Ppłk Andrzej Górka przychodził do pracy codziennie o 7.30 rano. Nigdy się nie spóźniał. Ubierał się elegancko, lubił jasne marynarki i koszule. - Tym nasz dyrektor wyróżniał się spośród innych - mówi mi funkcjonariusz Zakładu Karnego w Sztumie. - Elegancja, kontrola, spokój. Zachowywał się jak anioł.
Tamtego dnia dyrektor miał wolne. Była niedziela, dzień wyborów do parlamentu. Andrzej Górka przyjechał do Zakładu Karnego koło 10.30. Podwładni zauważyli, że był uśmiechnięty i rozluźniony. Powiedział, że chce zrobić obchód. Strażnik otwierał mu kolejne cele, a on pytał więźniów, jak przebiegają wybory i czy już głosowali. Później poprosił strażnika, by wrócił do swoich obowiązków i wziął klucz do celi nr 46, w której przebywało dwóch więźniów - Wojciech oraz niepełnosprawny Józef, na wózku inwalidzkim. Wojciech poderwał się z łóżka, był zaskoczony wizytą dyrektora, zdarzyła się po raz pierwszy od dwóch lat. Dyrektor Górka spokojnym głosem poprosił Wojciecha, by wyszedł z celi. - Proszę iść trochę dalej, aby nie podsłuchiwać - dodał.
Przymknął
Matka krzyczy od progu, drze ryja.
- co znowu? - pytam.
- do ciebie! - odpowiada.
Niczym
źródło: comment_8pokJ6yhmPfskDzVyUY9FRXthqXczCt7.jpg
Pobierz