Wpis z mikrobloga

Z każdą godziną pobytu w #kanada odzyskuję wiarę w ludzkość. Wyszedłem poszukać sklepu z pamiątkami. Wracając zamyślony poszedłem za daleko. Zatrzymałem się, rozglądam dokoła, po czym zaczepia mnie gość mniej więcej w moim wieku (24 lvl). [J]a, [O]n:

O - coś się stało?
J - nie, wracam do hotelu, nie jestem stąd
O - o, a skąd jesteś?
J - z Polski
O - Pochodzisz z Polski, ale mieszkasz w innym mieście w Kanadzie czy na wycieczkę przyjechałeś?
J - biznesy na jakieś 7 dni
O - Super! Pomóc Ci w czymś? Tak się rozglądałeś...
J - Nie trzeba, dziękuję, zamyśliłem się i powinienem ulicę temu skręcić w lewo do hotelu
O - Mieszkasz w Fairmont?
J - Tak
O - No to faktycznie tędy będzie szybciej. Trzymaj się, miłego pobytu i powodzenia!

Wszystko z uśmiechem na ustach i życzliwością, której opisać się nie da. I nikt mi nie wmówi, że wyolbrzymiam. Też nigdy mi się nie zdarzyło w Polsce, że obsługa sklepu do mnie przybiegła z koszykiem, bo "hej, weź ten koszyk, nie będziesz musiał nosić tych kilku rzeczy w ręce, będzie ci wygodniej". Ludzie mają tutaj niesamowity szacunek wobec innych.

#vancouver #oswiadczenie #takaprawda
  • 231
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

"hej, weź ten koszyk, nie będziesz musiał nosić tych kilku rzeczy w ręce, będzie ci wygodniej"


@Out0fControl: nie wiem czy dla każdego to takie fajne, dla mnie zalatuje nadopiekuńczością trochę.

"jakbym chciał bez frytek to bym chyba powiedział poproszę bez frytek nie"
  • Odpowiedz
@raynor_canada: ostatniego akapitu niestety nie rozumiem (o co chodzi? jakie drzwi po wyjściu z metra?), pierwsze dwa opisują sytuacje których ja w Polsce (Kraków) nie doświadczam. Mieszkam w bloku z windą i ZAWSZE sąsiedzi czekają na mnie z drzwiami, nawet jeśli jestem daleko. Tak samo było w akademiku i w w bloku w Radomiu (okolica uznana przez Gazetę Wyborcża za "najsmutniejsze miejsce w Polsce").
  • Odpowiedz
@babisuk: j. polski jest zbyt skomplikowany, żeby rozwijał się bez pisma, co za brednie.
Po prostu, nie było żadnej jedności Słowiańskiej, nie było czego spisywać. Słowianie cieszyli się życiem, zamiast żyć bajkami. Pismo było im potrzebne głównie do zapisywania bieżących transakcji na drewnianych smolonych tabliczkach.
  • Odpowiedz
@pieknyibogaty moje owczesne doswiadczenia z winda sa przerozne, fakt, tutaj ludzie dosc czesto czekaja, tam po prostu mialem jakies doswiadczenie ze czesciej ktos przytrzmuje winde/drzwi. zdarza sie tak ze ostatnia osoba wchodzaca przytrzmuje drzwi dla nastepnej grupy ktora jest oddalona o 15-20sekund drogi od drzwi. Nie wiem, moze jest to efekt ze "trawa zawsze zielensza", nie wiem, aczkolwiek cos w tym kanadyjskim zachowaniu bylo co mnie urzeklo.
  • Odpowiedz
@Out0fControl: Bez przesady u nas jest podobnie. Jedyne s-----------o jakie mnie spotyka to urzędnicy i czasami policja/straż miejska. Zwykli ludzie choć często wyglądają na przygnębionych, zignorują, albo będą mili.

Dzisiaj poszedłem do sądu opłacić jakieś pierdoły. Wchodzę do pomieszczenia zwanego kasą:
-Dzień dobry
-cisza.mp3
-Chciałbym opłacić to
  • Odpowiedz
znajomy przez tydzień był w Kalifornii, miewał identyczne sytuacje, wystarczało, że wyglądał jakby czegoś szukał, od razu ktoś oferował pomoc.


@spere: To samo spotkało mnie w Londynie. Wychodzę z metra, jeszcze nie "skalibrowałem mapy" w głowie, w którą stronę w ogóle mam iść. Rozglądam się... A ktoś od razu podchodzi "are you ok? what are you looking for, need help?"

Musze powiedzieć, że to jest na początku szok i niedowierzanie
  • Odpowiedz
No sorry, ale to już populizm. Kanadyjczycy są wybitnie kulturalni, nie wszystkie narody są takie pomocne.


@piker: Populizm nie populizm czerpmy wzroce od tych, od których warto.

Tak na marginesie, chyba muszę rozważyć przeprowadzkę do Kanady. Do rodziny tylko będzie sporo dalej niż z UK (,)
  • Odpowiedz
arę ładnych lat temu miałem okazję pojechać na wakacje do Szwecji. Robiłem zakupy w jednym z supermarketów i brałem dwulitrową Colę


@GOTOVE: Z takich nieco podobnych opowieści (bo też w supermarkecie), robiłem zakupy będąc w delegacji w okolicach Hanoweru. Podchodzi do mnie jakiś dziadek 60-70 lat i po niemiecku coś nawija. Ja mu, sorry I don't speak German. A on płynnie przechodzi na angielski i pyta, czy wiem jaki to
  • Odpowiedz
@Out0fControl: Dokładnie tego samego doświadczyłem w Stanach. Środek nocy, gdzieś na pustyni w Nevadzie dojechaliśmy do stacji i trzeba noclegu szukać. Jakiś gość sobie siedział na ławce i usłyszał, że mówimy po polsku. Podszedł i tak samo, pomóc coś? Gdzie się wybieracie? Etc. Suma summarum pomógł nam, bo powiedział, że najbliższy hotel jest 100km na zachód, albo 80km na wschód w Las Vegas. No i pojechaliśmu do LV. Ale powiem
  • Odpowiedz