Wpis z mikrobloga

@Sonic233_: Rodzicom zamarzyło się mieszkać na podmiejskim zadupiu. Na horyzoncie były 4 domy, reszta to lasy, łąki i bagna (tak, wybudowali się na podmokłym). Tu nie było nikogo w moim wieku. O 5-latku to nawet nie mówię, bo wtedy to wozili mnie do przedszkola, a jak raz zawieźli mnie do kolegi, to nie chciałem wyjść z auta. Tu nie było nic. To nie była wieś. W późniejszych latach nie zmieniło się
A kiedy miałem nauczyć się grać w cokolwiek, skoro mieszkałem na zadupiu, gdzie nikogo nie było i nie miałem możliwości wyjść po obiedzie pograć w piłkę, a jedyne co mogłem, to kopać piłką w bramę?


@ToJestNiepojete: nawet nie wiesz jak rozumiem sytuację. Jacyś koledzy niby byli, ale znaleźć kogoś kto chciał się zaangażować w cokolwiek to ze świecą szukać. Jedyne zainteresowanie moich kolegów z mlodosci to bylo pójście na piwo na
bo siatkówka to bylo najgorsze gowno ze wszystkich gier zespołowych na wf.

Głupie przejścia, stanie jak kołek w płocie i pilnowanie kawałka pola. Piłka leci w twoja stronę(albo powiedzmy metr od Ciebie) i jakiś oskarek z boku #!$%@? się w twoje pole i jeszcze ma pretensje że przeszkadzasz mu w przyjęciu... A gdy nastepnym razem nie ruszasz do takiej "spornej" piłki to mają do Ciebie pretensje że nie idziesz do przyjęcia.


@
@Aureilon: no ze mną było akurat tak że na wuefach lubiłem się wybiegać, więc jak wuefman powiedział że gramy w nogę na dworze(prawie nigdy, bo na boisko miejscowego lzs-u nie mielismy wstępu) albo na hali(a mieliśmy w gimbie pelnowymiarowa halę, tylko że te zjeby wuefiści ciągle upierali się na tą zasraną siatkowke) lub kosza to zawsze się cieszyłem, bo oznaczało to że będzie można pobiegać za piłką i pokazać jakieś umiejętności.