#anonimowemirkowyznania
Mam paskudny charakter. Na początku jestem normalny, ale z czasem gdy druga strona zaangażuje się w znajomość czy relacje zaczynam ją gnębić psychicznie. Jak już zgnębię to ludzie całkowicie się odwracają ode mnie. Jedni szybciej, inny później - ci bardziej zaangażowani mają trudniej. Na początku jestem normalnym gościem, nie dolega mi żaden przegryw czy coś, jestem pewny siebie, z psyka też wyględny, żadnych defektów typu niski wzrost, krzywe zęby czy ostające uszy. Sylwetka przyzwoita, często ćwiczę. Porblem polega na tym, że nie wiem czemu, ale jak ktoś się zaangażuje to zaczynam strzelać fochy o byle co, czepiam się o wszystko, podpuszczam do jakiegoś kroku, później go wypominam. Wszystko umiejętnie dozuje aby nie przesadzić czy aby ktoś mi czegoś nie wypomniał, robię tak, że racja zawsze jest po mojej stronie i to druga strona zaczyna sama sobie wmawiać, że to jej wina. Może to zobrazuję na przykładzie mojego obecnego związku:
Dziewczyna pyta się o coś, ja z delikatnym uśmiechem doradzam jej całkiem inaczej niż się spodziewa. Zaczyna sobie wmawiać, że może mam rację. Robi tak - a wtedy ja, że żartowałem, przecież się uśmiechałem. Robię tak przy wyborze zakupów, w restauracji, w sklepie z ciuchami. Wszędzie.
Dziewczyna mocno się zaangażowała. Chce się spotkać, odmawiam, jestem chłodny w rozmowie, ona non stop pisze, martwi się. Jak da sobie spokój, to wypominam jej później, że mnie nie zaprosiła i siedziałem cały dzień w domu, nudziłem się, zmarnowałem czas.
Analogiczna sytuacja, tylko jeszcze ja lekko podpuszczam. Wyskoczy z jakimś tekstem typu "wal się". Zmieniam od razu ton, pisze normalnie, ona myśli, że wszystko wróciło do normy, wtedy ja "ale przecież miałem się walić" i jej odmawiam. Potrafię nawet odmówić jej w takiej sytuacji seksu tuż przed samym zbliżeniem.
Takich sytuacji jest tysiące, takie gnębienie. Nie wiem czemu to robię. W każdym moim związku kobiety odchodziły po kilku miesiącach. Ta obecna jest dość wytrwała i już tak rok ciągnie, praktycznie codziennie płacze. Ze znajomymi jest podobnie, też ich dręczę. Dlatego nie mam obecnie żadnych. Jak kogoś poznam to po kilku tygodniach każe mi się odczepić. Rodzina się do mnie nie odzywa praktycznie, rodzice to chyba nerwice mają przez moje pyskówki. A zaczynało się od tego, że kazali mi założyć czapkę w zime, to chodziłem na przekór bez. Chciałem na obiad coś innego, bo nie lubię tego co mama ugotowała i wszyscy jedzą. Mama gotowała coś specjalnie dla mnie. A później ja jadłem to pierwsze danie co wszyscy, a z niej się śmiałem, że głupia jest bo gotowała coś innego. To tylko przykłady jedne z tysiąca. Nie wiem co mi to wszystko daje, ale nie potrafię odpuścić. Mam prawie 30 lat...
Mam paskudny charakter. Na początku jestem normalny, ale z czasem gdy druga strona zaangażuje się w znajomość czy relacje zaczynam ją gnębić psychicznie. Jak już zgnębię to ludzie całkowicie się odwracają ode mnie. Jedni szybciej, inny później - ci bardziej zaangażowani mają trudniej. Na początku jestem normalnym gościem, nie dolega mi żaden przegryw czy coś, jestem pewny siebie, z psyka też wyględny, żadnych defektów typu niski wzrost, krzywe zęby czy ostające uszy. Sylwetka przyzwoita, często ćwiczę. Porblem polega na tym, że nie wiem czemu, ale jak ktoś się zaangażuje to zaczynam strzelać fochy o byle co, czepiam się o wszystko, podpuszczam do jakiegoś kroku, później go wypominam. Wszystko umiejętnie dozuje aby nie przesadzić czy aby ktoś mi czegoś nie wypomniał, robię tak, że racja zawsze jest po mojej stronie i to druga strona zaczyna sama sobie wmawiać, że to jej wina. Może to zobrazuję na przykładzie mojego obecnego związku:
Dziewczyna pyta się o coś, ja z delikatnym uśmiechem doradzam jej całkiem inaczej niż się spodziewa. Zaczyna sobie wmawiać, że może mam rację. Robi tak - a wtedy ja, że żartowałem, przecież się uśmiechałem. Robię tak przy wyborze zakupów, w restauracji, w sklepie z ciuchami. Wszędzie.
Dziewczyna mocno się zaangażowała. Chce się spotkać, odmawiam, jestem chłodny w rozmowie, ona non stop pisze, martwi się. Jak da sobie spokój, to wypominam jej później, że mnie nie zaprosiła i siedziałem cały dzień w domu, nudziłem się, zmarnowałem czas.
Analogiczna sytuacja, tylko jeszcze ja lekko podpuszczam. Wyskoczy z jakimś tekstem typu "wal się". Zmieniam od razu ton, pisze normalnie, ona myśli, że wszystko wróciło do normy, wtedy ja "ale przecież miałem się walić" i jej odmawiam. Potrafię nawet odmówić jej w takiej sytuacji seksu tuż przed samym zbliżeniem.
Takich sytuacji jest tysiące, takie gnębienie. Nie wiem czemu to robię. W każdym moim związku kobiety odchodziły po kilku miesiącach. Ta obecna jest dość wytrwała i już tak rok ciągnie, praktycznie codziennie płacze. Ze znajomymi jest podobnie, też ich dręczę. Dlatego nie mam obecnie żadnych. Jak kogoś poznam to po kilku tygodniach każe mi się odczepić. Rodzina się do mnie nie odzywa praktycznie, rodzice to chyba nerwice mają przez moje pyskówki. A zaczynało się od tego, że kazali mi założyć czapkę w zime, to chodziłem na przekór bez. Chciałem na obiad coś innego, bo nie lubię tego co mama ugotowała i wszyscy jedzą. Mama gotowała coś specjalnie dla mnie. A później ja jadłem to pierwsze danie co wszyscy, a z niej się śmiałem, że głupia jest bo gotowała coś innego. To tylko przykłady jedne z tysiąca. Nie wiem co mi to wszystko daje, ale nie potrafię odpuścić. Mam prawie 30 lat...

























Nie wiem co myśleć o facecie. Niby jest zainteresowany mną, spotkamy się z raz na tydzień, przytulamy, całujemy, ogólnie bardzo miło, prawie jak para. No właśnie prawie. Jestem czymś pomiędzy koleżanka a dziewczyna co mnie bardzo w-----a. Raz daje mi odczuć jedno, innym razem zupełna olewka. Głupieje przez to. Chciałabym mieć jasna sytuację. Pytałam go o to i ciągle jakieś wymówki, że innym razem pogadamy, że to nie rozmowa na tel, że idę spać, że jestem teraz zajęty. Chce ale nie chce? Tym bardziej że skoro ja o to pierwsza pytam to on wie że się zgodzę. Może taka relacja jest mu na rękę? Albo wpierw podkreśla że byłem przecież z tobą tam a za chwilę daje do zrozumienia że poszedłbym z kimkolwiek, że nie mam co się cieszyć że akurat że mną xD Jeśli ktoś dotarł do tego momentu proszę o radę co robić. Lv 22, więc chyba już u nie takie dzieci.
#logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow
#zwiazki
#rozowepaski