Wpis z mikrobloga

7/20 Przewodnicy łowów, władcy umarłych - jeszcze o Dzikim Gonie

Opowieści o Dzikim Gonie są w wielu miejscach zbieżne ze średniowiecznymi opowieściami o procesjach umarłych i potępionych - były to korowody setek udręczonych dusz, ciągnące nocami przez lasy i bezdroża nie wiadomo skąd i nie wiadomo dokąd. Opis jednej z takich procesji - chyba najstarszy obecnie znany - pochodzi z ok. XII wieku i został odnotowany przez angielskiego kronikarza Orderica Vitalisa.

Armia Hellequina

W noc noworoczną, 1 stycznia 1091 roku, pewien kapłan o imieniu Walchelin z normandzkiej diecezji w Lisieux powracał do domu po wizycie u chorego. Wędrował drogą z daleka od siedzib ludzkich, kiedy nagle usłyszał w oddali odgłosy wielkiej armii ciągnącej w jego kierunku. Walchelin postanowił ukryć się wśród pobliskich drzew i tam przeczekać przemarsz, ale zaledwie tylko dotarł do skraju drogi:

...mąż wielkiego wzrostu, uzbrojony w wielką buławę, zastąpił drogę uciekającemu kapłanowi i #!$%@?ąc bronią nad jego głową, wykrzyknął: "Stój, ani kroku dalej!" Kapłan posłuchał i stanął w bezruchu, opierając się na swoim kosturze. Surowy, zbrojny mąż stanął przy nim, nie wyrządzając mu żadnej krzywdy, czekając, aż armia przejdzie.

Jako pierwszych, Walchelin zobaczył maszerujących wieśniaków niosących na ramionach odzienie, zwierzęta, sprzęty domowe, wyglądających jak tłum niosący jakieś zrabowane dobra. Za nimi jechały konno setki kobiet, których siodła były nabijane rozżarzonymi gwoździami, a także tłumy zawodzących, lamentujących duchownych w czarnych habitach oraz zastępy rycerzy, jak gdyby galopujących do bitwy, których jedynymi kolorami były "czerń i migotanie ognia." W pochodzie byli też dziwni ludzie "mali jak karły, ale z głowami wielkimi jak beczki," a także demony znęcające się nad niektórymi potępieńcami - wśród udręczonych Walchelin zauważył zmarłych w niedawnych latach sąsiadów i znajomych duchownych, z których wielu było ponoć uważanych za dobrych chrześcijan lub nawet świętych.

Walchelin miał rozpoznać tę dziwną procesję jako "armię Hellequina," znaną za jego czasów z podań i opowieści "od wielu lat." Hellequin lub Herlequin miał być przewodnikiem Dzikich Łowów w średniowiecznej tradycji francuskiej - opisywano go niekiedy jako wysłannika diabła polującego na dusze potępieńców i zaganiającego je do piekła, pojawiającego się w postaci czarnego rycerza, czasem o pomalowanej na czarno twarzy.

Herla, Hellequin i inni

Imiona przewodników Gonu w różnych tradycjach europejskich często wydają się ze sobą powiązane. Król Herla, dowódca orszaku (nie)umarłych wspomniany w poprzedniej notce, to w staroangielskim Her(e)la Cyning - średniowieczny francuski Herlequin lub Hellequin jest prawdopodobnie lokalnym odpowiednikiem podobnej postaci, sądząc po podobieństwie imion i kompetencji. Być może coś wspólnego z przewodnikami Dzikiego Gonu ma również staroduński ellekonge lub elverkonge - "elfi król," pierwowzór słynnego Króla Olch (Erlkönig) z utworu Goethego. W średniowieczu jako przewodnicy armii umarłych pojawiali się także bohaterowie miejscowych legend, m. in. król Artur.

W tradycji germańskiej przewodnikiem Gonu miał być sam Odyn lub jego odpowiednik, Wodan lub Woden. W jednym z XIV-wiecznych niemieckich źródeł pisanych zachowało się nawet zaklęcie mające chronić człowieka przed napotkanym na drodze Dzikim Gonem - znowu mamy tu motyw "armii potępionych," składającej się z torturowanych skazańców i wisielców:

Zastępy Wodana i wszyscy jego ludzie,
co koła niosą i wierzbowe witki,
połamani na kole i powieszeni.
Musicie odejść z tego miejsca.

Skuteczność zaklęcia niepotwierdzona ( ͡~ ͜ʖ ͡°)

Władcy umarłych i przewodnicy duchów

Ciekawymi postaciami wiązanymi w średniowieczu z Dzikim Gonem byli walijscy bogowie władający zaświatami i jednocześnie "jasnym ludem" (Tylwyth Teg), istotami zamieszkującymi kurhany i podziemny Inny Świat. Tu warto zaznaczyć, że w opowieściach celtyckich trudno się niekiedy połapać, gdzie i czy w ogóle jest jakaś granica pomiędzy bóstwami a "ludem kurhanów," "jasnym ludem" i innymi istotami podobnymi bardziej do elfów niż do bogów - jako że z czasem jedni ewoluowali w drugich.

Starszym ze wspomnianych bogów był Arawn - jesienią i zimą miał prowadzić nocne łowy, podczas których na czele gromady istot z Innego Świata polował na zagubione, włóczące się po ziemi dusze i zapędzał je do Annwn - walijskich zaświatów - by nie mogły wyrządzać szkody śmiertelnikom. W polowaniach zawsze towarzyszyły mu jego słynne widmowe ogary zwane Cwn Annwn, wyróżniające się charakterystycznym umaszczeniem: białe z czerwonymi plamami na uszach.

(Gdyby ktoś się zastanawiał, jak czytać te dziwne walijskie zbitki spółgłosek - zamiast "w" trzeba podstawić "u.")

Młodszym bóstwem walijskich zaświatów był Gwyn ap Nudd - jego imię oznacza "jasny, biały." Został on wspomniany m. in. w najstarszym spisanym po walijsku manuskrypcie: Llyfr Du Caerfyrddin, czyli Czarnej Księdze z Carmarthen (nazwa brzmi złowrogo, ale odnosi się tylko do czarnego koloru oprawy) datowanej na XIII wiek. Gwyn, podobnie jak Arawn, był przewodnikiem Dzikiego Gonu i panem widmowych ogarów - miał szczególne upodobanie do bitew, zbierał dusze poległych wojowników i przeprowadzał je do Innego Świata. Ponadto, przynajmniej w niektórych regionach, zwracali się do niego ludzie parający się magią i nazywali go "królem duchów", o czym świadczy zachowana w XIV-wiecznym manuskrypcie inwokacja (zapewne poprzedzająca wejście do lasu):

Do króla duchów i do jego królowej -
Gwynie ap Nudd, ty, któryś jest w tym lesie,
przez wzgląd na miłość twej pani,
pozwól nam wejść do twej siedziby.

"Pani" w łacińskim oryginale jest określona jako "konkubina, kochanka" (pro amore concubine tue), ale jednocześnie też jako królowa (reginam eius) - widocznie niektóre bóstwa przedkładały związki partnerskie nad śluby.

I tak dotarliśmy do pogańskich korzeni średniowiecznego Dzikiego Gonu, przynajmniej w wersji walijskiej - polowań prowadzonych przez bóstwa umarłych, które miały na celu oczyszczenie krainy żywych z zagubionych i potencjalnie szkodliwych duchów. A że czasem, przy okazji, mieszkańcom Innego Świata zdarzało się zgarnąć jakiegoś śmiertelnika, który nawinął się po drodze... No cóż, nie bez powodu w średniowieczu ostrzegano, by nie włóczyć się po bezdrożach ani nie wędrować po zmroku w czasie, kiedy noce są najdłuższe ¯\(ツ)_/¯

W następnej części - kolejna średniowieczna historia, z której wynika, że nie warto ufać czerwonym ludzikom, zwłaszcza tym spotkanym w zbożu.

Ilustracja: Yoann Lossel,
Forgotten Gods_.

#apaturium #sredniowiecze #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #historia #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #magia #elfy
Apaturia - 7/20 Przewodnicy łowów, władcy umarłych - jeszcze o Dzikim Gonie

Opowie...

źródło: comment_1638263433yd8u2kYV2UYZkyo4lyfzMg.jpg

Pobierz
  • 11
@Apaturia: dzięki! Będzie co czytać wieczorem :)
Ja tylko chciałbym wtrącić przy okazji do któregoś z poprzednich wpisów, gdzie napisałaś, że gdyby Tolkien wzorował się na średniowiecznych elfach, to nie byłoby tak kolorowo. Rzecz w tym, że elfowie u Tolkiena też lubili odwalać, czasem grubo. Może ludzi nie wyrzynali, ale siebie nawzajem owszem ( ͡° ͜ʖ ͡°)
To tylko we Władcy Pierścieni zostały już niedobitki, które albo
@Majku_: Jak najbardziej kojarzę te motywy, ale mimo wszystko - u Tolkiena elfy z zasady nie były bezsensownie okrutne względem śmiertelników (czy siebie nawzajem) i nie miały skłonności sadystycznych, a już na pewno nie urządzały sobie galerii z okaleczonych ludzi. Gdyby były bardziej jak ich średniowieczne wersje, to obstawiam, że nikomu nie przyszłoby do głowy np. czepiać się Noldorów za jakieś tam Alqualondë #feanordidnothingwrong ( ͡~ ͜ʖ ͡°
@Apaturia: Eöl? Synalek też był dobry, zapraszając Morgotha do Gondolinu. A wszystko w imię chciwości i zazdrości. Bo dlaczego nie ¯\_(ツ)_/¯
Galadriela kolejna dobra bajerantka ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ale fakt, manipulacje, szantaże, porwania i wymuszenia były w Pierwszej Erze na porządku dziennym. Chociaż wobec ludzi zachowywali się jak prawdziwi starsi bracia - życzliwie i z mądrością. Na pewno pewne akty wrogości wobec ludzi dodałyby mitologii Śródziemna
@Majku_: Maeglina zawsze akurat trochę żałowałam, bo moim zdaniem na początku nieźle się zapowiadał: zdolny emo dzieciak wychowywany w głuszy, marzący o nowym życiu w wielkim, pięknym Gondolinie, namawiający matkę do ucieczki od ojca-despoty - a potem wszystko się pochrzaniło, zrobił to co zrobił i skończył jak skończył ( _)

Co do średniowiecznych elfów w Śródziemiu - biorąc pod uwagę ich zmienną naturę, pogardę dla wszelkich ograniczeń i
biorąc pod uwagę ich zmienną naturę, pogardę dla wszelkich ograniczeń i nieprzejmowanie się koncepcjami dobra i zła, obstawiałabym, że przyprawiałyby wszystkich o ból głowy


@Apaturia: Gdyby się tak bardziej zastanowić to tak. Z dużym prawdopodobieństwem nie miałoby to sensu... :D Ale z tego wynika, że sens z kolei ma to, w jaki sposób Tolkien stworzył swoich elfów. Średniowieczni elfowie są w dużej mierze tymi złymi, robią ludziom dziwne, niefajne rzeczy. W
@kopo: Jeśli chodzi o poemat Goethego, to nie jest to utwór średniowieczny - ale jeden wpis będzie o średniowiecznym pierwowzorze Króla Olch i o jego związku z tą balladą.