rolnicze krajobrazy. W Rudzie postój przy sklepie, uzupełnienie wody (nie wiem ile mi zejdzie w tych diabelskich lasach więc lepiej mieć butelkę zapasu w kieszeni) i dzida w las gdzie można zapomnieć o zasięgu komórkowym. Na pierwszy ogień poszedł kwadrat na stawach w Sopilnem (to ten staw z foto), urokliwe miejsce. Powrót kawałek tą samą drogą i lecę dalej w Puszczę Solską, po jakichś 500 metrach szutru nagle pojawia się prima sort asfalt - elegancko - myślałem, że będą same ujeby. Po chwili dojeżdżam do krzyżówki gdzie mam skręcić ale trwa tam zrywka drzew ciężkim sprzętem i kręcą się leśnicy. Stanąłem na rozdrożu i kombinuje jak to objechać. W międzyczasie dwóch leśników podchodzi i pytam czy mogę śmignąć na szybko tędy między sprzętem - nie no Panie, tu pracują, poza tym tu dużo węży - ta? ale co żmije, pytam się. - Paaanie żmije, eskulapy, wszystko co najgorsze, wyskakują na drogę, łapią delikwenta za łeb i słuch po nim ginie. - Mówię: tylko swoich nie ruszają pewnie? - Aa no taa. - lepiej jechać prosto i za kilometr będzie skręt, tam cały czas asfalt (o ty #!$%@? sobie myślę, ale ja mam tutaj kwadrat do zebrania XD). Chwila pogawędki jak się maluje sezon w tym roku, podrapać szorstkowłosego jamnika jednego z leśniczych i w drogę prosto. W czasie rozmowy wypatrzyłem kątem oka, że za ~100m jest droga, którą mogę czmychnąć i wyjechać zaraz za pracami leśnymi - jak pomyślałem tak zrobiłem i już jadę dalej po swoim śladzie. Przeplatanka dobrej jakości szutrów i asfaltu i na 74km pojawia się problem bo przeoczyłem drogę, garmin krzyczy, że zjechałem ze śladu, a ja nie widzę innej drogi (). Kawałek się wracam no i fakt, jakaś stara droga przez krzaki i bagno. Przenosząc rower po gałęziach garmin pika na autopauzę - o ty #!$%@? - trzeba to powyłączać bo nie zarejestruje trasy jak jegomościom z mazowieckiego ostatnio ( ͡º ͜ʖ͡º). Odbija się to na średniej prędkości no ale przynajmniej zbiera ślad centymetr po centymetrze. Przelazłem przez bagno. Dalej można jechać. Dojeżdżam do śródleśnych stawów Komań. Bardzo urokliwa miejscówka. Zaraz za stawami mam odbicie w następne kwadraty, a przy okazji mijam Pomnik bitew pod Kobylanką. Póki można jechać normalną prędkością pedałuję w rytm - La-la-la-la-la-la-la-la. Every-night, E-v-e-r-y day! Niestety drogi robią się co raz gorszego sortu. Najpierw piach, później stara, zakrzaczona sektorówka leśna (drogi/pasy bez drzew dzielące lasy na sektory). Dopiero 5 minut temu pochwaliłem te tereny, że coś pięknie idą kwadratowe żniwa, a tu sektorówka co raz mocniej zakrzaczona i zaczyna się podmokły teren. Na mapie mam tylko prostą kreskę, a garmin podpowiada, że za 250m jakiś skręt (WTF?). Okazuje się, że po tych 250m względnej "jazdy" zaczyna się szlak wyznaczony w plannerze metodą "Manual". O ja naiwny. Na jednej z map była przecież droga, dlatego wyznaczyłem manualem. Nie będzie mi planner mówił jak mam żyć. A może to była zaznaczona granica województw? ( ͡º ͜ʖ͡º). Wlazłem już na moczar, zasięgu komórkowego brak - kurka wodna, nie wiem czy inna droga łapie się w kwadrat czy nie - więc nie będę się przecież przez ten sam moczar wracał i nadrabiał drogi XDD. Gdzieś podczas tego skakania po kępach Kylie ucicha, zaczyna się wysoki ton jęczenia komarów. O człowieku, tragedia. Nie da rady się zatrzymać. Trzeba skakać i przenosić szosę między kępami. Nagle do melodii jęku dołącza głośne Chlup! - brawo, pierwsza kąpiel odbyta ( ͡° ʖ̯ ͡°). W pośpiechu noga spada z kępy i już mam do kolana błoto. Jak już buty i tak mokre to z głowy - można popierniczać na przełaj nie zważając na mokradło :D. Gorzej, że szuwary co raz gęstsze. Trzciny, olszyna, kochane jeżynki. Walę na przełaj. Nagle pojawia się ona - droga pośród bagna - wydeptana przez leśną zwierzynę. Przecież to musi gdzieś prowadzić. Bingo. Przez jakieś babrzyska przeciskam się na kawałek suchego terenu. Komary są wszędzie. Jak na tych filmach z Syberii. Na garminie nadal prosta kreska - okazuje się, że ten bagnisty syf miał ponad 1,5km, a dalej czekał mnie jeszcze kolejny kilometr prowadzenia leśną sektorówką w komarzym akompaniamencie.
Po tym dystansie pojawia się jakiś zaczątek piaszczystej drogi leśnej. Na Chrystka, jaka piękna XD. Parę set metrów dalej odbicie po kwadrat, a później muszę się wrócić i skręcić w prawo. Robię przerwę na drożdżówę. Jakoś dziwnie cicho się zrobiło. Tylko ptaki śpiewają dookoła. Dotarło do mnie, że skończyły się komary! Pojedzone, popite, można ruszać dalej. Wracam się kawałek i od tej strony skręcam w lewo? Prawo? Zawsze problemy z tymi stronami #pdk. Nawet nie zdążyłem się rozpędzić od krzyżówki na leśnym piachu nagle jeb - leżę ryjem w piachu - klasyczne OTB przez kierę. Przednie koło zanurkowało w głębokim piachu, a rower odpalił tryb katapulty. Nawet nie wiem jak dałem rade tak szybko się wypiąć z SPD. Otrzepując się z syfu nie mogłem przestać się śmiać. Pierwsza gleba w tym sezonie. Dobrze, że sobie głupiego ryja nie rozwaliłem. Ale w zębach trzeszczał piach jeszcze długie kilometry.
Na trasie z daleka widzę, że czeka mnie następne bagienko przy strumieniu. Ah, shit. Here we go again. Podchodząc bliżej zobaczyłem przerzucony przez strumyk jakiś stary mostek - to już dobrze, chociaż jedna kąpiel mniej. Wyjeżdżam na skrzyżowaniu dróg pożarowych. W dwie strony mam asfalt ale tam mam tylko po kwadracie do zebrania i powrót ~po jakieś 500m. Mój główny kierunek to oczywiście brukowana piaskowcem z niedalekiego kamieniołomu Józefów droga. Asfalt jak zwykle dla zarządu, dla pedalarza gruzy. Szybko pokonuje 4km bruku nadal gwiżdżąc tą cholerną piosenkę XD. Dojeżdżam do cywilizacji w Hucie Różanieckiej. Chwila na drożdżówę i cisnę dalej. Czekają mnie 2 pętle w lesie. Na szczęście obydwie pięknie wyasfaltowane, a na jednej z nich nawet dostęp do wody pitnej ze źródeł Różańca - taka rzeka, hehe. Szybko opierdzielam obydwie trasy w rytmie La-la-la-la-la-la-la-la i cisnę na Susiec. I tak mi zeszło zbyt długo na tych zasranych bagnach.
Od Suśca droga biegnie najpierw jakimś przedpotopowym asfaltem żeby za chwilę przejść w jumbopłyty... Po bagiennych przygodach to sam już nie wiem czy się cieszyć czy nie. Kylie tylko ustąpiła cyklicznemu dźwiękowi Trrrrr. Trrrrr. Próbuję jechać łączeniem płyt. Po jakichś 8km wracam na asfalt, Kylie oczywiście ze mną. Te rejony już mniej więcej kojarzę. Byłem na niektórych z tych dróg już kiedyś po kwadraty tylko, że w innej konfiguracji.
Na 150km zjeżdżam z pięknych asfaltowych pożarówek nadleśnictwa Józefów na jakieś piaszczyste gruzy. Pierwsze 5km piachu idzie w miarę gładko - jest leciutko z górki. Mijam hipotetyczny bród na Sopocie. Wcześniejszcze borowinowe kąpiele znięchęciły mnie do poszukiwania go w leśnej gęstwinie. Wybieram opcję +10km piaszczystych ujebów. Koniec końców nie są takie złe mając w pamięci bagniste przeprawy. Okazuje się, że to jeden kij. 10km po piachu z jakimś 0,5% wzniosem. No nie idzie jechać, może z 3 kilometry z tego przejechałem. Reszta prowadzenie szosy bo piach wyżej felgi, MTB też by nie szło, ewentualnie pełnym ogniem i by się człowiek wyprztykał z energii w 10 minut XD. Odbijam z tego piachu w jakąś inną drogę w pogoni za kwadratem - da się jechać. Dobijam do 170km i wyjeżdżam na asfalt. Olaboga, koniec dramatu na dzisiaj. Zostaje 30km do domu piękną nawierzchnią bitumiczną - żeby już nawet nie nazywać tej nawierzchni asfaltem - ma to jakiś taki pejoratywny wydźwięk z dzisiejszej perspektywy XD.

Także podsumowując ten nieco przydługi jak na 200km opis dnia.
Trzeba uważać co się rano usłyszy. Starannie planujcie swoje trasy pod #kwadraty , dzisiaj wpadło: 37 czerwonych (w tym 11 dziewiczych ze wspólnej mapy) i aż 70 zielonych. Wszak to rozbudowa niebieskiego bydlaka i niedługo cluster przejdzie na rzecz niebieskich. Pozostało 164 kwadraty do 40x40. Mam nadzieję, że ktoś to chociaż przeczyta, a może kogoś nawet wymęczy melodia Kylie w głowie przez następny dzień.

Pozdro200!

#rowerowyrownik #szosa #wykoproseclub #roztocze

Skrypt | Statystyki
Pobierz pawlos10rs - 243 105 + 200 = 243 305

Pierwsze #200km w tym sezonie.

Turbo gruzowa...
źródło: strava4769822388166251942
  • 17
Can't Get You Out of My Head


@pawlos10rs: heh, bywało gorzej :D

o ty #!$%@? - trzeba to powyłączać bo nie zarejestruje trasy jak jegomościom z mazowieckiego ostatnio


XD

A może to była zaznaczona granica województw? ( ͡º ͜ʖ͡º)


XD

Nagle pojawia się ona - droga pośród bagna - wydeptana przez leśną zwierzynę


OMG, myślałem że znowu la-la-la-----la-la-lalala------la-la-la-----la-la-lalala

Przeczytałem całe! :D Dobry trip, dobry opis, winszuję
@pawlos10rs: Jak przeczytałem pierwsze dwa zdania to od razu poleciałem herbatę zrobić. O takie relacje z pedalarstwa nic nie robiłem (w sumie zrobiłem herbatę z tytki taką dobrą).

a co do posenek to ostatnio 6h do Pszczyny

tututu tu tutu
dej tokin abały ju boj
but ju stil de sejm

i po powrocie do poduszki sejm szit :}
Falquan - @pawlos10rs: Jak przeczytałem pierwsze dwa zdania to od razu poleciałem her...
@Falquan: Hah, nightcall też już kiedyś ze mną jechał XDD

O takie relacje z pedalarstwa nic nie robiłem (w sumie zrobiłem herbatę z tytki taką dobrą).


Sam lubię poczytać co tam u innych pedalarzy się wyrabia przy nieco dłuższych przejażdżkach więc i sam czasem popełnię jakąś ścianę tekstu ¯\(ツ)/¯
sektorówka leśna (drogi/pasy bez drzew dzielące lasy na sektory).


@pawlos10rs:
BTW to się nazywa "oddział leśny" https://www.encyklopedialesna.pl/haslo/oddzial-lesny-1/ no ale wiadomo o co chodzi. Można się nieźle wpieprzyć planując trasę taką :) warto czasami zerknąć na heatmapę czy gdzieś jest jakiś ślad bo czasami okazuje się że jest jakaś wychodzona/wyjeżdżona ścieżka nieoznaczona na mapie a widoczna na heatmapie. Zdarzyło mi się też już ze trzy razy gdzie na mapie była wyznaczona droga
@mmichal: hehe, widzę linię na mapie to rysuję. Martwić będę się na miejscu XDD

Piękny opis, aż wykop nabrał jakiegoś sensu przez chwilę :)


@dybligliniaczek: "Wykopowicze to świadomi użytkownicy, którzy nie pozwolą wcisnąć sobie kitu" "Wykop to portal który tworzą użytkownicy" #!$%@?ć białkowe transformacje XDD Wśród zalewu jakiegoś wykopowego gówna, niech chociaż ten pedalarski tag będzie lawendowym odświeżaczem powietrza ( ͡° ͜ʖ ͡°).

Odnośnie piosenki która
usłyszycie jakąś piosenkę i towarzyszy wam ona w myślach przez cały dzień


@pawlos10rs: To się nazywa "natręctwo myślowe" i każdy to miewa. A opis bardzo fajny, przyjemnie się czyta (gorzej to przeżyć). Gratuluję samozaparcia i weny literackiej.
A opis bardzo fajny, przyjemnie się czyta (gorzej to przeżyć).


@Jerzu: Miło mi, że ludzie to w ogóle chcą czytać ( ͡~ ͜ʖ ͡°)
A najgorzej to przeżyć takie ujeby i żeby nawigacja nie zapisała śladu jak Tobie czy Przekliniakowi (°°

Gratuluję samozaparcia


Jak to Pan @metaxy mówi, dziwnie wymawiasz słowo debil XD

weny literackiej


To już