Emerycki poranek i sympatyczny wieczorny biegowy #!$%@? (ʘ‿ʘ)
Rano... no jak to rano po dość intensywnym weekendzie. Późno wstane, późny start (6:02), tempo emeryta (5:58) i zaledwie piąteczka. Końcówka totalnie powolna, bo ostatni kilometr z ciężkimi zakupami. Ale co tam, to tylko poranek - wiedziałem że mięsko będzie wieczorem (。◕‿‿◕。)
No i nastał wieczór, gorący (25°C) i duszny, ale przede wszystkim z umówionymi interwałami na pobliskiej bieżni (ʘ‿ʘ) Najpierw 4 km biegu... nie, nie biegu - doczłapania w tempie między 5:30 a 6:00 na miejsce. Biegło się ciężko, w pełnym żołądku bulgotało jak diabli i generalnie chodziło mi po głowie że dobiegnę na miejsce, powiem "wiecie co fajnie ale dzisiaj ja tylko sobie wolne kółeczka robię" i tak sobie będę dreptał. Na szczęście dobiegłszy na miejsce straciłem rozum i na najbliższym znaczniku wystrzeliłem do zrealizowania zadanych przez El Treneiro 6x 500m/200m. Oczywiście moje "szybkie" zbyt szybkie nie były, jakieś 4:35-4:40, ale cud że i tyle z siebie wykrzesałem. W sumie nie było chyba tak słabo, biorąc pod uwagę że przeplatając 500m szybkie z 200m wolnego wyrabiałem średnie tempo 4:35-4:40 ( ͡º͜ʖ͡º)
Kurczę, polubiłem te tartanowe interwały. Chyba dlatego, że jeśli nie robi się jakichś totalnie szalenie długich odcinków to masz z tyłu głowy "luz, to tylko jedno okrążenie i będzie chwila odpoczynku" - ładnie widzisz ile przed Tobą szybkiej trasy, możesz z siebie wykrzesać więcej niż byś sam przypuszczał. A na koniec jesteś zaskoczony, że już po wszystkim i pozostaje jedynie satysfakcja 乁(♥ʖ̯♥)ㄏ
Po sympatycznym #!$%@? polecieliśmy zrobić sobie parę kółek przyjemnego dreptania wokół Zalewu Nowohuckiego - spokojne tempo rzędu 5:30, czasami nawet wolniej. Po tym wszystkim pozostało już tylko wrócić do siebie - była propozycja podwózki, ale stwierdziłem że mam ochotę na więcej i w dodatku nie uśmiecha mi się zalewać czyjś samochód potem. Zresztą, do domu parę kilometrów więc głupio by było tak jechać. Rozstaliśmy się i spokojnie sobie potruchtałem do domu, po drodze zahaczając o biedrę gdzie miałem zlecone przez żonę zakupy. Znowu ciężkie, bo mleka brakowało w domu - a do tego jeszcze zachciało mi się na szczyt wzgórza polecieć bo zapowiadał się ładny zachód Słońca xD
Koniec końców wyszło 17,5 km i dzień uważam za udany (⌐͡■͜ʖ͡■)
Emerycki poranek i sympatyczny wieczorny biegowy #!$%@? (ʘ‿ʘ)
Rano... no jak to rano po dość intensywnym weekendzie. Późno wstane, późny start (6:02), tempo emeryta (5:58) i zaledwie piąteczka. Końcówka totalnie powolna, bo ostatni kilometr z ciężkimi zakupami. Ale co tam, to tylko poranek - wiedziałem że mięsko będzie wieczorem (。◕‿‿◕。)
No i nastał wieczór, gorący (25°C) i duszny, ale przede wszystkim z umówionymi interwałami na pobliskiej bieżni (ʘ‿ʘ)
Najpierw 4 km biegu... nie, nie biegu - doczłapania w tempie między 5:30 a 6:00 na miejsce. Biegło się ciężko, w pełnym żołądku bulgotało jak diabli i generalnie chodziło mi po głowie że dobiegnę na miejsce, powiem "wiecie co fajnie ale dzisiaj ja tylko sobie wolne kółeczka robię" i tak sobie będę dreptał. Na szczęście dobiegłszy na miejsce straciłem rozum i na najbliższym znaczniku wystrzeliłem do zrealizowania zadanych przez El Treneiro 6x 500m/200m. Oczywiście moje "szybkie" zbyt szybkie nie były, jakieś 4:35-4:40, ale cud że i tyle z siebie wykrzesałem. W sumie nie było chyba tak słabo, biorąc pod uwagę że przeplatając 500m szybkie z 200m wolnego wyrabiałem średnie tempo 4:35-4:40 ( ͡º ͜ʖ͡º)
Kurczę, polubiłem te tartanowe interwały. Chyba dlatego, że jeśli nie robi się jakichś totalnie szalenie długich odcinków to masz z tyłu głowy "luz, to tylko jedno okrążenie i będzie chwila odpoczynku" - ładnie widzisz ile przed Tobą szybkiej trasy, możesz z siebie wykrzesać więcej niż byś sam przypuszczał. A na koniec jesteś zaskoczony, że już po wszystkim i pozostaje jedynie satysfakcja 乁(♥ ʖ̯♥)ㄏ
Po sympatycznym #!$%@? polecieliśmy zrobić sobie parę kółek przyjemnego dreptania wokół Zalewu Nowohuckiego - spokojne tempo rzędu 5:30, czasami nawet wolniej. Po tym wszystkim pozostało już tylko wrócić do siebie - była propozycja podwózki, ale stwierdziłem że mam ochotę na więcej i w dodatku nie uśmiecha mi się zalewać czyjś samochód potem. Zresztą, do domu parę kilometrów więc głupio by było tak jechać. Rozstaliśmy się i spokojnie sobie potruchtałem do domu, po drodze zahaczając o biedrę gdzie miałem zlecone przez żonę zakupy. Znowu ciężkie, bo mleka brakowało w domu - a do tego jeszcze zachciało mi się na szczyt wzgórza polecieć bo zapowiadał się ładny zachód Słońca xD
Koniec końców wyszło 17,5 km i dzień uważam za udany (⌐ ͡■ ͜ʖ ͡■)
Miłej nocy! (╯°‿°)╯
#enronczlapie #biegajzwykopem #bieganie #ruszkrakow #sztafeta