Wpis z mikrobloga

Kobieta z penisem czy mężczyzna z macicą to nie lewackie urojenie, a biologiczna rzeczywistość, czyli słów kilka o naukowych podstawach transpłciowości i definiowaniu płci.

TL;DR:


Co ciekawe, powyższy tytuł nie jest clickbaitem, ale o tym co na ten temat mówi nauka nieco później, a najpierw, słowem wstępu, drobne wyjaśnienie. Mimo, że ten artykuł będzie wykazywał argumenty przeciwko klasycznemu binarnemu modelowi płci, to ze względu na prostotę językową i jasność przekazu będą w nim w sposób klasycznie binarny używane pojęcia kobiety i mężczyzny oraz samca i samicy (sensowność czego zresztą będzie także wyjaśniona). Trzeba też jasno podkreślić, że nikt normalny o lewicowych poglądach nie twierdzi, że kobiety i mężczyźni nie istnieją jako płcie, lub, że płci biologicznie w ogólnym znaczeniu nie ma dwóch (a nawet jeśli by coś takiego mówił, to na 100% chodzi mu o istnienie interpłciowości i/lub spektrum płciowości), kwestią jest natomiast fakt istnienia tegoż spektrum płciowości. Nikt nikomu kto w sposób binarny czuje się stuprocentowo kobietą lub mężczyzną nie odmawia tej identyfikacji, ani jej naukowości. Dokładnie przeciwnie, to osoby skrajnie prawicowe odmawiają osobom trans czy osobom niebinarnym ich identyfikacji płciowej i jej naukowych podstaw. To tak gwoli wyjaśnienia.

Przechodząc zatem do biologii, płeć określa się w niej, najprościej ujmując tę kwestię, poprzez rozmiar komórek rozrodczych (gamet) danego osobnika. Posiadacz dużej ilości małych gamet (plemników) będzie w takim przypadku samcem, a małej ilości dużych gamet (jajeczek) samicą. Od razu można zauważyć tutaj pewien problem. Co jeśli osobnik nie posiada gamet? Czy to oznacza, że nie jest ani samcem, ani samicą? Nawet jeśli taki przypadek odrzucić jako anomalię, to istnieją gatunki dwupłciowe, które posiadają gamety tych samych rozmiarów. Rozróżnia się w ich przypadku tzw. typy godowe, które można by określić teoretycznie jako męski i żeński, ale jedyne o czym by to tak naprawdę informowało, to to która ze stron oddaje, a która otrzymuje gamety. Gdybyśmy zdecydowali się klasyfikować w ten sposób wszystkie gatunki, to np. koniki morskie miałyby odwrócone płcie, ponieważ wśród nich to samica składa jajka wewnątrz samca, który to dopiero w sobie je zapładnia, a następnie rodzi żywe młode. Idąc dalej, istnieją również gatunki, które mają więcej niż dwa rozmiary gamet. Dla przykładu, jeden z gatunków muszki owocowej (drosophila bifurca) ma jeden rozmiar jajeczek i aż trzy różne rozmiary plemników, każdy produkowany przez inny typ samca. Powinniśmy więc mówić w tym konkretnym przypadku o istnieniu czterech różnych płci, a przynajmniej, że jedna z płci jest podzielna na trzy podklasy, z których jedna i tak ciągle „psuje” definicję płci, ponieważ jej plemniki są większe od jajeczek samicy. Co więcej, istnieją gatunki, które są w pełni hermafrodytyczne i wytwarzają zarówno plemniki, jak i komórki jajowe. Istnieją też gatunki sekwencyjnie hermafrodytyczne, których przedstawiciele zaczynają jako osobniki jednej z płci, a w trakcie życia zmieniają ją na drugą. Istnieją również gatunki posiadające jedną płeć całe życie… aż do momentu, gdy przychodzi czas na rozmnażanie, podczas którego mogą tę płeć zmienić jeśli nie znajdą partnera/ki płci przeciwnej. Gdyby tego było ciągle mało, to istnieją również gatunki gynandromorficzne, czyli takie, których jedna połowa ciała jest samcem, a druga samicą! Co więcej, nawet gonady (gruczoły rozrodcze) mogą mieć u jednego osobnika dwie „płcie”. Ovotestis, bo o nich mowa, to gonady posiadające jednocześnie utkanie histologiczne jajnika (łac. ovarium), jak i jądra (łac. testis). Gonady takie występują fizjologicznie np. u ślimaków, ale pojawiają się także i u ludzi. Oczywiście, jeśli chodzi o gonady, to chyba nie trzeba nawet przypominać, że u ludzi może dojść do wyksztalcenia się gonad płci przeciwnej, obu typów gonad lub też żadnych gonad (analogicznie to samo może dotyczyć zewnętrznych narządów płciowych). Wszystko to sprawia, że ani gamety, ani gonady nie mogą być podstawą do rozróżniania płci. Zresztą, płeć zarodka jest znana na długo przed rozwinięciem się gonad. Co więcej, istnieje wiele gatunków, u których zewnętrzne narządy płciowe rozwijają się zanim rozwiną się gonady.

Najczęściej rzucanym argumentem za sztywnym i nienaruszalnym podziałem na stuprocentowe kobiety i stuprocentowych mężczyzn są jednak chromosomy. W końcu można posiadać tylko albo chromosomy XX, albo XY. Prawda? Nie do końca. Koncepcja tego jak za pomocą chromosomów determinowana jest płeć organizmu zazwyczaj wygląda w następujący sposób: chromosomy odpowiadają za to jakie gonady będzie posiadał dany osobnik, te z kolei wytwarzają komórki rozrodcze oraz hormony i na tej podstawie wiemy czy osobnik ten jest samcem czy samicą. Wyjaśnienie takie jest ok, ale na poziomie szkoły średniej. Problem w tym, że jest ono szalenie niedokładne i pomija masę ważnych kwestii. Wiele różnic chromosomalnych między płciami nie ma w ogóle nic wspólnego z genitaliami czy gonadami. Pomijając już, że niektóre gatunki w ogóle nie przejawiają różnic w chromosomach płci i posiadają zupełnie inne sposoby ustalania i różnicowania płci (np. temperatura złożonych jaj), to nie jest prawdą, że to chromosom Y sprawia, że zarodek staje się osobnikiem płci męskiej. Faktem jest, że jeden konkretny gen (SRY) na chromosomie Y odgrywa dość ważną rolę w rozwoju jąder, a za czym idzie „męskiego zachowania”. W badaniach, gdy gen SRY wprowadzono do samic myszy (o chromosomach XX) sprawił on, że u około 30% z nich rozwinęły się męskie genitalia, w tym jądra, a nawet typowo samcze zachowania. Podobnie, gdy gen SRY został usunięty u samców myszy (o chromosomach XY), wiele z nich rozwinęło jajniki, samicze genitalia, samicze zachowania, a nawet zdolność do zajścia w ciąże i posiadania miotu! Tak, samce o chromosomach XY mogły rodzić! Nie można się jednak dać zwieść twierdzeniu, że gen ten jest jakimś magicznym włącznikiem męskości. Prawda jest o wiele dziwniejsza i ciekawsza. W latach 80. ubiegłego wieku przeprowadzono badanie, w którym wykazano, że samice walabii z chromosomami XX, które przy narodzinach nie miały żadnych komórek jajowych, wykształciły jądra i w dalszym życiu mniej lub bardziej były samcami, mimo że nie posiadały genu SRY! Mogło to mieć miejsce dlatego, że każdy osobnik każdego gatunku wykształcającego dymorficzne gonady posiada geny zarówno dla jąder, jak i dla jajników! To z jakimi gonadami się rodzimy, czy to z jednymi, czy drugimi, czy żadnymi, czy oboma, sprowadza się do niewiarygodnie skomplikowanego zestawu interakcji genetycznych na kilku różnych chromosomach, z których część nie jest nawet chromosomami płciowymi. Dla przykładu, gen budujący jądra (SOX9), znajduje się na posiadanym przez absolutnie każdego chromosomie numer 17! Osoby posiadające jajniki mają je dlatego, że na chromosomie X posiadamy gen NR0B1, który wytwarza białko DAX1, które powstrzymuje gen SOX9 przed wytworzeniem jąder. Ale przecież mężczyźni też posiadają chromosom X z tym genem, jak więc nie dochodzi do zablokowania u nich powstania jąder? Ano wspomniany wcześniej gen SRY działa poprzez wytworzenie białka, które wiąże się z genem NR0B1 i powstrzymuje go przed wytworzeniem białka DAX1, aby SOX9 mógł spowodować wytworzenie jąder! Dlatego właśnie posiadacze jąder je mają, ponieważ jeden gen wytworzył białko, które powstrzymało inny gen przed wytworzeniem innego białka, co w przeciwnym razie powstrzymałoby jeszcze inny gen przed wytworzeniem jąder. Wszystko to sprawia, że można posiadać perfekcyjnie sprawny chromosom Y, ale jednocześnie problem z genem SOX9 i w konsekwencji wykształcić jajniki. Można też nie mieć chromosomu Y wcale, ale mieć wadliwy gen NR0B1 i w konsekwencji wykształcić jądra.

Nawet jednak ignorując powyższe, mając wszystkie „właściwe” chromosomy i wszystkie „właściwe” geny we wszystkich „właściwych” miejscach, to i tak wszystko to nie ma znaczenia, ponieważ to hormony produkowane przez organizm faktycznie nadają ciału wygląd i zachowanie typowo męskie lub żeńskie. Wiele osób nie zdaje sobie kompletnie sprawy z roli hormonów oraz z faktu, że wszyscy posiadamy w sobie przez cały czas zarówno testosteron, jak i estrogen (oraz wszystkie inne hormony płciowe). Wyjaśniając w rażąco wręcz uproszczony sposób można powiedzieć, że cholesterol w organizmie przekształca się w progesteron, który następnie staje się testosteronem, który to nadaje organizmowi „męską wewnętrzną hydraulikę”. Część testosteronu przekształca się w dihydrotestosteron, za pośrednictwem którego powstają męskie zewnętrzne narządy płciowe. Inna część testosteronu jest przekształcana w estrogen i estradiol, które odpowiadają za żeńskie drugorzędne cechy płciowe, ale i za „męską anatomię mózgu”. Żeńskie embriony muszą więc wytwarzać specjalne białka, które wiążą estrogen, aby zapobiec dostaniu się go do mózgu, co spowodowałoby, gdyby do tego doszło, że płód żeński mentalnie rozwinąłby się jak płód męski. Nie jest też tak, że poziom hormonów w dorosłym organizmie jest binarnie wyznaczony przez płeć. Poziomy hormonów u każdego dorosłego są tak unikatowe jak odciski palców! Warto też nadmienić, że hormony same w sobie niczego nie „robią”. Jedyne co mogą, to wiązać się z receptorami na komórkach i dopiero to powoduje, że komórki „robią” to co czyni danego osobnika mężczyzną lub kobietą. Produkcja tych receptorów zaś jest wynikiem działania kompletnie innego szlaku genowego. Może więc dojść do sytuacji, w której rodzic zabiera np. szesnastoletnią córkę do ginekologa w związku z faktem, że ta nie zaczęła jeszcze miesiączkować, tylko po to by dowiedzieć się, że jego córka tak naprawdę „nie jest” córką, tylko synem, który ma zespół niewrażliwości na androgeny (komórki nie wytwarzają receptorów wiążących testosteron). Zespół ten, w przypadku całkowitej niewrażliwości na androgeny, powoduje, że osoba męska chromosomalnie (XY) i hormonalnie (wysoki poziom testosteronu) jest fenotypowo kobietą (posiada piersi, wargi sromowe, łechtaczkę, kobiecą cewkę moczową, sylwetkę, rysy twarzy itd.)! Nie ma żadnych podstaw żeby taką przykładową osobę zmusić arbitralnie do identyfikowania się z jedną lub drugą płcią, bo równie prawdziwe jest stwierdzenie, że jest kobietą, jak i stwierdzenie, że jest mężczyzną. Z innych ciekawostek, mężczyźni posiadają gruczoły mlekowe, które można pobudzić do rozwoju, a nawet, w odpowiednich okolicznościach, do produkcji mleka, bez względu na to jakie chromosomy się posiada. Inną ciekawostką jest możliwość posiadania przez mężczyzn chromosomów X(X)Y lub XYY.

Ale to ciągle nie koniec, przejść bowiem trzeba jeszcze do mózgu. Mimo, że nasze mózgi nie wykazują takiego dymorfizmu płciowego jak te występujące u niektórych innych gatunków zwierząt, to różnice między mózgami kobiet i mężczyzn jak najbardziej istnieją. Są to niewielkie strukturalne różnice w skupiskach neuronów o wielkości ziarenka ryżu. Rozwijają się one od kilku tygodni przed narodzinami do kilku lat po narodzinach. Główne obszary mózgu, o których zazwyczaj mówi się w artykułach naukowych traktujących o tej tematyce to jądro łożyskowe prążka krańcowego (BNST), jądro dymorficzne płciowo obszaru przedoptycznego (SDN-POA) oraz jądra nadskrzyżowaniowe (SCN). Rejon BNST jest około 2,5 razy większy u mężczyzn niż u kobiet i wykazuje on istotną rolę w identyfikacji płci. Co bardzo ważne, wyniki badań sugerują, że u transpłciowych mężczyzn wielkość tej struktury jest odpowiednia dla płci męskiej, a u transpłciowych kobiet jest dla płci żeńskiej, czyli tych płci, które doświadczają te osoby, a nie tych które zostały im przypisane przy narodzeniu! Sytuacja taka jest więc dosłownie uwięzieniem męskiego mózgu w kobiecym ciele, i na odwrót, od urodzenia! Co ciekawe, obszary te u mężczyzn i kobiet homoseksualnych są rozmiarów zgodnych z przypisanymi im płciami, co świadczy, że ich orientacja nie ma nic wspólnego z ich płciowością.

Mówiąc więc o płci, musimy mieć na uwadze cały wachlarz możliwości chromosomalnych, genowych, hormonalnych, gonadalnych, gametalnych, mózgowych, możliwych typów zachowania czy też możliwych drugorzędnych cech płciowych. Chcąc klasyfikować wszystkie te możliwości zerojedynkowo musielibyśmy stworzyć dziesiątki, jeśli nie setki kategorii, tylko po to by dopasować rzeczywistość do czyjegoś zaściankowego światopoglądu. Stwierdzenie, że płeć istnieje na spektrum jest więc z biologicznego punktu widzenia jak najbardziej prawdziwe i sensowne i jednocześnie w żaden sposób nie odbiera prawdziwości stwierdzeniu, że płcie w znaczeniu ogólnym, z ewolucyjnego punktu widzenia, na poziomie funkcjonalnym są w zasadzie dwie. Nie ma tu niczego co by się wykluczało. Rzeczywistość jest taka a nie inna, to nasze zrozumienie jej i sposób jej opisywania się zmienia. Czy zgodzimy się z faktem istnienia osób transseksualnych, czy zgodzimy się z faktem istnienia osób interseksualnych, czy wreszcie zgodzimy się z niebinarną naturą płci, czy też tego nie zrobimy, w żaden sposób nie zmieni rzeczywistości, w której wszystkie te kwestie są faktami.

Bez szczegółowych badań genetycznych i skanowania mózgu, nikt z nas tak naprawdę nie wie gdzie na wspomnianym spektrum się znajduje, jednocześnie jak najbardziej możemy się jednak czuć stuprocentowo kobietami lub mężczyznami, ale także i nie czuć się żadnym z nich, lub oboma jednocześnie, lub czuć się przedstawicielami płci przeciwnej do tej nam przypisanej. I o to właśnie w tym wszystkim chodzi. O zrozumienie i szacunek do drugiego człowieka i jego prywatnych doświadczeń z tą niesamowicie skomplikowaną i kompletnie niebinarną na poziomie szczegółowym machinerią jaką jest ludzkie ciało. Ważnym jest też aby na koniec nadmienić, że w przypadku omawiania tych długich i krętych ścieżek genetycznych, na których każdy krok może sprawić, że efekt końcowy totalnie wykroczy z ustalonej drogi, mówi się w biologii o wariancjach. Nie o chorobach, anomaliach, deformacjach czy defektach (z oczywistymi wyjątkami typu ewidentnych schorzeń powodujących wyraźną szkodę dla organizmu). Na samych wspomnianych chromosomach płciowych istnieje tyle wariancji, że niczym dziwnym jest efekt końcowy w postaci mężczyzny na tyle „kobiecego”, czy też kobiety na tyle „męskiej”, by bez problemu uchodzili oni w społeczeństwie niepostrzeżenie za przedstawicieli płci przeciwnej. Język genetyki nie jest w żaden sposób lakoniczny i łatwy do rozszyfrowania, tak aby możliwe było zredukowanie tożsamości płciowej do kwestii czysto binarnej. Gamety można sklasyfikować w ten sposób, mózgów i ogółem ciał jako szczegółowej całość już nie. Nawet to co zwykliśmy nazywać normą to tak naprawdę niesamowicie zróżnicowana grupa przedstawicieli naszego gatunku. Płeć nie działa bowiem jak prosty przycisk ON/OFF, to wielowymiarowy system, na który wpływa wiele czynników, z których żaden nie jest wyłącznym determinantem wyniku końcowego, i z których żaden nie wpływa na pojawienie się tylko dwóch opcji końcowych. Jak już wspomniałem, wszyscy tak naprawdę żyjemy na spektrum, a fakt, że coś wydaje się nie mieć sensu, nie znaczy, że tak naprawdę go nie ma.

Ten wpis w znacznej części jest tłumaczeniem edukacyjnego filmu biologa, Forresta Valkaia – Sex and Sensibility - https://youtu.be/szf4hzQ5ztg?si=0Ea03LgyeSTHwV3v – Na końcu nagrania podane są 233 źródła naukowe, na których autor bazował tworząc ten materiał.

#lgbt #gender #bekazprawakow #nauka #ciekawostki #biologia #edukacja #neuropa #teczowepaski
Matt_888 - Kobieta z penisem czy mężczyzna z macicą to nie lewackie urojenie, a biolo...

źródło: Bez tytułu

Pobierz
  • 144
  • 17
@Stan_Przedzawalowy: Płci nie da się określić tylko na podstawie chromosomów (XX vs XY), lub tylko na podstawie genów, lub tylko na podstawie gonad, lub tylko na podstawie gamet, lub tylko na podstawie narządów płciowych, lub tylko na podstawie dymorficznych struktur mózgu, lub tylko na podstawie hormonów itd. Stwierdzenie, że płeć istnieje na spektrum jest z biologicznego punktu widzenia jak najbardziej prawdziwe i sensowne i jednocześnie w żaden sposób nie odbiera prawdziwości
@Matt_888 pominąłeś aspekt psychologiczny, czyli wpływ środowiska na tożsamość płciową.

"Do czynników społecznych mogących wpływać na tożsamość należą wyobrażenia dotyczące ról płciowych przekazywanych przez rodzinę, autorytety, media i inne osoby wpływające na życie dziecka"
James M. Henslin: Essentials of Sociology

""Dzieci są często kształtowane przez osoby je otaczające, które próbują naśladować. Społeczna teoria nauki zakłada, że dziecko rozwija swoją tożsamość przez obserwację i naśladowanie zachowań przypisanych poszczególnej płci"

Martin, C. L.; Ruble,
@Matt_888: Czy to uzasadnia promowanie u dzieci "terapii" hormonalnych?

Wiadomo że świat jest skomplikowany ale wybierając sobie partnerkę nie będę jej sekwencjonował genomu, ani mierzył hormonów, na codzień potrzebujemy operować na prostych schematach, by móc skupić się na tych które są istotne. Tak jak przy przesuwaniu szafy, szafa nie przesuwa się w całości, jako jeden blok, tylko ulega odkształceniom i jej drugi koniec przesuwa się z opóźnieniem wynikającym z prędkości rozchodzenia
@Ulyssos: Wady wrodzone nie sprawiają, że ktoś jest zdrowy, tylko "na inny sposób". To jawny oksymoron.
Innego rodzaju argumentacji we wpisie OPa nie ma, oprócz czegoś na równi z "ludzie mogą być saprotrofami, bo niektóre grzyby nimi są." Albo "na ludziach mogą wyrastać jabłka, bo istnieje jabłoń".
Doprawdy mam się bardziej wysilać, żeby tłumaczyć bezsens tych ściem?