Hej,
moja kuzynka rozpisuje się na temat jak być kobietą i zostać inżynierem w wielkiej Brytanii. To ja tak pomyślałam, że mogłabym napisać dlaczego życie nie jest tak piękne jak mówi Pani psycholog i jak zrozumieć, że raczej nie ma sensu.
Zacznę od świata, w którym żyje.
Rodzimy się w miejscu i czasie, na który nie mamy kompletnie wpływu ani wyboru. Chyba, że żyjemy w matrixie, co nawet byłoby dla mnie pocieszające. Co najmniej śmieszne jest to, że wcześniej była pustka. Ale jeśli wierzyć innym, to mamy na prawdę długą historię, nieskończenie długą. Stopniowo rodzi się Twoja świadomość, czymkolwiek jest i dowiadujesz się, że powstałeś z pyłu gwiazd, bo był wielki wybuch, dinozaury, epoki lodowcowe, inteligentne pokolenia i ciemnogród. Twoi rodzice, przyjaciele, nauczyciele i inni przypadkowi ludzie kształtują Twój charakter, spojrzenie na świat, to czy będziesz wierzył w jakiegoś Boga lub nie, jakie zasady moralne będziesz wyznawał. W przeważającej większości przypadków uczą Cię być posłusznym, dobrym człowiekiem, tak żeby wpasować się w społeczeństwo i spełniać wymagania, żeby zasadniczo, przeżyć. Dążenie do przeżycia jest kluczowe we wszystkim i określa czy coś jest dobre, czy złe.
I tutaj, przychodzi taki czas, u mnie gdzieś pewnie około 7 roku życia, że zaczynasz myśleć o śmierci. Pamiętam, że leżałam w kąpieli w wannie i płakałam, bo uświadomiłam sobie, że po tym kiedy umrę, nie będzie nic, dokładnie tak samo jak przed tym kiedy się urodziłam. Ta myśl nie mogła mnie opuścić przez dobre kilka dni, aż nie została wyparta przez inne, odłożona na bok żeby się z nią oswoić, a w późniejszym czasie mogła spokojnie i powoli kiełkować. Jestem jeszcze na etapie, że trochę tej myśli się boje, a nie przemawiają do mnie religie i inne pocieszające wierzenia. Swoją drogą strach przed śmiercią jest bardzo sprytnym pomysłem ewolucji.
Problem w tym, że jestem niczym innym a materią, małymi głupimi cząsteczkami połączonymi dziwną mocą, które tworzą jedną całość, mnie. Moje myśli to nic innego jak impulsy elektryczne, a to, jakie emocje odczuwam jest sterowane przez związki chemiczne, które cyklicznie mogą zmieniać mój nastrój.
I teraz, czy jeżeli zacznę zarabiać miliony, zmienię życie innych na lepsze, urodzę dzieci i posadzę drzewo, czy to, będzie miało jakiś sens? Czy jeżeli pójdę do pracy albo zostanę na kanapie zrobi jakąś różnicę? Może, dla kogoś, przez sto, tysiąc następnych lat. Ale cokolwiek by się nie stało, wszystko dąży do końca, a zarazem do początku. Czyli do niczego. Nie będzie Twojego domu, Twojego drzewa, kraju, kontynentu, Ziemi. Nie będzie planet, słońc, galaktyk, wszystko zacznie zanikać i czas stanie. Nawet jeśli istnieje szansa, że nasza cywilizacja przetrwa, rozwinie się do tego stopnia, że ludzie będą nieśmiertelni. To, kto, chciałby być nieśmiertelny? Żyć w nieskończoność. Nie uważam żeby było to potrzebne ani tym bardziej możliwe.
Więc dochodzę do wniosku, że Kowalski, mamy teraz jedną opcję. Pogodzić się, że moim sensem życia, jest jego brak.
Robić to, co zadowoli mnie i mój umysł. Nie zadręczać się tym co myślą inni i czego ode mnie oczekują. Nie chodzi mi o anarchię ani hipisowską rebelię. Bo żyje, gdzie żyje, w czasach jakich jestem i mimo wszystko zostałam ukształtowana na osobę z grubsza podporządkowaną normom społecznym.
Ważne jest, żeby przypomnieć sobie o tym wszystkim kiedy Twoje negatywne emocje przejmą nad Tobą kontrolę. Pomyśleć, że ani smutek, złość, nienawiść, zazdrość, nie mają sensu. Można by pójść w drugą stronę, że szczęście, miłość i radość też nie mają, ale takiej nirwany raczej nie osiągnę. Czasami nie jest łatwe by o tym pamiętać i mam dwie emocje, które potrafią przejąć nade mną kontrolę, samotność i miłość. Wtedy chodzę na cienkiej granicy chęci do życia i śmierci. Ale wybieram niebieską tabletkę.
Komentarze (16)
najlepsze
boisz się śmierci, a lęk starasz się niwelować podejściem "życie i tak nie ma sensu", ale w głębi w to nie wierzysz, co powoduje dysonans i stan depresyjny( ͡° ͜ʖ ͡°).
Polecam uczyć się od kotów. Ich sens życia nie różni się niczym od twojego. Popatrz jak kot potrafi być zadowolony ze swojego nicnierobienia.
Życie jest piękne, celem istnienia jest przekazanie genów i przedłużenie gatunku ludzkiego.
A sensu, wiedzac ze umrzemy, raczej nie ma.
Ale nie wszystko musi miec sens. Ten czas który mamy trzeba wykorzystac jak najlepiej.
@Winatuska: Lol. Mam 50 lat i wiesz co? Sporo fajnych chwil miałem w życiu ale świadomość, że się już nie powtórzą, że już nigdy nie doświadczę dotyku młodej zakochanej we mnie do szaleństwa małolaty, że już nigdy nie będę miał tamtego zdrowia, że już nawet nie rozumiem za bardzo współczesnych oraz motywów, które nimi kierują itd. sprawia, że te
@TataAstronom: Absolutnie nie. Takie mysli to de facto, strata energii, bo nie są twórcze, nie prowadza rowniez do niczego, rowniez niczego nie zmieniaja.
Jesli zycie nie ma sensu, to takie mysli tymbardziej, bo one juz zupelnie nic nie zmieniaja, nawet w tym zyciu które nie ma sensu.
Zgadzam się z @Winatuska. Życie trzeba przeżyc "na maksa" tzn. wycisnac z niego