Siedziała na łóżku, a jej nogi zwisały bezwiednie ledwo muskając welurowy dywan. Pulsująca w jej głowie krew próbowała narzucić jej myślom niespójny rytm, zmieniając co chwilę tempo i zostawiając w tyle wszystkich pasażerów na gapę. Głęboki oddech sprawił, że zimne powietrze wypełniło jej płuca, zatrzymując na kilka sekund pulsującą głowę, tak aby za chwilę wszystko powróciło do niej ze zdwojoną siłą. Spojrzała w kierunku biurka, którego powierzchnię zajmowały książki, arkusze pergaminu i trzy mądre małpki, z których Jedna nie widziała nic złego. Może w tym szaleństwie była jakaś metoda, może po prostu należy nie patrzeć tam gdzie się nie powinno? Chociaż było to fizycznie niemożliwe, to mogłaby przysiąc, że widzi jak na elektronicznym wyświetlaczu leżącego na skraju biurka kalkulatora migocze delikatnie cyfra, która pojawiła się tam kilka godzin temu w wyniku ostatniego przeprowadzonego działania. Działania, które z uwagi na swą prostotę można by było odczytać za prowokację. Bo czy nie po to sięga się po kalkulator żeby wykonać obliczenie, które trudno jest przeprowadzić w myślach? Czy można sprowokować kalkulator banalnym równaniem? Absurd, pomyślałaby jeszcze parę dni temu. Teraz jednak była odmiennego zdania. To nie tak, że była pewna tego że chodzi o prowokację. To było po prostu jedno z kilku hipotetycznych wyjaśnień. A jeśli prowokacja - prowokacja kalkulatora dodajmy - była jednym z hipotetycznych wyjaśnień to wiadomo było, że problem był poważny. Można by rzec, że wręcz fundamentalny.
Postanowiła, że wstanie z łóżka i sprawdzi czy to tylko wyobraźnia czy może jednak kolejny element jej nowej rzeczywistości. Już zginała nogi, już miała zrobić krok do przodu, kiedy nagle ogarnęło ją przerażenie. Skąd mogła wiedzieć ile kroków zrobi. Skąd mogła wiedzieć czy liczba zaplanowanych kroków będzie zgodna z ich rzeczywiście wykonaną sumą. Zamarła. Co jeśli zestawienie wyników dokonanych wyliczeń z rzeczywistością doprowadzi do nierozwiązywalnej niezgodności? Myśli w jej głowie były nie tyle głośne, co wyjątkowo natrętne. Jak niemowlak, który w ciepły czerwcowy wieczór nieustannie łka i zawodzi, przyklejając swoje spocone ciało do spuchniętych p----i kobiety. I to wcale nie płacz doprowadza matkę do powolnego szaleństwa tylko te krótkie przerwy w zawodzeniu dziecka, które przynoszą chwilową ciszę. A kobieta wie, że cisza jest ulotna, więc czeka na kolejną salwę płaczu jak na ścięcie. Im dłuższa przerwa tym napięcie jest większe, tak duże, że kobieta chce krzyknąć do tego cholernego dziecka żeby zaczęło już płakać, bo ona tego dłużej nie wytrzyma. Tego napięcia, oczekiwania, złudnej nadziej na spokój. Te myśli wracały do niej jak płacz tego przeklętego dziecka, czekała na nie, czekała aż się pojawią. Chciałaby być jak ta Druga, która nie słyszy nic złego. Nie chciała słyszeć nic złego.
Siedząc
Postanowiła, że wstanie z łóżka i sprawdzi czy to tylko wyobraźnia czy może jednak kolejny element jej nowej rzeczywistości. Już zginała nogi, już miała zrobić krok do przodu, kiedy nagle ogarnęło ją przerażenie. Skąd mogła wiedzieć ile kroków zrobi. Skąd mogła wiedzieć czy liczba zaplanowanych kroków będzie zgodna z ich rzeczywiście wykonaną sumą. Zamarła. Co jeśli zestawienie wyników dokonanych wyliczeń z rzeczywistością doprowadzi do nierozwiązywalnej niezgodności? Myśli w jej głowie były nie tyle głośne, co wyjątkowo natrętne. Jak niemowlak, który w ciepły czerwcowy wieczór nieustannie łka i zawodzi, przyklejając swoje spocone ciało do spuchniętych p----i kobiety. I to wcale nie płacz doprowadza matkę do powolnego szaleństwa tylko te krótkie przerwy w zawodzeniu dziecka, które przynoszą chwilową ciszę. A kobieta wie, że cisza jest ulotna, więc czeka na kolejną salwę płaczu jak na ścięcie. Im dłuższa przerwa tym napięcie jest większe, tak duże, że kobieta chce krzyknąć do tego cholernego dziecka żeby zaczęło już płakać, bo ona tego dłużej nie wytrzyma. Tego napięcia, oczekiwania, złudnej nadziej na spokój. Te myśli wracały do niej jak płacz tego przeklętego dziecka, czekała na nie, czekała aż się pojawią. Chciałaby być jak ta Druga, która nie słyszy nic złego. Nie chciała słyszeć nic złego.
Siedząc
- Trudno - pomyślał wyczerpany zegarmistrz na skraju choroby psychicznej.
Gdy zaszurało, spojrzał pod nogi, jakby sprawdzać miał jak głęboka jest to przepaść. To tylko stary Bydlak zakręcił się po prawym bucie. Z Bydlakiem, kotem znaczy, rozmowy uważał za czyste szaleństwo. Po chwili znów pochylił się nad swoim światem. I nazajutrz stary Bydlak został