Pojechałem z kumplem na biwak. Aż 30km za miasto, bo wyczaiłem przepiękną miejscówkę na styku dwóch rzek. Bajka. Zajeżdżamy i już z daleka widzę - zajęte. Jakieś dwa namioty, rodzina z dziećmi. Ja wódki przy dzieciach nie będę pił. Mówię mu - nie martw się, mam plan. Jaki? #!$%@? sprytny! Pójdziesz tam do nich, że niby akurat przechodziłeś sobie przypadkiem. Musisz zagaić rozmowę i powiedzieć, żeby uważali, bo w okolicznych lasach od niedawna grasuje okrutny człowiek małpa. Że podobno zachorował na małpią ospę i po tym mu tak odbiło. Nastrasz ich, że psychol i ogólnie niebezpieczny. Poszedł, nie było go z 10 minut i wrócił. Mówi - nooo w sumie to chyba nie uwierzyli, stary się śmiał pod wąsem, ale przynajmniej dzieci wyglądały na przestraszone. Dobra, teraz czas na moją część przedstawienia. Kazałem mu poczekać w krzakach, rozebrałem się i poszedłem. Zakradłem się od strony drzew, rodzinka była zajęta krojeniem i rozdzielaniem arbuza, moje szczęście. Podszedłem tak na jakieś 10 metrów od nich, mówię raz kozie śmierć. Wyskoczyłem do nich, ale w tym momencie sobie przypomniałem, że nie wymyśliłem żadnego planu co robić potem. Niedobrze. Wydobyłem z siebie najbardziej demoniczny i chrapliwy głos jaki zdołałem i tak na pełnej piździe drę się w niebo:
@illa_a: raz zrobiłem podobnie, jak się zaczynałem spotykać z laską dopiero, i tam raz wpadła ale miała okres, to zrobiła loda. I jak wróciłem spod prysznica to zażartowałem "Ty, a ty chcesz jakieś pieniądze za to?", ale żart nie został zrozumiany ( ͡°ʖ̯͡°)
Jaki? #!$%@? sprytny! Pójdziesz tam do nich, że niby akurat przechodziłeś sobie przypadkiem. Musisz zagaić rozmowę i powiedzieć, żeby uważali, bo w okolicznych lasach od niedawna grasuje okrutny człowiek małpa. Że podobno zachorował na małpią ospę i po tym mu tak odbiło. Nastrasz ich, że psychol i ogólnie niebezpieczny. Poszedł, nie było go z 10 minut i wrócił. Mówi - nooo w sumie to chyba nie uwierzyli, stary się śmiał pod wąsem, ale przynajmniej dzieci wyglądały na przestraszone.
Dobra, teraz czas na moją część przedstawienia. Kazałem mu poczekać w krzakach, rozebrałem się i poszedłem. Zakradłem się od strony drzew, rodzinka była zajęta krojeniem i rozdzielaniem arbuza, moje szczęście. Podszedłem tak na jakieś 10 metrów od nich, mówię raz kozie śmierć. Wyskoczyłem do nich, ale w tym momencie sobie przypomniałem, że nie wymyśliłem żadnego planu co robić potem. Niedobrze. Wydobyłem z siebie najbardziej demoniczny i chrapliwy głos jaki zdołałem i tak na pełnej piździe drę się w niebo:
AGGGGRRRAHH!!! ORA PRO NOBIS LUUUCIFEEEEERRR!
Stary
źródło: comment_1653842748qzRPUcjtDR30AvMrNJy4OA.jpg
Pobierz