Wpis z mikrobloga

Przez całe życie mam pełno snów z taka jedną i ta samą dziewczyną. Za każdym razem ta sama... I doświadczam dużo uczuć deja vu (Czy jak tam się to pisze) w życiu codziennym. Bać się czy to znak, że z kimś będę w moim nędznym życiu?

#sen #spanie #dziwnysen #dziwniesatysfakcjonujace

W śnie budzi mnie budzik. Otwieram oczy i wstaje z łóżka. Coś mi nie gra, bo wstaje na dywan z długim włosem. (A ja mam tylko krótki włos z pokoju.) Zapalam światło, i widzę że ktoś ze mną śpi. Jakaś dziewczyna. Piękna ciemnowlosa blondynka, o długich włosach. Ubrana w koszulę nocną i w połowie przykryta kołdrą. Pokój ogólnie wydaje mi się znajomy. Byłem w nim w innych wcześniejszych snach. Ściany koloru białego i szarego. Wielka biała, elegancka szafa rzuciła mi się oprócz tego w oczy. Chwilę po zapaleniu tego światła ta dziewczyna zasłania oczy i mówi mi żeby zgasić bo jeszcze mamy dużo czasu. (Pomyślałem sobie, że na co? WTF?) Ona znowu mówi że mamy jeszcze półtorej godziny do wyjazdu w góry. Poszedłem do łazienki. Dom był niczym z poprzednich snów. Taki jaki zawsze chciałem mieć. I do tego był kompletny. Łazienka z białymi, dużymi kafelkami. I były podgrzewane bo czułem jak mi grzeją w stopy. Poszedłem coś zjeść. A tam kuchnia z wyspą na środku i połączona z salonem. Super to wyglądało. Robię sobie kanapkę, czułem zapach sera, serka wiejskiego i zrobiłem sobie jajecznicę. Pachniała fenomenalnie. W kuchni, na lodówce, wisiał taki mały kalendarzyk. Ktoś zaznaczył datę od 14 stycznia do 29 stycznia na czerwono (z dopiskiem "Alpy"). Pismo było nie moje. Więc twierdzę, że to było pismo tej dziewczyny u boku której się obudziłem. Poszedłem z automatu zapakować walizki do samochodu które stały w salonie. Były w miarę lekkie. Wyczułem która moja, a która tej dziewczyny. Auto spakowane. Przyszedłem do domu, i widzę, że ta dziewczyna się ubrała. Mówi do mnie, że możemy już jechać na lotnisko i że Sylwia razem z Łukaszem na nas już w hotelu w Alpach czekają. Teraz mogłem się jej przyjrzeć. Wyglądała przepięknie. Ubrana była w idealnie dopasowany płaszczyk, ciemne spodnie przypominające dżinsy. I miała ubrane kozaki. Teraz coś o wyglądzie. Była to piękna ciemnowlosa blondynka, dosyć wysoka, ale trochę niższa ode mnie. Miała przepiękne, wielkie niebieskie oczy. Cerę miała gładką, i miała bardzo dłuuuugie, smukłe nogi. I przepiękny uśmiech. Głos miała jak anioł. Jej uśmiech był tak piękny, że aż przestałem jej na chwilę słuchać. Zadała mi jakieś pytanie. Ale się właśnie wtedy na nią zapatrzyłem, zapatrzyłem się we śnie, czaicie? XD Powiedziałem, że jej uśmiech jej niesamowity. Odparła "dziękuję, Nie pierwszy raz mi to mówisz kochanie". I zadałem sobie wewnętrzne pytanie "czy to moja dziewczyna?". Powiedziała, że musimy się już zbierać bo nie zdążymy na samolot. Zamykamy dom, wchodzimy do auta. Ona mnie całuje i mówi "jedź ostrożnie kochanie". Jedziemy na to lotnisko do Warszawy. (Jechaliśmy w nocy) Po chwili zaczyna ze mną rozmawiać ta blond piękność. Mówi do mnie "Krzysiu, kochanie Ty moje. Zastanawiałeś się już ile osób zaprosimy na nas ślub w lipcu". I pomyślałem "chwila, chwila, czy to moja przyszła żona?". Odparłem, że nic się nie zmieniło od ostatniej rozmowy. Ucieszyła się, że się zdecydowałem. Dała mi buziaka w policzek i rozmawialiśmy potem o tej całej ceremonii. Jak to ma wyglądać itd. Zaczęła mnie dotykać jak prowadziłem auto. Jej dotyk był czymś w rodzaju lekkiego muskania moich rąk. Bardziej może barków, ale to co. Przez całą drogę ze mną rozmawiała. (Opuszczę ten moment) Dojechaliśmy na lotnisko Chopina, w Warszawie. Ogromne. (Jakiś remont był bo widziałem robotników chodzących po hali przylotów czy coś w tym rodzaju) Idziemy razem do bramki nr 124, która ma kurs do Zurychu. Bagaż zdany, po odprawie jesteśmy. Wchodzimy do samolotu. Ja zasnąłem zaraz po starcie. Obudziłem się dopiero jak wylądowaliśmy. Wychodzimy z lotniska i udajemy się do busu, tak jak tej dziewczynie powiedzieli Łukasz z Sylwią. Walizki zapakowane, lecimy tym busem do ośrodka. Nie pamiętam nazwy. Znowu zasnąłem w tym busie. Obudziła mnie ta dziewczyna "Krzysiu, już dojechaliśmy. Wstawaj". Zaraz przed ośrodkiem czekali na nas Sylwia z Łukaszem. (Nie znałem ich, przynajmniej nie kojarzylem z twarzy) I się witamy. "-cześć Krzysiek! - Siemka Łukasz!" Itd. dziewczyny jak o się witają, dają sobie buzi. I moja ?przyszła żona? mówi "cześć Sylwia!" -"Cześć Dominika! Boże, ze dwa miesiące Cię nie widziałam." Sylwia się mnie pyta "ile w końcu ludzi na tym waszym ślubie będzie"? Dominika (tak miała na imię ta przepiękna blondynka) powiedziała, że już wszystko zaplanowane. Łukasz się zapytał czy chcemy coś zjeść bo pewnie po podróży jesteśmy głodni. Ja czułem taki głód jakbym nie jadł z parę dni. Tak mnie na żołądku sciskalo. Dominika też chętnie by coś zjadła bo się pierwsza wyrywala. Zaprowadzili nas do jakieś restauracji. Zapach był bardzo przyjemny, jakby czuć zamrożoną truskawke. Po chwili przynieśli nam takiego dużego sznycla. Smaku nie potrafię opisać, bo nigdy nie jadłem takiego czegoś. Ale jedno wiem, smakował przepysznie. Po jedzeniu poszliśmy do pokoju. Wszystko z pokoju zrobione z drewna. Wyglądało jak nowe. Jeszcze nawet pachniało tak, jakby to dopiero co ktoś przerznal piłą. Zapach był mega. Poszliśmy jeszcze do recepcji załatwić sprzątanie pokoju. I poszliśmy spać. Było już późno. W nocy obudziłem się bo poczułem zapach mięty. Nie wiem skąd, nie wiem jak. Tak po prostu. W końcu znowu zasnąłem. Rano zbudzili nas Łukasz i Sylwia. Zapytali się o której na stok lecimy. Dominika odparła ze jakoś po 10 (nie wiem która była godzina). Zjedliśmy śniadanie, chwilę pogadaliśmy o tym co będziemy robić po przyjeździe i ile mamy pracy podczas tego wyjazdu. Dominika mówiła, że godzinę dziennie będzie musiała podzwonic, żeby za nią w firmie (nie wiem jakiej) robili robotę. Ja na pewno powiedziałem, że to zależy od tego czy ktoś do mnie zadzwoni. Nagle dzwoni mój telefon. "Witam, Panie Krzysztofie, chciałbym złożyć raport... (Podawał jakieś liczb których nie zapamiętałem). Z dalszymi raportami zadzwonimy do Pana w godzinach kiedy będzie Pan dostępny w zatwierdzaniu przesyłu (chyba taki wyraz powiedział) danych oraz tras dostaw". Idziemy na ten stok. Narty sobie wypozyczyliśmy w ośrodku. Super. Jedziemy wyciągiem na górę. Razem we czwórkę. Łukasz jakimiś kawałami rzuca co chwilę. Sylwia się pyta co tam u nas ogólnie. Ja podziwiam widoki i czuje taki lekki mróz. Niby zima, ale jednak bardziej wiosenna pogoda mi się wydawała. Po chwili, patrzę a tutaj mi jakiś ptak siada na ręce i mnie dziabnal, bolało w #!$%@? XD Bolało, aż na wyciągu podskoczyłem i zaczął się kolysac. Dziurę w kurtce mi zrobił skubany. Zajechalismy na samą górę. I sobie zjezdzamy. Jeden raz w, drugi, trzeci. Dzień się skończył. Poszliśmy do pokoi i położyliśmy się spać. Na drugi dzień to samo. Z firmy dzwonią, śniadanie z Dominiką i idziemy na stok. Tym razem zjezdzamy i się zatrzymujemy na takim płaskowyżu jakby. Płaski teren z małym lasem. Odpoczywamy sobie i zacząłem się wyglupiac z Dominiką. Przeszło to w rzucanie się śnieżkami. Do tego dołączyła się Sylwia z Łukaszem. Bitwa na śnieżki w najlepsze, jak małe dzieci XD za chwilę Dominika powiedziała im żeby nam zdjęcia porobili. Zdjęcia zrobione i za chwilę pojechałem na nartach zobaczyć do tego lasku z Łukaszem. Dziewczyny zostały na śniegu, na samym środku tego stepu. Fajny, mały lasek. Nagle coś mi upadło. Schylilem się po to, i nagle kulką śniegu dostałem w głowę. Czuje jak bezwaldnie upadam twarzą na śnieg (wszystko widzę, jestem przytomny). Upadlem na ten śnieg i się zaczynam turlac (wszystko czuje we śnie). Turlam się i turlam, aż w końcu doturlałem się w miejsce gdzie było więcej śniegu. Dominika krzyczy "NIEEEEE KRZYSIU!". I czuje w tym śnie jak jest mi zimno w twarz i się duszę, nie mogę się ruszyć. Mam coraz mniej powietrza i czuje się tak jakbym umierał. Oczy mi się zamykają. I nagle się ocknalem w tym śnie i widzę jak mi wszystko przemija przed oczyma. Całe życie. Dosłownie. Takiego czegoś doświadczyć to jest niesamowite uczucie, a zarazem bardzo przerażające. Przelatuja mi obrazki od młodości (ze wszystkimi członkami rodziny) aż do momentu śmierci. Potem się ocknalem w tym śnie I widzę siebie w szpitalu. Tak jakbym patrzył z boku (trzecia osoba). Ja jestem podłączony do aparatury, widzę Dominike siedzącą przy mnie. I na salę wchodzi lekarz. I mówi Dominice, że umieram i żeby już się nie łudzić. Nie mam szans. I lekarz powiedział, żeby załatwiła juz pogrzeb. Wszystko w momencie stało się czarne i słyszałem głosy. Takie stlumione głosy, nie wiem co tam mówili. Czuję że jest mi chłodno. Aż mi wszystko zamarza, czuje jak moje ciało jest niczym lód. Słyszę głośny dzwon. I widzę pogrzeb, tak #!$%@?, swój pogrzeb. Widziałem to tak, jakbym stał zaraz za Dominiką, jakbym tam był. Ale na tej tablicy było napisane "Krzysztof aka Maniek145, niech mu światło świeci wiecznie" czy coś takiego. Oglądam się, ludzi było zaskakująco dużo. Wszyscy plakali. Już po pogrzebie, wszyscy podchodzą do Dominiki. Ja stoję za nią i chcę ją przytulić. Ale jakby mnie nie czuła... Krzyknąłem, że żyje i jestem tutaj. Nikt nie reagował. Jako ostatni podchodzą Łukasz z Sylwią. Dominika zasłabła. I nagle Sylwia wypaliła "pomocy! Pomóżcie ciężarnej!". Ktoś inny przychodzi, i pyta się jak długo jest w ciąży. Powiedziała, że parę dni dni przed wyjazdem się dowiedziała, że jest w ciąży i mówiła temu komuś, że "chciała mi zrobić prezent na koniec wyjazdu i oznajmić mi że jest w ciąży". Tutaj mi się już sen urwał. Telefon mi zadzwonił.

#takbylo w tym śnie, to nie pasta. Także chyba #truestory mogę dać. I dla mnie trochę #creepy
  • 3
  • Odpowiedz