Wpis z mikrobloga

Pod wypływem postu https://www.wykop.pl/wpis/34855387/swiat-madek-odkryty-szpieg-zza-#!$%@?-kurtyn/ postanowiłem opisać swoją walkę o córkę (umownie Kasia) i prawa z tym związane. Rozstałem się z mamą syna (nazwijmy ją umownie Anią) 8 lat temu, po rozstaniu umawialiśmy się co do opieki nad córką, początkowo wszystko było ok. Do momentu, w którym kogoś poznałem i zacząłem się spotykać. Ania z matki zamieniła się w typową przedstawicielkę tagu #madki i utrudniała mi kontakty z córką. No to ja cyk, dwójeczka i pismo do sądu o sądowne ustalenie kontaktów z małoletnią. Ania naburmuszona, z muchami w nosie stawiła się na sprawie, wszystko się fajnie rozegrało, pieniądze na Kasię łożyłem od momentu rozstania dobrowolnie, dodatkowo oczywiście zapewniałem jej wszystko czego potrzebuje kiedy była u mnie. Łącznie w miesiącu przebywała u mnie minimum 12 dni, z opcją ze strony madki, że póki co tak może być, a możemy to zmienić jak podrośnie. Jak Kasia była jeszcze malutkim początkującym przedszkolakiem wszystko było gites, słodziutka milutka, ale jak podrosła, to zaczęła Ance wchodzić na głowę, a jak to mamusia mieszkająca w jednym mieszkaniu z babcią, córce pozwalała na wszystko. W międzyczasie mi urodziła się kolejna córka już w nowym związku, Kasia kiedy u nas przebywała zmieniała się w odpowiedzialną starszą siostrę, nie mieliśmy z nią nigdy jakichkolwiek problemów wychowawczych - granice, których nie mogła przekroczyć były jasno nakreślone i działa to do dziś super. Z czasem weszło 500+, z których korzystaliśmy oboje - ja z racji tego, że Ada, czyli młodsza siostra jest moim drugim dzieckiem, a Anka z powodów niskich dochodów - jako, że Ania miała orzeczenie o niepełnosprawności, ten próg był zawyżony i Anka się łapała. Nagle Anka się obudziła, że musi mnie podać do sądu o alimenty, bo inaczej nie będzie dostawała na Kasię 500+ z powodów dochodów. Ja oczywiście się zgodziłem, nigdy nie było to dla mnie problemem - myślałem, że obejdzie się bez szarpaniny. Oczywiście się pomyliłem, bo w piśmie odebranym z poczty napisane było, że madka chciała dwa razy więcej niż to, co otrzymywała i starczyło jej przez poprzednie 6 lat. Ja zbladłem, a wyrachowana Ania mówi - "przecież dostajesz 500+ na Adę, to może to iść na Kasię i nic się u Ciebie nie zmieni, będzie tak, jak było przed wejściem 500+, tak mi doradziła moja prawniczka". Oho, do gry weszła kolejna obrończyni. No i się zaczęła szarpanina. Ostatecznie wyszło na moje, doszliśmy do "porozumienia" w sądzie, ale co się musiałem nasłuchać poza salą rozpraw jak ja to dziecku żałuję to moje. Żeby była jasność: przelewałem pieniądze Ance na konto, a kiedy Kasia była u nas, także łożyłem na jej utrzymanie, zapewniałem rozwój kulturalny i psychofizyczny opłacając kino, basen, dodatkowe zajęcia itp. Oczywiście Ania nie dokładała się do tych zajęć, które Kasia bardzo lubiła, wręcz nie była zadowolona, że Młoda bierze w nich udział. No i nagle spadł na mnie drugi cios - MOPS obudził się z jakiegoś #!$%@? niewytłumaczalnego letargu i...kazał mi zwrócić 9 (dziewięć) tysięcy złotych, ponieważ Kasia nie została uznana wg ustawy za moje pierwsze dziecko. No i zaczęła się kolejna batalia, tym razem z MOPS'em - ja się z tym kategorycznie nie zgadzałem, a MOPS tradycyjnie swoje - nie ma orzeczenia sądowego o opiece naprzemiennej, nie ma tematu, 9 koła do zwrotu. Ja zrozpaczony, ale robię swoje, nie odpuszczam i walczę do teraz - aktualnie jestem na etapie kolejnego odwołania się od decyzji i pewnie wszystko skończy się w sądzie. Ania zadowolona i w skowronkach, bo ona ma 500+, ja nie, i jeszcze muszę alimenty płacić. Będę szczery - 500 zł to przy dzieciach naprawdę dużo, ale nie zdecydowałem się wypisywać Kasia z dodatkowych zajęć, bo odnosiła mniejsze lub większe sukcesy, bardzo się rozwijała, jest jedną z lepszych w grupie. Tak więc poprosiłem Annę o podzielenie kosztów. Negative, odmawiam. Opłać jej jedne zawody, ja opłacę drugie - negative. Biorę wszystko na siebie, nie mam serca żeby Kasi odwołać wszystko, na co tyle pracowała. Treningi wypadają tak, że jednego dnia Kasia jest u nas, dwa inne dni u Anny. No i się zaczęło - kiedy jest u mnie Kasia może iść na zajęcia, kiedy jest u mamy nie zawsze będzie chodziła. Pytam się Kasi co robi jak nie idzie na treningi - ogląda bajki albo gra u koleżanki na kosnoli. Żona mi bigosu musiała na uspokojenie gotować bo zdenerwowałem się strasznie. Co lepsze, nawet jak Anka była w pracy i Kasia siedziała z babcią, nie mogłem jej zabierać na zajęcia. Butelka się przelała i cyk, do adwokata i pismo o opiekę naprzemienną - opieka tydzień po tygodniu, połowa wakacji, ferii, świąt, wszystkie koszty na pół i - UWAGA - wycofanie alimentów. O KURŁA takiej awantury to żodyn somsiad nie widział i nie słyszał. Jestem zerem, jestem #!$%@?, pewnie chcę opiekę naprzemienną bo chcę 500+ na Adę odzyskać, a Kasia się nie liczy. No i spotykamy się w sądzie na pierwszej rozprawie - pani adwokat madki śpiewnie zaczyna wyliczać jaki to ja jestem zły. Na szczęście byłem dobrze przygotowany, i wszelkie argumenty obaliłem. Na pytanie do Anki dlaczego się nie chce zgodzić na opiekę naprzemienną Anka odpowiedziała "bo nie, bo ona chce mieć kontrolę nad szkołą i zdrowiem dziecka". Pani sędzia z delikatnym uśmiechem zakończyła rozprawę i nakazała złożenie dowodów, bo słowa przeciw słowu nie uznaje. W naszej sprawie tymi dowodami mogli być tylko świadkowie. Ja powołałem kilku świadków, m.in. lekarza rodzinnego, wychowawcę Kasi ze szkoły, trenera prowadzącego zajęcia i rodziców dzieci biorących w zajęciach - mają odpowiedzieć, czy faktycznie zajmuję się dobrze dzieckiem i biorę udział w jej życiu. Madka wiecie kogo powołała? Siostrę i przyjaciółkę, które nie miały ze mną styczności od przeszło 8 lat. Mają się wypowiadać na temat...mojego udziału w życiu dziecka ( ͡° ͜ʖ ͡°) Na pewno nie będą stronnicze. No nic, czas leci dalej, czekam na podanie terminu sprawy, przychodzi list, badania psychologiczne w sądzie z udziałem Anki, Kasi i mojej osoby. Jazda. Stawiamy się z Kasią na badaniach, po chwili przychodzi Anka - naburmuszona jak smok. Pytania zadają dwie osoby - psycholog i pedagog. Kasia dostaje jakieś testy do rozwiązania w jednym pokoju, my idziemy do drugiego. Zasada jest taka - jeśli to ja składałem wniosek o opiekę naprzemienną, ja pierwszy odpowiadam na pytania, Anka druga. Nie mamy sobie przerywać itp. Od drugiego pytania zaczyna się teatr, przerywanie mi niemal każdego pytania, śmieszkowanie, prychanie, fukanie, pffffowanie. A ja spokojny jak tafla wody. Trzymam się. Pytają mnie jaką matką jest Anka - ja odpowiadam, że świetną, kochającą - bo tak jest. Czy może coś w sobie zmienić jako matka? Odpowiadam, że raczej wg mnie nie. Pytanie jakim ja jestem ojcem. Anka w gardle gula, dym leci z nosa, para uszami, na twarzy biskupie barwy "jest dobrym ojcem". Czy dziecko chodzi do niego chętnie? "No ma kryzysy, trochę...ten...no...". Powtórzone pytanie czy dziecko chętnie chodzi do ojca. Odpowiedź "różnie to bywa...czasami ten...yyy...". Pedagog stawia krótkie pytanie - chętnie czy nie. Odpowiedź - "chętnie". Cieszę się w duchu, że chociaż nie kłamie. Czy Pan haakenn może coś w sobie zmienić jako ojciec? "Tak". Czas stanął. Slow motion. Widzę dokładnie każdy ruch skrzydła muchy, która latała kolo lampy. Widzę siebie w odbiciu każdego małego oczka tejże muchy. Trwało to może z 3 sekundy, dla mnie wieczność. Pedagog dopytuje - więc co może w sobie zmienić haakenn. "No może być mniej konsekwentny i jeszcze bardziej pobłażliwy". Kurtyna. Psycholog - mam wrażenie, że z niedowierzaniem - powtarza odpowiedź, z naciskiem na końcowe, "tak??" Anka odpowiada, że tak. Ja poker face, emocje szaleją, mam wrażenie, że śnię, rodzic jej zdaniem ma być niekonsekwentny i pozwalać niemal na wszystko. Teraz już wiem dlaczego Młoda wchodzi jej na głowę, a u nas jest super dziewczyną. Później wypełnialiśmy testy osobowościowe i inne i do domu. Do wyjścia długi korytarz, ja idę z Kasią za rękę, Anna z zadartą głową przed nami. Psycholog i pedagog stoją i nas żegnają, obserwują nas z obojętną miną, Anka wychodzi z miną trolla, Kasia wesoło sobie skacze, a ja żegnam się z psychologiem i pedagogiem i patrząc na nich myślę, co oni myślą o tym wszystkim. Nic nie mogłem z ich min wyczytać. Aktualnie czekamy na opinię z RODK i bardzo się boję co będzie dalej. Ostatnio spotkałem naszą wspólną znajomą, pogadaliśmy trochę o pogodzie, pierdołach, i temat zszedł na Kasię. Dowiedziałem się, że Anka narzeka, że Kasia słucha tylko mnie, a ona nie może sobie z nią poradzić. Oczywiście mi tego nie powie, a jak zaproponowałem wyprawę do psychologa we trójkę, to mnie wyśmiała.

Dzięki @LookAhead odkryłem profil Alimenciara na FB i wiecie co? Wszystko się cholernie zgadza! Jak normalne kobiety na poziomie zmieniają się w #madki, nie patrzą na dobro dziecka, tylko na swoją chorą ambicję. Jak zmieniają się w psy ogrodnika. Wiem, że nie wszyscy tak się zachowują po rozstaniu. Znam parę, która się rozeszła, i świetnie działają w sprawie dziecka. Ich miłość do siebie przeminęła, ale miłość do dziecka trwa nieprzerwanie i robią wszystko tak, by to ich syn miał w życiu równowagę na maksymalnym poziomie, jaki mogą mu zapewnić. A oglądając poniższą grafikę, mam wrażenie, że ten profil prowadzi nikt inny jak moja była partnerka Anka. Wiem, że to profil satyryczny, ale uwierzcie mi - tak jest naprawdę.

#truestory #logikarozowychpaskow
źródło: comment_NvrEMSw3b0MeVfKQ5M7jlM3Jumq6PXcC.jpg
  • 7
@haakenn: Przeraża mnie to, jak ludziom po rozwodach spala przewody i robią z dzieciaka przedmiot, dzięki któremu można się mścić i grać na nosie.

Na szczęście zdarzają się wyjątki. Kiedyś organizowałam imprezę urodzinową dla dziewczynki i dopiero po fakcie dowiedziałam się, że jej rodzice są po rozwodzie. Ojciec aktywnie uczestniczył w organizacji i planowaniu, przywiózł byłą żonę i córkę na imprezę, a potem siedział z byłą żoną i resztą znajomych, pili
@Wredna_pomarancza: To byłoby moje marzenie w tej sytuacji, ale raczej nie ma szans, byśmy spędzali tak urodziny. A w przyszłym roku Komunia Święta - nie wyobrażam sobie jak to będzie, chyba Młoda będzie miała dwie imprezy, bo jak mam iść i mają patrzeć na mnie jak na wroga publicznego nr 1 to chyba odpuszczę.
@haakenn: Cieszę się, że mój post zainspirował Cię do tego wyznania - tym bardziej, że wszystko wydaje się iść w dobrą stronę. Życzę Ci wszystkiego dobrego ()
Moi rodzice też są po rozwodzie, ale rozstali się dopiero po moim usamodzielnieniu się, więc ominął nas cały cyrk związany z opieką, alimentami itd. Czasem zastanawiam się jak by to wyglądało 10 lat wcześniej...