Co czwarty millenials nie ma ani jednego przyjaciela. Najbardziej samotne pokole
Urodzeni między ‘81 a ‘96 r. , w nowym badaniu okazują się najbardziej samotnym pokoleniem Amerykanów. Jedni do swojego życiowego ”kąta” trafili z wyboru, inni z przypadku. Łączy ich to, że budząc się rano nie mając do kogo ust
razzor91 z- #
- #
- #
- #
- #
- 282
- Odpowiedz
Komentarze (282)
najlepsze
Obecnie dostrzegam, że wszystkie relacje są z natury transakcyjne. A do zaoferowania mam raczej niewiele, nie czuję się "rynkowy".
Ps. Pożycz stówę. Koledze nie pożyczysz? (⌐ ͡■ ͜ʖ ͡■)
Dużą częścią jeżeli nie większością czy nawet całością tego co się wnosi do znajomości powinna być tworzona przez samą obecność człowieka w tej znajomości. Tzn. samo to, że można się spotkać, liczyć na pomoc i po prostu być czyli móc czuć się swobodnie bez potrzeby zakładania publicznej
, palą, częstą mają nadwagę. Jedno z głównych wartości, które powodują, że żyją tak długo są relacje społeczne. Na obcych ciężko liczyć a rodzina jest tak skłócona, przez nasze partie
Zauważyłem, że polscy millenialsi to najbardziej stracone pokolenie. Wychowane przez Polskich boomerów, mające być odpowiednikiem amerykańskiej młodzieży z lat 80 co nie wyszło, a były warunki, by tak było. Teraz to zazwyczaj ludzie zamęczeni w korpo, januszexach, lub na budowie, z kredytami, dziećmi. Dla mnie to już stracy. Ze starszym pokoleniem Z
@Jarkendarion: Ej, ale z tymi restauracjami to mocno na rzeczy, że nagle na poziomie rówieśników skończyło się wyjście na miasto, tylko zaczęły wypady do knajpo z jedzeniem o nazwach które pierwszy raz w życiu słyszałem. Zrobiła się z tego jakieś chore kryterium, że musisz znać się na najbardziej wydziwionych potrawach podawanych z blichtrem i całą otoczką, a
Rzeczywiście te znajomości w mojej grupie pokoleniowej są jakieś takie nietrwałe.
Niektóre osoby same sobie tak robią bo nie mają czasu na nic, nie potrafią zaplanować weekendu i wziąć wolnego piątku by coś zrobić. Sami olewają to reszta też olewa.
@DzikWesolek: Dowod anegdotyczny.
Mialem 6 kuzynow, jak braci, za plotem, kumpli z podstawowki od slizgania sie na przyslowiowym gownie do pierwszych dziewczyn.
Zupelnie nic mi z tymi ludzmi nie laczy, zginelo wszystko. Sie rozjechalo, za bardzo odjechalem. Ale oni tez zupelnie ze soba nie trzymaja, wszyscy.
Ja za dzieciaka potrafiłem np przyjść do kolegi bez powodu, no bo nuda.
O właśnie, wspólne nudzenie się też jest wbrew pozorom mocno rozwijające.
@Drill: prędzej pomocy otrzymasz od nieznajomego niż od 'przyjaciół' :P Bo przechodzący przez życie losowy nieznajomy akurat wtedy ma czas i środki. Przyjaciele to grupa interesariuszy.
Ja mam takie powiedzenie jazdy na desce, które mi się sprawdza w normalnym życiu.
Na stoku zawsze jesteś sam Lepiej do tego przywyknąć i liczyć na siebie. Jak przypadkiem ktoś pomoże to liczyc jako wartość dodaną a
@pokusof: Gratuluję umiejętności kategorycznago twierdzenia, że ktoś się myli. Granica jest bardzo płynna. Wolę angielskie słowo friend w której to kategorii mam kilku pasujących twojemu opisowi.