Wpis z mikrobloga

192 600 + 355 + 16 = 192 971

Zacząłem, od falstartu,
Zacząłem na mustaku po serwisie,
Zacząłem wypoczęty,
Zacząłem najedzony i po rozgrzewce.

W czwartek odebrałem swojego rumaczka z serwisu w którym strzeliła klamkomanetka po pół roku użytkowania. Shimano odrzuciło gwarancję, twierdząc że to moja wina. Dali w nagrodę na zaspokojenie nową za połowę ceny. Co ja zwykły magazynier mogę zrobić przyjąłem ich ofertę i nastąpiła wymiana. Podczas powrotu, patrzę śrubkę w lemondce ukręcili, plastikowego kapturka od śrubki przerzutki niema.. Przynajmniej działa i to delikatnie.  

Po dwóch tygodniach przerwy mogłem wyjechać do kończyć mój plan. Wymyśliłem go będąc w Krakowie, polegał od na odwiedzeniu każdej stolicy województwa wokół Świętokrzyskiego i został mi Rzeszów.

Przygotowania jak zwykle, trasa, kanapki i izotonik własnej produkcji. Wyjechać mogłem dopiero koło dziesiątej rano, wiedziałem że z czasem zejdzie. Pogoda bez deszczowa wiatr północno wschodni, a co gorsza dzień powyżej piętnastu stopni a w nocy delikatnie powyżej zera. Wyjechałem trochę szybciej niż planowałem.
Wyjechałem, coś już czułem że zapomniałem po około czterech kilometrach analizie w głowie, nawrót następuje po strój na noc. Trochę się zezłościłem na siebie w głowie też już myśli, a może by zmniejszyć ilość kilometrów i pojechać gdzie indziej. Szybko się dopakowałem i powrót na trasę, cóż falstart się zdarza każdemu. Kolejny raz w drogę zniesmaczony, zaraz to minęło. Jak poczułem jak moje mięśnie zaczynają pracować, jak wygodnie się na lemondce leży, zmieniłem jej kąt nachylenia. Kręciłem jadąc swoim tempem, pierwsza cześć podróży istna poezja mimo wiatru. Przed pierwszym postojem, trochę z przymusu łańcuch spadł z przerzutki zacząłem się rozciągać, odcinek lędźwiowy zaczął być odczuwalny. Wyruszyłem dalej, zacząłem na kierownicy takie pompki robić. Pomogło ból krzyża zniknął, trochę zaczęły cztery litery być odczuwalne. Minąłem wioskę Holendry, może po osadnikach z tego kraju. Kilkaset lat temu, oni uciekali do nas, przed swymi panami. Teraz cóż odwróciło się, miałem kolejne miejscowości, skręcając co raz bardziej na południe wiaterek pomagał. Rozglądałem się po okolicy to pasieki, zwierzęta hodowlane, lasy pola itp. Po minięciu Wisły., spotkał mnie smutny widok, rower w rowie, porzucony. Wygląda na dobrego, może ktoś pod wpływem substancji odurzających porzucił go bo wpadł w rów w nim... 
Jechałem dalej, przez województwo Podkarpackie, wracały do mnie wspomnienia z wycieczek w Bieszczady, jechało wciąż się dobrze. Nawet mało przerw było, stułko nagle Rzeszów. Pędziłem jakąś ścieżką rowerową, nagle z boku prawie wjechał we mnie samochód. Zmierzyłem się z kierowcą wzrokiem, podnieśliśmy łapki i na spokojnie odjechałem. Jestem nauczony by zawsze patrzeć na wyjazdy jak jadę drogą rowerową,nawyk ten wyrobiłem sobie podczas dojazdów do pracy. Wjechałem na rynek główny, najdłuższy wypoczynek, zjadłem ryżu trochę z dodatkiem kotletów rybnych, co było trochę błędem, zgagi się dorobiłem od tych zwierząt z rzek. hmm w sumie czy ryba jest zwierzęciem..?

Następuje powrót, jest koło godziny piątej a może bardziej siedemnastej. Wiatr wieje przeszkadza, nie poddaje się i jadę swoim tempem, cały czas do przodu. Słonko śmiało wygląda za chmurek, zaczynam odczuwać powoli trudy podróży, bolą cztery litery i czuję delikatne zmęczenie. Motywuję się że to połowa drogi co daje jakiegoś kopa. Mijam sklepy Buciarnia i u Romana , co mnie rozbawia, powoli droga skręca na północ, pod wiatr. Wiedziałem o tym ale mknę, bez jakiś przerw. Słońce powoli zachodzi zatrzymuję się przy sklepie, jakiś lodzik, woda do baniaka na plecy, pepsi by zabić zgagę rybną. Zapalam światło z tyłu, nie chce odpalić się ciągle sprawia problemy i mam zapasowe dlatego. Kiedyś znalazłem na drodze  po innym rowerzyście. Znów opaskami jakoś przyczepiłem i mogłem jechać ku Chęcinom. Na początku nocy łapię prędkość jak zwykle po zachodzie, może to później spowodowało mój spadek prędkości. Podjeżdżam na stację mocna kawa duża kawa i zaraz następuję przekroczenie Wisły.

Wjeżdżam więc do województwa w którym obecnie mieszkam. Padam trochę z sił co raz więcej robię krótkich postojów, bardziej chyba głowa chce odpocząć, szuka chwili wytchnienia. Tętno stabilne, muszę  się mierzyć sam z sobą.Wjeżdżam do Pacanowa pod pomnik Koziołka Matołka, chwila wytchnienia. Po wyruszeniu następuje kryzys, spada jakoś tempo jadę bo jadę. W głowie znów po co tyle jeżdżę, było trzeba zostać w domku a tydzień później wyjechać o piątej rano. Aj staram się je zwalczać, nagle telefon dzwoni przyjaciółka, daje mi to powera. Znów łapię tempo i jadę z wysoką kadencją, chociaż nie kręcąc już jak na początku, bardziej pedałuje. Mijam miejscowość  Zaczynają się świętokrzyskie hopki, które już pokonuje, aby pokonać, trochę zirytowany a jednocześnie pewna duma na każdym szczycie dopada mnie. Koło Pińczowa następuje pełen ubiór, zimno się zrobiło. Babcine skarpety, długie spodnie dojadam ryżu i na północ wciąż. Jadę wioskami, ciemnica masakryczna, słychać ujadające psy, biegające zające czy przemykające lisy. Mija mnie samochód, z muzą HWDP, coś krzyczą do mnie małolaty jakieś. Zaraz ich doganiam, akurat remont drogi i czerwone światło ruch wahadłowy.  Trochę się boję że wyjdą do mnie, drzwi raz się otwierają raz się zamykają. Pewnie trzeźwi pilnują tych odurzonych i dobrze spokój mam. Na koniec zastanawiam się czy dam radę podjechać, wczłapać się pod zamek w Chęcinach, dość męczący podjazd tyle razy go zdobywałem. Cóż okazuje się że strach ma wielkie oczy tylko. Dojeżdżam do miejsca zamieszkania, zadowolony sam z siebie. Plan wykonałem co dalej i gdzie jeszcze nie wiem.

Wnioski:
- zrób coś z własnym tyłkiem za bardzo bolał,
- kręć może trochę słabiej na początku,
- zmiana myślenie w trasie pomaga,
- pisz, kręć dalej.

#rowerowyrownik #orlenbikechallenge

Skrypt | Statystyki
romekpmc - 192 600 + 355 + 16 = 192 971

Zacząłem, od falstartu,
Zacząłem na mustaku...

źródło: Screenshot_20240512-184233

Pobierz
  • 19
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

  • 2
@nzero dużo w trakcie, ponad bochen z masłem orzechowym i wędliną. Z 200g ryżu z tymi kotletami rybnymi. No i wypiłem jak nic 5 litrów wody z cytryną, miodem i solą himalajska.
  • Odpowiedz
dużo w trakcie, ponad bochen z masłem orzechowym i wędliną. Z 200g ryżu z tymi kotletami rybnymi


@romekpmc: Nie zamula Cie to? Tluszcz troche ciezko sie wchlania, krew #!$%@? do ukladu trawiennego i zaczyna sie lekka bomba w trakcie trawienia tego.

Wjeżdżam więc do województwa w którym obecnie mieszkam. Padam trochę z sił co raz więcej robię krótkich postojów, bardziej chyba głowa chce odpocząć, szuka chwili wytchnienia. Tętno stabilne, muszę  się mierzyć sam z sobą.Wjeżdżam do Pacanowa pod pomnik Koziołka Matołka, chwila wytchnienia. Po wyruszeniu następuje kryzys, spada jakoś tempo jadę bo jadę. W głowie znów po co tyle jeżdżę, było trzeba zostać w domku a tydzień później wyjechać o piątej
  • Odpowiedz
@romekpmc: 3rd longest ride () jaki najdluzszy?
Ja rok temu 105km.W tym jak narazie wczorajsze 70 ale zaraz dluzsze wolne to trzeba walnac 100 ( ͡ ͜ʖ ͡)
ooo i widze tez masz eskera 6. Piona () spoko rowerek na dluzsze trasy
  • Odpowiedz
  • 0
@XpedobearX: pomiar mocy ze względu na finansowe możliwości jest poza zasięgiem. bardziej nowe buty spd kupić trzeba. staram się wsłuchiwać w ciało, mogę się oszukiwać wiem o tym. czasem nawet postój kilku minutowy dodaje nowe siły. Ja cały czasem jem i pije jakoś jeszcze nie padłem.. walka na rowerze sam z sobą jest najważniejsza :-) dzięki za gratulacje.

A co do okularów okej są, łeb nie boli, bardziej większe szkła
  • Odpowiedz
  • 1
@Ostrzewtlumie: u mnie się zaczęło od pierwszej setki, długiej nie szybkiej. :)
i tak nie odpuszczam regularność najważniejsza jest. sam siebie zaskakuję najwięcej to chyba 385km, ale wkrótce będę wracał do domu rodzinnego NA a nie Z rowerem. jak plan wyjdzie to wtedy pokonam kolejną granicę swoich możliwości i samego siebie.
  • Odpowiedz