Kiedyś dręczyłam się, chcąc pasować do oczekiwań innych, będąc inna niż wszyscy. Eksperymentowałam, przeinaczałam się, maskowałam - jednak ze swoją tożsamością było mi bardzo trudno. W końcu odważyłam się powiedzić, kim jestem i jak widzę rzeczywistość. Dziś wiem, że wbrew pozorom, każdy z nas ma w sobie siłę, aby uwierzyć w coś, co jest naprawdę ważne, aby nie rezygnować z marzeń i nie bać się być sobą. #samoakceptacja #motywacja
  • Odpowiedz
Kiedyś von Hoffmann, mężczyzna który wywarł wielki wpływ na mój życie, powiedział mi, że jestem głupią małpką, którą można użyć do opowiadania przypowieści. Byłam jeszcze bardzo młoda, ale jego słowa zostawiły trwały ślad w moim sercu. Zrozumiałam, że poważane przeze mnie autorytety wcale nie są dla mnie dobre. Te momenty stały się budulcem do mojej osobistej przemiany, która trwa do dzisiaj. Teraz wiem, że nikt nie jest takiego znaczenia, żeby bezkarnie mówić
#anonimowemirkowyznania
Koniec 7 letniego związku, a ja nie potrafię sobie wybaczyć jak bardzo toksyczny byłem. Bardzo proszę o przeczytanie mojej historii.

Znaliśmy się ponad 10 lat, zaczęło się od zauroczenia w środku liceum, przez rok widząc ją w ławce obok zbierałem się do wyznania uczuć. W końcu się udało i zostaliśmy parą. Na początku było świetnie, codzienne spotkania, wypady na miasto, czasem wycieczki, wspólne spędzanie czasu. Oboje byliśmy raczej wycofani społecznie, więc czas spędzaliśmy sami. Mijały lata, a ja nawet nie zauważyłem kiedy przestałem kupować kwiaty, robić sobie wspólne zdjęcia, rozśmieszać do łez, spędzać czas poza domem. Zaczęły się natomiast przytyki odnośnie wyglądu, sposobu mówienia, odkładania rzeczy nie w te miejsce co trzeba. Potrafiłem dowalić się nawet do zbyt wolnego mieszania w garnku. To ja decydowałem jaki film obejrzymy, w sklepie oglądaliśmy ubrania tylko do mnie, to ja jadłem obiad na jedynym fotelu przy biurku, a ona siedziała zgarbiona na poduszce. Gdy o tym myślę, a szczególnie o tym ostatnim, to płaczę jak dziecko. Jak ja mogłem coś takiego zrobić dziewczynie, która była wpatrzona we mnie jak w obrazek, robiła rano śniadanie z kawą, kupowała leki gdy byłem chory, była ze mną gdy nie mogłem znaleźć pracy, gdy nie radziłem sobie na studiach, gdy mnie zawaliło pryszczami, gdy miałem ciężką operację. Nigdy nie usłyszałem od niej czegoś niemiłego, nigdy nie robiła scen, nie była jak te puste laski z instagrama czy tiktoka. Była po prostu normalna, z rodziny, gdzie każdy sobie pomaga, troszczy o innych.

Przez rok mieszkaliśmy razem, gdzie działy się te wszystkie przytyki codziennie. W kolejnym roku musieliśmy wrócić do swoich rodziców, i żyliśmy w związku na odległość (30km). Ona opiekowała się członkiem rodziny, a ja szukałem mieszkania do kupienia, ale tak z tym zwlekałem, że nie znalazłem go do dzisiaj. Ten rok był ostatnim gwoździem do trumny. Ja, z racji pracy zdalnej i mieszkania na wsi, spędzałem 23h dziennie w 1 pokoju. Codziennie słyszałem ojca, który jest równym toksykiem jak ja i wyżywa się psychicznie na mamie. To powodowało, że gdy z dziewczyną się widzieliśmy, byłem wiecznie obrażony, gburowaty. Na początku widywaliśmy się co tydzień, a na końcu już co 3-4. Ona zaczęła wychodzić z domu, spotykać się z koleżankami, a gdy widziała mnie, to tylko dołowała się psychicznie. Ja nie widziałem żadnego problemu. Przez te 7 lat nie było ani jednego dnia, gdzie nie mielibyśmy kontaktu ze sobą. Nie było kłótni, nie było obrażania się. Mówiła że kocha, że chciałaby zaręczyny, więc sądziłem, że wszystko jest ok. Pod tą przykrywką była smutna prawda - byłem takim toksykiem, że po spotkaniach ze mną płakała, ale nie chciała o tym mówić. Myślała, że się zmienię, że to jej wina. Wspominała czasami o tym że czuje się nieatrakcyjna, że nigdzie jej nie zabieram, że nie mamy znajomych, ale ja myślałem, że to zwykłe narzekanie jak w każdym związku. Nie słuchałem jej, nie zaproponowałem rozmowy, nie pytałem o jej potrzeby. Na wszystkie narzekania odwracałem kota ogonem tak, że to ona czuła się winna. Jak ona poruszała np. temat zaręczyn, to odpowiadałem wymijająco. Chyba do tego nie dojrzałem..
AnonimowaRóżowa: Idź do psychologa. Poważnie, zrób to. Nie patrz na koszta, zakładam że mieszkając w domu rodzinnym masz jakieś oszczędności więc potraktuj to jako priorytet.
Zacznij od naprawy siebie, dopiero kiedy będziesz w dobrym stanie myśl o związku. Nie rób tego tylko po to, żeby zacząć od razu nowa relacje, zrób to dla własnego zdrowia.

Rozważałes może wyprowadzkę z domu?

Zaakceptował: Leszcz_Bagienny
  • Odpowiedz
Czołem Mirki, czołem Mirabelki,

dziś pora na obiecany bonusik do mojej serii wpisów o DDA. Jeśli je przegapiliście, zapraszam do lektury TUTAJ.
Poprosiłam jednego z Mirków Mirkowy_Annon, który jest terapeutą uzależnień o odpowiedź na kilka moich pytań.
Jestem mu wdzięczna za odpowiedzi i czuję niedosyt. I tak myślę sobie, że niedosyt czułabym cokolwiek by nie odpowiedział. Oszczędność słów w temacie DDA (który jest tematem rzeką) jest poniekąd wskazana. Dobrze, że szukamy odpowiedzi na forach, ale nie znajdziemy ich dla naszych, indywidualnych pytań i rozterek.
Niech ta oszczędność będzie wskazówką, że zamiast szukać odpowiedzi na forach, warto udać się do terapeuty, a niektóre problemy nie mają rozwiązania. Po prostu trzeba przeżyć emocje ( ͡
@panimanager: Czyli moral z tego taki, ze im szybciej rodzice pozdychaja, ciezko im zwyczajnie zyczyc smierci, tym szybciej czlowiek sie uwolni?
Pamietam, ze na grupie, na ktora uczeszczalem, zjawil sie facet przed 50, ktorego tata niedawno zmarl, co powoli pozwalalo uwolnic mu sie od przeszlosci.
  • Odpowiedz
@panimanager: Chyba masz racje, jest to watpliwe. Chyba taka fantazja malego dziecka ;) Nie mniej, w temacie peppwiny to na pewno warto popracowac nad jej oderwaniem. Plus sadze, ze warto wspomniec, ze toksyczni rodzice potrafia tez zarzucic te pepowine pod postacia 'troski' o dziecko i nadopiekunczosci. A zaborcza milosc bardzo czesto jest jednostronna, bo dziecko kocha matke taka jaka jest, a jej milosc do dziecka to tylko zwykla manipulacja dzieckiem.
  • Odpowiedz
Hej Mirki & Mirabelki,
12/12 I tak oto przyszedł czas na ostatni wpis z serii. Postaram się o fajny wpis „bonusowy“ za tydzień. Trzymajcie kciuki, bo jest on zależny od osób trzecich.
Tymczasem tematem mojego ostatniego wpisu będzie samoakceptacja. Gdy kilka tygodni temu zapytałam was, jaki obszar życia sprawia wam trudność, najwięcej głosów zebrała właśnie „samoakceptacja“.
Czym jest samoakceptacja? Nathaniel Branden pisze w swojej książce „6 filarów poczucia własnej wartości”:
„Akceptować siebie to być po swojej stronie, być swoim sprzymierzeńcem. W znaczeniu najbardziej podstawowym samoakceptacja odnosi się do poszanowania i troski o siebie, które wynikają z faktu, że jestem żywą i świadomą istotą”.
Dlaczego wielu DDA ma problemy z samoakceptacją? Bazując na doświadczeniu własnym oraz bliskich mi osób, stwierdzam, że trudność ta wynika z olbrzymiego poczucia winy, z którym się borykamy. Jak długo nie uwolnimy się od poczucia winy, tak długo trudno nam będzie zaakceptować i polubić