Wpis z mikrobloga

Pandemia koronawirusa była dla mnie chyba najdziwniejszą i najbardziej groteskową sytuacją, jakiej doświadczyłem w swoim życiu. I przerażającą, ale nie z powodu wirusa.

Styczeń/Luty 2020; Coś tam zasłyszałem, że gdzieś w Chinach pojawiła się jakaś dziwna choroba. Potem, że pojawiła się w Iranie i paru innych krajach. Myślę sobie - pewnie lada dzień pozamykają granice i połączenia lotnicze, żeby choroba nie rozpanoszyła się po świecie. Taki ch*j - wszystko po staremu. Politycy wszystkich krajów grzecznie czekają, aż nowa choroba swobodnie dotrze do ich krajów. Pierwsza czerwona lampka, że coś jest nie halo.

Marzec 2020 - No stało się, kto by mógł się spodziewać, tajemnicza zaraza w końcu dotarła do Polszy. Zamykanie szkół, panika, przemykające auta wypełnione po dach srajtaśmą i makaronem. Dzieje się coś niesamowitego - choć analizując suche fakty zagrożenie jest niewielkie i bardziej umowne (jakieś pojedyncze przypadki w dużych miastach), to ludzi wokół mnie nagle zbiorowo popie*doliło. Sąsiedzi boją się rozmawiać, ludzie uciekają przed sobą nawzajem, polewają spirytusem klamki w drzwiach sklepu przed ich dotknięciem. Wybucha w ludziach jakaś paranoja, jakby poczuli, że wreszcie, wreszcie za ich czasów "coś się wielkiego dzieje" i każdy może uratować siebie i świat wykupując cały regał makaronu świderków w pobliskiej biedronce.

A ja? Przyglądam się temu ze swojej wioski i stwierdzam, że niech się dzieje co się dzieje, ale to wszystko wygląda zbyt kuriozalnie bym się do tego przyłączył. Wziąłem na wstrzymanie.

Kwiecień/Maj 2020 - Stało się. Słyszę o pierwszej ofierze w mojej wiosce. Zabójcza pandemia zebrała swoje pierwsze żniwo spoza plotek i medialnych przekazów - 94-letnia Pani Stasia zmarła na Covida. Nawet nie wiedziałem w sumie, że jeszcze żyła, bo od kilku lat nie widywałem jej. Okazało się, że ostatnie trzy lata spędziła na zmianę w szpitalach albo przykuta do łóżka w swoim domu. Taki drobny szczegół.

Oczywiście lokalsom od*ebało na tą wieść już totalnie. Wtedy zaczynam być zmuszony stawać oko w oko z fanatykami, który jeszcze niedawno byli spokojnymi, miłymi ludźmi. Na widok mojej twarzy bez mitycznej "maseczki" w ich oczach widzę płomień nienawiści, którego nie powstydziłby się sam Hans Frank na widok roześmianego, pejsatego żyda swobodnie przechadzającego się ulicami Generalnej Guberni. Mimo to staram się grzecznie informować, że ja w tym całym zamieszaniu nie biorę udziału, wypisuję się, bawcie się beze mnie. Ale to już nie pomaga. Nienawiść zaczyna kilkakrotnie przechodzić do słów i czynów. Kończy się u mnie wyrozumiałość, kiedy sąsiad bez słowa odpycha mnie od siebie, kiedy mijam go na ulicy. Skończyło się na wyzwiskach z obu stron. Usłyszałem, że tacy jak ja powinni umrzeć. No miło, Panie Ryszardzie, że po siedemnastu latach dobrosąsiedzkiej znajomości i mojej pomocy w naprawie dachu rok wcześniej, słyszę takie słowa.

Coś we mnie pęka. Stoję na swoim, trudno, najwyżej będę mieć przes*ane. Kiedy kolejny sklep próbuje mnie wygonić przez brak maski, uprzejmie informuję obsługę, że cierpię na pewną chorobę przy której jak się zdenerwuje robię się bardzo nieostrożny, i mogę przypadkiem zrzucić sporo towaru z regałów. O dziwo, pomaga. Teraz za każdym razem kasjerki spuszczają wzrok i informują zgłaszającym moją niechcianą obecność klientom, że lepiej mnie nie wyganiać. Zyskuje wreszcie jakiś normalny punkt w którym jestem bezpieczny i mogę się zaopatrzyć bez walk i spiny. Brakuje jeszcze tylko opcji zjedzenia czegoś w lokalu jak człowiek, ale tu już jest o wiele trudniej. W mojej ulubionej budzie z kebabem dostaje jasny przekaz, że woleliby już zaszlachtować mnie tymi swoimi maczetami niż pozwolić zjeść choćby jedną frytkę centymetr za ich progiem. Ch*j, że buda jest tak schowana, że żaden patrol milicji nie ma opcji dostrzec z ulicy że ktokolwiek jest w środku. Ale rozumiem ich - są jeszcze szmalcownicy. W tych czasach każdy może być Twoim wrogiem, jeśli odważysz się normalnie żyć jak dawniej.

Czerwiec/Lipiec/Sierpień/Wrzesień 2020

Tajemniczy wirus zamiast masowo zabijać, wciąż zajmuje się studiowaniem skali w jakiej udało się tak szybko i na taką skalę przeobrazić umysły większości populacji. A jako student, ma właśnie cztery miesiące wakacji, które postanawia wykorzystać, wyjeżdżając ch*j-wie-gdzie. Nagle niemal wszyscy, poza mediami i wsł#!$%@?ącymi się w ich autorytet kanapowymi seniorami - zapominają o wirusie. Są i słynne już wybory - naród dzielnie wypina dupsko jeszcze bardziej tej samej, PiSowskiej knadze i jednym chórem zaznacza krzyżyk przy opcji "chcę jeszcze!". Wakacje prawie każdy spędza w kraju, ale znowu można poczuć namiastkę normalności. Cieszę się. Znajomi dzwonią i pierwszy raz w tym roku chcą się spotkać na grilla. Może to już koniec tego obłędu?

Październik 2020 - i do początku następnego roku.

No jednak nie. Paranoja wraca ze zdwojoną siłą. Polska służba zdrowia, która nie działała jeszcze przed pandemią - nagle, zupełnie niespodziewanie, przestała działać. Oklaski nie pomogły. Rząd testuje, ludzie sami biegają się testować z byle powodu - efekt, dziesiątki tysięcy "zakażeń" przy niewielkiej ilości zgonów. Maks kilka % śmiertelności przy zatkanej służbie zdrowia, i jeszcze pojawiają się głosy, że naciągane. Ale w mediach narracja niczym przy powrocie Dżumy i śmiertelności rzędu kilkudziesięciu %. W ludziach jednak coś się zmieniło - nikt już się nie łudzi, że "dwa tygodnie" coś dadzą, że maski coś dadzą. Pojawia się zmęczenie, ślepe posłuszeństwo by "nie dostać mandatu/kary/nie mieć kłopotów" i jakoś to przeczekać. Pierwsza oznaka nadchodzącego krachu głównej narracji.

Rok obecny - 2021.

Streścić go można w trzech słowach - szczepionki, paszporty i upadek głównej narracji. Coraz więcej ludzi widzi, że coś jest nie halo. Że szczepionki nie sprawią, że wirus zniknie. Że lockdowny nie pomagają, i być może były w ogóle niepotrzebne. Że w cieniu krążącego covida można normalnie żyć, jeśli nie jesteś w grupie wysokiego ryzyka. Po drugiej stronie barykady, wobec kurczących się zastępów zwolenników strachu i obostrzeń, powoli zaczyna być widać tych, którzy byli tam od początku i uparcie próbują nakręcać tą narrację dalej - media i polityków. Pojawiają się kolejne i kolejne pytania - a przede wszystkim jedno - po co chcą tak uparcie kręcić dalej szopkę z covidem, kiedy społeczeństwo jest już wyraźnie tym zmęczone i nie widzi w tym sensu?

Czas pokaże.

W zeszły weekend przyszedł do mnie Pan Ryszard. Przeprosił mnie, pogadaliśmy przy kawie. I nie dość, że przyznał mi rację, to jeszcze zadał mi pytanie, które mnie zszokowało;

Skąd Pan wiedział od początku, że z tą koroną to jakiś przekręt?

Zszokowało mnie, bo autentycznie nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czy w dzisiejszych czasach naprawdę by zostać uznany za jasnowidza wystarczy dostrzegać luki i niespójności w jakiejś odgórnej narracji? Czy krytyczne podejście do tego, co ktoś uznany bez Twojego głosu za autorytet mówi Ci w mediach, to już coś niemal magicznego?

Żyję w dziwnych czasach, wśród dziwnie myślących ludzi, w świecie który media mogą zamienić w jeden dzień w kompletny absurd i cyrk. Ale ten wyreżyserowany cyrk może dosięgnąć każdego, nawet tych, którym wydaje się, że w nim nie uczestniczą i "nie dadzą się". To jest ten problem - który teraz szczególnie wybrzmiewa przy pomysłach covidowych paszportów. Wystarczy, że jesteś w mniejszości, i nie ważne jakie stoją za Tobą racje, jak cenisz swoją wolność - wystarczy jeden odgórny przekaz, by Cię zniszczyć rękami tych, których nigdy o złe zamiary byś nie podejrzewał. I to właśnie mnie w tej "pandemii" przerażało nieporównywalnie bardziej, niż wirus.

#koronawirus #przemyslenia #tldr
  • 23
@Ksemidesdelos: Osobiście nie odczułem, by w 2019 było już głośno o covidzie. Ale tak, słyszałem już wtedy, były jakieś doniesienia. Z tym że brzmiały dla mnie równie abstrakcyjnie, co niusy w stylu "astronomowie wykryli asteroidę która może uderzyć w Ziemię" - coś tam, gdzieś tam, napomknęli, przeczytałem, życie toczy się dalej. Plus na kwestie nowych wirusów byłem szczególnie przeczulony bo pamiętam próby nakręcania szopki z świńską/ptasią grypą.
@gharman: a znalazł byś gdzieś ten film z zamknięcia Wuhan? krążył w styczniu 2020, jak zaspawali chińczykom drzwi w mieszkaniach i wszyscy darli się przez okna na całe osiedle, tysiące ludzi wrzeszczało, nie mogłem już potem tego znaleźć, mocno przerażający był ten film
Politycy wszystkich krajów grzecznie czekają, aż nowa choroba swobodnie dotrze do ich krajów. Pierwsza czerwona lampka, że coś jest nie halo.


@Ethernit: a nie wpadles na to ze wczesniej tez mialy byc pandemie ale cos nie pyklo i nie bylo? Zamkniecie kraju to nie jest zamkniecie drzwi do klatki schodowej.
Obserwacja z boku tego szaleństwa mnie najpierw załamała, a potem sprawiła, że stałem całkowicie obojętny na to co się dzieje. Strach i panika to najgorsze co może spotkać społeczeństwo. Na szczęście nie mieliśmy jeszcze okazji zobaczyć ich pełni potencjału.
No mi się wydaje że ten cyrk już się powinien skończyć. Ale coś jeszcze widocznie zostało zagrożonych 90 latek. Ratujmy je jeszcze ostatnie kilka lat.