171 121 + 306 = 171 427
Pierwsze czysta w tym roku!
Pojechaliśmy małą grupą Drożdżówkarzy w lubelskie: jeden na wyścig, jeden po kwadraty, trójka po gminy, wszyscy się napić ( ͡º ͜ʖ͡º)
Trasę miałam trochę podobną do Pięknego Wschodu, nie bez powodu (joł). @Dewastator walczył na koronnym dystansie 500, a ja wyjechałam po podobne gminki, ale w odwrotnym kierunku (łapiąc go na trasie!). Wyszło całkiem bogato, bo 31 nowych gmin.
No dobra, ale czy ten wschód taki piękny? Całkiem ładny, przyznaję, zwłaszcza teraz jak już się wszystko zazieleniło, a słoneczko grzało cały dzień. Urokliwe drewniane domki i stare cerkwie, czyli to co mnie zawsze interesuje w danym regionie, towarzyszyły mi przez całą trasę. Dużo jeziorek/stawów, trochę rzepakowych pól, a krajobraz nie w 100% płaski. Dla szosowców asfalty dwóch kategorii: prima sort i ujeby premium. Krajówek unikać w
Pierwsze czysta w tym roku!
Pojechaliśmy małą grupą Drożdżówkarzy w lubelskie: jeden na wyścig, jeden po kwadraty, trójka po gminy, wszyscy się napić ( ͡º ͜ʖ͡º)
Trasę miałam trochę podobną do Pięknego Wschodu, nie bez powodu (joł). @Dewastator walczył na koronnym dystansie 500, a ja wyjechałam po podobne gminki, ale w odwrotnym kierunku (łapiąc go na trasie!). Wyszło całkiem bogato, bo 31 nowych gmin.
No dobra, ale czy ten wschód taki piękny? Całkiem ładny, przyznaję, zwłaszcza teraz jak już się wszystko zazieleniło, a słoneczko grzało cały dzień. Urokliwe drewniane domki i stare cerkwie, czyli to co mnie zawsze interesuje w danym regionie, towarzyszyły mi przez całą trasę. Dużo jeziorek/stawów, trochę rzepakowych pól, a krajobraz nie w 100% płaski. Dla szosowców asfalty dwóch kategorii: prima sort i ujeby premium. Krajówek unikać w
Ultramaraton Piękny Wschód na dystansie 500km, kategoria SOLO, start i meta w Parczewie.
Start o godzinie 8, w pierwszej grupie solistów - w domyśle tej najwolniejszej, chwilę po wszystkich osobach z OPEN. Na podstawie zeszłorocznych wyników ustaliłem sobie cel przejechania całości poniżej 20 godzinie, co powinno pozwolić zająć lokatę gdzieś w pierwszej trzydziestce. Ruszamy i lecimy całą grupą, by po 8 kilometrach zgodnie z regulaminem się rozdzielić. Plan na pierwsze godziny jest prosty: znaleźć zgrabne tempo do jazdy, gonić maruderów z OPEN oraz nie dać się za szybko dojść szybszym grupom SOLO. Robotę ułatwiał mocny wiatr w plecy, z dobrą średnią udaje się dolecieć na pierwszy punkt kontrolny w Międzyrzecu. Łapię dostępny bufet i lecę dalej, nie chcąc stracić dobrego rytmu. W Łosicach zmieniamy kierunek jazdy, od tego momentu wiatr w większości będzie wiał w twarz przez następne 170km. W Janowie Podlaskim wypada drugi punkt kontrolny, ściągam nogawki i tankuję bidony. Chwilę później łapie mnie w trasie @wspodnicynamtb i sprzedaje buziaka ^^ Dojazd do trzeciego punktu we Włodawie jest pierwszym sprawdzanem mentalu - wieje niemiłosiernie, a krajobraz głównie z gatunku nic się nie dzieje. Od Sławatycz wzdłuż DW 816 zbudowali nieco ścieżek rowerowych w ramach Green Velo, da się w miarę wdzięcznie jechać. We Włodawie na punkcie konsumuję dostępny obiadek i zbieram całe dostępne jedzenie. Niby najgorszy psychicznie fragment za mną, ale wciąż jeszcze 280km przede mną. W Woli Uhruskiej w końcu uciekam z nadbużanki, zaczynają się pagórki, ale wiatr już nie wieje w pysk, więc jest nie najgorzej. W Cycowie kolejny bufet, to najlepsze miejsce i czas ubrać się we wszystkie ciuszki na noc, która nie będzie zbyt ciepła - koło 4-5 stopni. Słońce zachodzi, ale na horyzoncie zaczynają majaczyć kopalnie węgla w Łęcznej i Bogdance. W tej drugiej zatrzymuje mnie na kilka minut pociąg z wunglem. Do Ostrowa Lubelskiego wjeżdżam już w ciemnościach, czuć już wyraźnie spadek temperatury. W Lubartowie kolejny dotank (akurat punkt na stacji benzynowej). Mimo nastania nocy wiatr zbytnio się nie uspakaja - dzięki temu do Wojcieszkowa jedzie się dobrze, a cel 20 godzin staje się więcej niż realny. Niestety w Łukowie ponowna zmiana kierunku jazdy, troszkę już zmęczenie wjeżdża, a tempo siada. Wszystkie hopki dłużą się okrutnie, jadę samotnie, nikt mnie nie wyprzedza i nikogo już nie mogę dogonić. Na ostatniej prostej do Parczewa nieco odżywam, odliczam błagalnie kilometr za kilometrem. Na metę wpadam o 3:41, dostaję pamiątkowy medal, dyplom oraz obiadek regeneracyjny.
Czas brutto: