Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mówi się, że nie ma nic piękniejszego niż zakochanie. Głośno bijące serce na widok danej osoby i niesamowite uczucie tęsknoty, gdy na sekunde się rozejdziecie. Dotykasz jej włosów i nie ma na świecie nic bardziej miękkiego. Gładzisz jej kark i policzek za każdym razem gdy chcesz jej wykrzyczeć prosto w twarz jak bardzo ją kochasz. Ale nie robisz tego, bo ta cisza która własnie trwa jest idealna. Patrzysz jej w oczy i nie musisz nic mówić ani nic słyszeć. Rozumiecie się bez słów, bo oboje czujecie to samo.
W odbiciu jej okularów, a nawet oczu, widzisz kolorowe lampki choinkowe, które zapala za każdym razem gdy ją przytulasz. A kiedy raz tego nie zrobiła - wcale nie było pusto i niczego nie brakowało. Wszystko było kompletne, bo tak naprawdę nie liczy się nic poza nią. Ani lampki, ani gorąca herbata, ani wino w kieliszkach. Po prostu ona. Cały świat nie istnieje kiedy trzymasz ją w ramionach i czujesz jej zapach. Najchętniej byś kochał ją do końca swoich dni, bo nie ma nic przyjemniejszego.
Kochasz ją.

Miałam dwóch chłopaków. Dopiero uczyłam się miłości. Zapoznawałam się z uczuciami, dorastałam do tego. Wkraczałam w ten świat o którym wszyscy tak się wypowiadają w taki cudowny, spokojny sposób. Miłość trochę wygląda jak zaparowana szyba samochodu w nocy. Opuszkiem palca wyznaczasz różne drogi. To wszystko jest tak delikatne i spokojne. Oddychasz cicho i wodzisz wzrokiem za swoim palcem. To jest dla mnie miłość. Delikatność.
Ja się dopiero tego uczyłam. Moja szyba nawet nie była zaparowana.
To nie tak, że nie kochałam swoich wybranków. Miałam 18 lat, to było dla mnie obce. Potem długo byłam sama. Nauczyłam się samotności. Wyryła swoje imię w moim sercu. Dobrze mi było, bo uczyłam się samej siebie. Poznawałam to, kim jestem. Dorastałam w samotności i było mi dobrze. Wtedy uważałam, że ta cała miłość nie ma sensu. To jest beznadziejne, nie potrzebuję tego.
Aż odezwał się do pewien przystojniak. Broniłam się przed uczuciem - jak to miałam w zwyczaju. Nie dawałam po sobie poznać, że się łamię. Nie pamiętam w którym momencie pękłam. Wiem, że to było dosyć szybko, ponieważ urzekła mnie jego delikatność. Był delikatny niczym jego dłonie kiedy dotykały moich ramion, obojczyka, p----i. Więc szybko padłam i szybko się poddałam. Myślałam, że to tak działa. Spotykamy się, rozmawiamy, zakochujemy i zostajemy parą. Razem podbijamy świat, jesteśmy szczęśliwi. Budzimy się obok siebie i nie widzimy świata poza sobą. Śmiejemy się i płaczemy razem. Myślałam, że miłość tak działa. Tak jest na filmach, tak robią znajomi. Hej, dla mnie to nowość, ale jest niesamowicie dobrze. Czy ja go kocham?

Siedzę mu na nogach, wtulam się w niego i czuję jego zapach bardzo dokładnie. Chłonę jego całego i wdycham niczym najdroższe perfumy świata. Głaszczę go po policzku i w milczeniu przeszywamy się wzrokiem. Później leżymy obok siebie i jedyne czego słuchamy to własnych oddechów, bicia serca i cichej muzyki w tle. Jak dla mnie - muzyka mogłaby wtedy nie istnieć. Chciałam wyłączyć wszystko i jedyne co słyszeć to jego. Starałam się swój oddech podporządkować pod jego, żebym nie zagłuszała go. Żebym sama sobie nie przeszkadzała. Na szczęście szybko zapominałam o cichej muzyce, która leciała gdzieś w pokoju. Musiała lecieć, bo on nie chciał słuchać mojego serca. Półmrok w pokoju usypiał nas. Dla mnie to dobrze, doceniałam każdą minutę spędzoną będąc przy nim. Nic mnie nie rozpraszało, wszystko było idealne.

Kocham Cię. Nie pamiętam kiedy po raz pierwszy mu to powiedziałam i nie pamiętam kiedy on powiedział, że tego nie czuje. Zdziwiłam się. Przecież wszystko było dobrze. Dlaczego mnie nie kochasz? Przecież w filmach zawsze tak wyglądał proces zakochiwania.
Nie pamiętam też ile razy jeszcze mu to powtórzyłam i ile razy odpowiadała mi cisza zamiast kojącego 'ja ciebie też'. Pamiętam za to jak bardzo bolała chwila, gdy w jego oczach nie widziałam miłości. I jak bardzo ta cisza mnie zabijała. Moje serce się psuło. Rozpadało na namniejsze części. Zakochałam się pierwszy raz i pierwszy raz czuję, że umieram wewnętrznie. Strałam się nie płakać, ale zawsze miałam łzy w oczach i udawałam, że przecież jest dobrze. Skoro sprawa jest jasno postawiona - friends with benefits zgodziłam się i zaczęłam go zapewniać, że nic do niego jednak nie czuję. Wiedziałam, że inaczej będziemy musieli się rozejść, a ja chciałam być jak najbliżej jego i kochać go potajemnie. Po prostu być. Blisko. Tuż obok.

Zaczęliśmy poznawać swoje ciało bardziej i uwielbiałam całować go namiętnie. I pamiętam kiedy powiedział, że zaczyna coś do mnie czuć. A ja go bardzo mocno przytuliłam i wyznałam po długiej przerwie, że go kocham. Znów odpowiedziała mi cisza.

Chwilami czułam się jak skrzywdzona d----a. Po wszystkim wychodziłam z jego mieszkania, zamykał za mną drzwi a ja jeszcze na klatce schodowej wpadałam w płacz. Czasami siadałam na schodach żeby się uspokoić. Parę razy próbowałam się od niego uwolnić. Raz nawet w środku nocy biegłam do jego mieszkania - wróciłam. Wszystko trwało półtora roku. W końcu odeszłam. Czy przestałam go kochać? Ani trochę. Chociaż od mojego odejścia minęło sporo miesięcy - nadal go kocham. Pozwolił mi odejść mówiąc, że jeśli będę szczęśliwsza - powodzenia. Nie jestem.

Kiedy spotkaliśmy się parę miesięcy temu był bardzo późny wieczór i padał okropny deszcz. Ja byłam zmęczona i chciałam po prostu położyć się spać. Staliśmy od siebie około dwóch metrów a ja czułam jego zapach tak samo mocno, jakbym całowała jego szyję.

Wiecie dlaczego nie był w stanie mnie pokochać? Bo uważa, że jedyną osobę, którą będzie w stanie kochać jest jego była. Wiecie dlaczego ja nie jestem w stanie kogoś innego pokochać? Bo uważam, że on jest jedyną osobą, którą jestem w stanie kochać.

Pokazał mi co to miłość i jednocześnie to odebrał. Nawet nie wiecie ile ja bym dała żeby móc znów pocałować jego szyję. I nie wiem dlaczego to tu piszę. Nie wykorzystujcie bliskich. Friends with benefits tylko rani.

Jestem aktualnie w związku, który muszę zakończyć. Nie chcę tak żyć. Gdyby moja prawdziwa miłość chciała się spotkać to znów bym przybiegła, nawet w środku nocy.

Czuję się jakbym była ptakiem, którego ktoś nauczył latać, po czym odciął mu skrzydła.

#tfwnogf #tfwnobf #zwiazki #feels #nocnewyznania

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
Po co to?
Dzięki temu narzędziu możesz dodać wpis pozostając anonimowym.
  • 21
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

SpoconaRozowypasek: Wiem co czujesz :(. Czytając to mam wrażenie jakbym czytała o swoim przedostatnim związku. Dokładnie to samo zachowanie faceta. Tyle, że mój najpierw był zakochany i było idealnie, potem zaczęło się walić bo mu przeszło, dość często powtarzał, że mnie nie kocha. Długo tak ciągnęliśmy, aż w końcu się poddałam, bo jemu kompletnie nie zależało na związku. Minęło już sporo czasu odkąd nie jesteśmy razem, próbowałam nawet następnego związku ale
  • Odpowiedz