Wpis z mikrobloga

Jedziemy dalej jak płonące w Hamburgu samochody. Spory fragment. Wyboldowałem kluczowe fragmenty.

Weźmy teraz dwa towary, np. pszenicę i żelazo. Jakikolwiek będzie ich stosunek wymienny, zawsze można go przedstawić za pomocą równania, w którym daną ilość pszenicy przyrównuje się do pewnej ilości żelaza, np. l kwarter pszenicy = a centnarom żelaza. Cóż mówi to równanie? Że w dwóch różnych rzeczach, w kwarterze pszenicy i w a centnarów żelaza, tkwi coś wspólnego o tej samej wielkości. Obie rzeczy są więc równe jakiejś trzeciej, która sama w sobie nie jest ani jedną, ani drugą. Każda z nich — jako wartość wymienna — musi więc dać się sprowadzić do tej trzeciej.

Uzmysłowi nam to prosty geometryczny przykład. Aby wyznaczyć i porównać powierzchnię wszystkich wieloboków, dzielimy je na trójkąty. Sam trójkąt sprowadzamy do wyrazu zupełnie różnego od widzialnej jego postaci, mianowicie do połowy iloczynu jego podstawy przez wysokość. Podobnie wartości wymienne towarów należy sprowadzać do czegoś wspólnego, reprezentowanego przez nie w mniejszej lub większej części.

To wspólne nie może być geometryczną, fizyczną, chemiczną ani żadną inną przyrodzoną własnością towarów. Cielesne własności towarów o tyle tylko wchodzą w ogóle w rachubę, o ile czynią towary użytecznymi, a więc czynią je wartościami użytkowymi. Z drugiej zaś strony jest rzeczą oczywistą, że stosunek wymienny towarów polega właśnie na abstrahowaniu od ich wartości użytkowych. W obrębie tego stosunku jedna wartość użytkowa ma walor równy każdej innej, jeżeli tylko istnieje w odpowiedniej proporcji. Albo, jak mówi stary Barbon: “Jeden gatunek towaru jest równie dobry jak drugi, jeżeli ich wartość wymienna jest równej wielkości. Nie ma tu żadnej różnicy ani możności rozróżnienia między rzeczami o równej wartości wymiennej"8. Jako wartości użytkowe towary różnią się przede wszystkim jakością, jako wartości wymienne mogą różnić się tylko ilością, nie zawierają więc ani atomu wartości użytkowej.

Jeżeli więc pominiemy wartość użytkową ciał towarów, pozostaje im jedna tylko własność — ta mianowicie, że są produktami pracy.Lecz oto sam także produkt pracy uległ przeistoczeniu. Jeżeli abstrahujemy od jego wartości użytkowej, abstrahujemy też od jego cielesnych składników i kształtów, które czynią zeń wartość użytkową. Nie jest on już stołem, domem, przędzą czy jakąkolwiek inną rzeczą użyteczną. Znikły wszystkie jego zmysłowe przymioty. Nie jest on już także produktem pracy stolarza, murarza, przędzarza ani jakiejkolwiek innej określonej pracy produkcyjnej. Wraz z użytecznym charakterem produktów pracy znika użyteczny charakter reprezentowanych przez nie prac, znikają więc także różne konkretne postacie tych prac; prace te nie różnią się już od siebie, lecz są wszystkie sprowadzone do jednakowej pracy ludzkiej, do abstrakcyjnie ludzkiej pracy.


Najpierw jedna rzecz. Ktoś tam zapytał, czy Marks ma na myśli przez towary tylko przedmioty fizyczne. To jest kontrowersyjna w sumie sprawa, ale na razie ustalmy, że NIE. Tzn. przez towary rozumie też usługi. Argument Marksa jest na BARDZO wysokim poziomie ogólności. W zasadzie to jest pewien uproszczony model, który z czasem będzie precyzować.

Uwagi do fragmentów:

- Co mają wspólnego towary? Że są wytworami pracy. A dokładniej, że w kapitalizmie wartość towarów określa PRACA ABSTRAKCYJNA. Ktoś może np. doić krowy i sprzedawać mleko, ktoś inny buduje domy, ktoś tam pracuje w kopalni. Każdy wypracowuje jakąś tam wartość użytkową -- mleko, dom, wungiel. Marks abstrahuje od "cielesnych własności towarów". Kto się posługiwał też metodą abstrakcji? Arystoteles i masa innych filozofów (np. Kartezjusz). I co nam zostaje z tych wartości użytkowych? Abstrakcyjna praca ludzka, podstawa wartości. Otóż kapitalistów nie interesuje to, co wytwarzasz tak naprawdę. Najważniejsze jest to, czy towar, który wytwarzasz zawiera w sobie dużo pracy abstrakcyjnej. To ona jest źródłem wartości. Wartość użytkowa to tylko dodatek, który może np. zaspokoić nasz głód, ale to tylko dodatek, bo liczy się ta dziwaczna zupełnie praca abstrakcyjna. Nie widać jej, nie słychać jej, a jednak jest. Skąd się wzięła i dlaczego? W uproszczeniu -- nie kontrolujemy procesu produkcji. Zdajemy się na walkę prywatnychkapitałów, które, choć ze sobą współpracują (jeden kapitalista potrzebuje narzędzi drugiego itd.), to nie interesuje ich zaspokojenie potrzeb drugiego (to robi przypadkiem), ale uzyskanie jak najwięcej wartości. Stąd też ta dziwaczna praca abstrakcyjna, która ze sobą łączy poszczególne kapitały, które towary wykonują w warunkach wyizolowanych i prywatnych. Muszą mieć jakiś sposób, żeby określić to, ile wart jest ich towar. Robią to, jak zobaczymy trochę później, nieświadomie (holy shieeet).

- Jak widać podstawą wartości u Marksa jest praca. Nie jakaś tam preferencja, subiektywne odczucie itp. W tym względzie Marks jest trochę klasycznym ekonomistą politycznym -- jak Smith, Ricardo i reszta ekipy. Stąd też późniejsza krytyka Bohm-Bawerka i ASE. Z czego to wynika? Z tego, że Marks był troszkę Heglistą, bo jak człowiek przetwarza świat? No chyba nie swoimi preferencjami subiektywnymi, ale właśnie pracą.

#marksnadzis #czytaniekapitaluzfredo #filozofia #ekonomia #libertarianizm
  • 22
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Jah00: , Jeśli tak ci zależy na orce, poczekaj. Bezsens w razie czego uda się skompromitować, ale tymczasem lepiej poczekać. Tymczasem nauczysz się chociaż, jak zagadnienie postrzega ktoś, o kim możesz podejrzewać, że jest marksistą i nie-Marksem. Dalej są tylko dwie możliwości. Albo dowiesz się, że byłeś w błędzie, albo pozyskasz cenny oręż do przekonywania innych marksistów. Powściągnięcie się ma więc okazję się opłacić.
  • Odpowiedz