Deszcz to jednostka treningowa, to wiadomo powszechnie. Nic tak nie demotywuje jak deszcz. No, może sraczka, ale sraczka to w zasadzie bieganie uniemożliwia. No, może deszcz ze śniegiem, porwisty wiatr i dwa stopnie powyżej zera. Ale zasadniczo - deszcz demotywuje. Jednak jak wiadomo, ultra biega się bez względu na pogodę, więc trenuję. Na razie krótko, ale całkiem szybko jak na mnie (życiówka w półmaratonie: 1h31'33'', w maratonie: 4h19'. Po górach) #biegnijstefanika (jutro napiszę coś więcej "teoretycznego" ;) )
A jednak udało się jeszcze przebiec w lipcu :) Po niemal 11h podróży do Gdańska taka poranna przebieżka była idealnym relaksem. Spokojny rekonesans w tempie 5:10/km, w sam raz żeby potwierdzić moje nadzieje że wokół praktycznie nie ma cywilizacji :) Rekordów prędkości bić nie zamierzam, w końcu urlop. To będzie przyjemny luzacki tydzień - byle pogoda dopisała :) Ostatecznie lipiec zamknięty 260km w tempie 4:59/km.
Ostatnie dwie trasy to tak naprawdę jedna, tylko przypadkowo podzieliłem na dwa odcinki. W ramach przygotowań do półmaratonu w Warszawie padło dziś 20 km, żeby sprawdzić siebie. Dystans już nie jest problemem, teraz trzeba powalczyć o lepsze tempo.
Nie wyszedł mi plan na lipiec. :( Miało być 150 km, a wyszło 141. Jestem i tak mega zadowolony, gdyż poprzedni rekord na miesiąc jest z marca i wynosił 119 km. :D
#sztafeta
Wpis dodany za pomocą tego skryptu