Czytając wpisy dotyczące #wykopaka przypomniały mi się dwie historie z 3 i 4 klasy szkoły podstawowej.

Pierwsza sytuacja dotyczyła losowania na mikołajki na zajęciach pozalekcyjnych z gry na instrumencie. Pamiętam ten dzień i stół, na którym poustawiane były wielkie paczki (najczęściej słodycze zapakowane w celofan plus jakiś drobny "gadżet") dla wszystkich dzieci. Gdy wszyscy dostali już swoje paczki ja nadal siedziałam z pustymi rękami i rozkminiałam czy mam podejść do nauczyciela muzyki i delikatnie się poskarżyć, że też chciałabym już jeść maczugi keczupowe czy inne super smakołyki z prezentu.

W końcu chyba zauważył moją minę kota srającego na pustyni i zaczęło się wielkie poszukiwanie paczki. Otóż na skraju stołu była kulka z bibuły na której doczepiona była karteczka z moim imieniem. W środku znalazlam bransoletkę. Gdy wróciłam do domu opisałam sytuację mamie i z płaczem pokazałam, jak dla mnie jakieś badziewie (nie ukrywam, że bardziej zależało mi na tonie słodyczy), które okazało się srebrną bransoletką. Otóż dochodzenie ujawniło, że pewien KAMIL zwędził srebrną bransoletkę swojej mamie a hajsy na prezent dla mnie zapewne przepierdzielil na gumy kulki i sok caprio. Nie pamiętam czy dostałam drugi prezent ale bransoletka musiała zostać zwrócona xD

Druga
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@KrzywdaBolesna: No ja mam ogólnie podobne historię. W podstawówce nie ukrywam, że matka za mnie kupowała, rzeczy dla osób, które wylosowałem, ale to zawsze powodowało, że tam prezenty ode mnie były na wypasie i budżet przekraczała tak zawsze razy dwa. A moje paczki? Raz dostałem od koleżanki, która mnie wylosowała zeszyt w kratke (taki na 30 stron) przewieszony długopis. xd Też bez żadnego zapakowania i w środku było napisane moje
  • Odpowiedz
Treść przeznaczona dla osób powyżej 18 roku życia...
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach