Gorący temat będę pokazywał każdemu, kto powie, że historii o rewolucji w świecie kobiet nie można przedstawić bez dozy słowa na F i wtłaczania ideologii do głowy odbiorcy. Sam film ciekawy, ale miejscami sztuczny i rozciągnięty jak guma od Cottonworldów. Wspaniały aktorsko, tylko pani Kidman straszna, straszna....
+przede wszystkim kreacje aktorskie, na czele z Margot Robbie i fantastycznym Johnem Lithgowem (chłop co gra Churchilla w The Crown
historii o rewolucji w świecie kobiet nie można przedstawić bez dozy słowa na F i wtłaczania ideologii do głowy odbiorcy.
@Sepecha: ide dopiero jutro, tzn. w sumie juz dzisiaj na to, ale od siebie polecam tez The Morning Show od Apple pozostając w temacie. Jennifer Aniston w mega formie
@cielo: Danke szejn, nadrobię, bo temat jest bardzo interesujący. Nawiasem mówiąc dopiero teraz zauważyłem, że vikop usunął pełniące funkcję cenzury gwiazdki z tekstu ( ͡°ʖ̯͡°)
Bardzo lubię, gdy film obrzucany zgniłymi pomidorami okazuje się być udaną produkcją, do której z chęcią kiedyś wrócę. Koty to takie brzydkie kaczątko – paskudne z zewnątrz, piękne w środku. Prawdę mówiąc, już trailer bardzo mnie zaciekawił. Dziś wybrałem się do kina i – mimo momentami odrzucających kocio-ludzkich mord – jestem oczarowany i bardzo zadowolony.
+oprawa przepiękna, bardzo bajkowa, momentami senna. Sporo świetnych scen np. w ludzkiej kuchni
@Sepecha: no ale widzisz, filmowi obrywa się właśnie za to, co również Tobie się nie podoba (przedziwne i sztuczne kocury, które w dziwny sposób balansują na granicy dyskomfortu ze swoim antropomorfizmem). natomiast choreografia, libretto, klimat - to wszystko jest przeniesione z teatru, a pojedyncze historie kotów to już sam T. S.Eliot i jego poezja ( ͡°͜ʖ͡°) na zachodzie "koty" są, mam wrażenie, dużo większą częścią
@noorey: Aha, czyli jednak kocie mordy :) To fakt, że wygląda to nieciekawie, ale z większości opinii (z którymi się zetknąłem) nie wynikało w zasadzie nic, poza obrzydzeniem i nieuzasadnioną niechęcią do filmu. Więc może to kwestia nastawienia, ja na szpetne facjaty nie zwracałem uwagi, a rozkoszowałem się stroną artystyczną. Ja bym jednak polecał seans w kinie, zawsze to inny odbiór. Szczególnie, że to musical :) Mi pozostało tylko obejrzenie oryginału,
Mirki, Doszły mnie słuchy, że jakaś wojna, jakieś coś. Panowie, wszelkie Call of Duty, Battlefieldy, San Andreasy i Medal of Honory ograne, jestem #!$%@? terminatorem i zabójcą. Biegłość we władaniu większością broni palnych (krótkich, długich), umiem kierować czołgiem, myśliwcem i helikopterem bojowym. Oprócz tego szeroka wiedza w zakresie strategii. Oczywiście obejrzane wszystkie części Rambo plus filmy typu Commando, Predator, Full metal jacket itp. No nie ma typa na mnie. Na komisji wojskowej
Choć wiem, że z klasycznym Jumanjiwspółczesne sequele nie mają wiele wspólnego, to jednak trochę boli, gdy na ekranie – w miejsu Robina Williamsa – szczebiocą aktorskie miernoty, a klimat zajebistej przygody zmienia się w oklepany blockbusterowy gniot. Przygodę w dżungli wrzuciłem do kosza z filmowym ścierwem. Kontynuację czekał lepszy los, bo… wylądował na półce ze średniakami!
+co jak co, ale Dwayne Johnson udający starego piernika
Moi drodzy, ostatni film, jaki udało mi się obejrzeć w ś.p. roku 2019. I przyznam, że idealne zakończenie, bo choć gimbusy strasznie psuły seans, to Taika Waititi dał nam bardzo ciekawy dramat (z elementami komedii). Trochę wariacki, trochę poruszający, a jeszcze trochę dający do myślenia. No, ciekawe!
+aktorsko bomba. Szczególnie kreacja Sama Rockwella (którego na ekranie było za mało!). Poza tym oczywiście wspaniała rola Scarlett Johansson. No
@WstawZiemniaki Odważna diagnoza, ale może po prostu umknęły ci ujęcia na buty, np. kiedy chodziła po murku. Dopiero potem okazało się po co one były :(
Witam, witam, sejsony Sepecha 2019, zaraz 2020, ale to wasza broszka, nie moja. Chciałem naruszyć kwestię tego typu, pamiętacie tę wspaniałą scenę z wyprawy do Walii, kiedy Wuwunio zbiegał z góry W Piz*u, czy jak tam ona się nazywała? Mi od razu skojarzyła się z równie widowiskową sceną z Sekretnego życia Waltera Mitty, z tym, że Ben Stiller podczas kręcenia nie miał substancji w żyłach, ale to jego broszka. W każdym razie
Od pierwszego seansu Szczęk, filmy z motywem ataku rekina należą do moich ulubionych horrorów. Oczywista nie gnioty pokroju Planety rekinów, ale takie z pazurem – jak chociażby pierwsze 47 meters down – oglądam z chęcią. Świeży pomysł i wykonanie, plus w kilku momentach łatwo było o nieplanowaną defekację. W (spin-offie?) o podtytule Uncaged jest już niestety gorzej.
Już po świntach, ale chciałem przypomnieć Wam ten debilny, acz przyjemny (i typowo hamerykański) film. Fabuła bardzo prosta: w sąsiedztwie naszego bohatera pojawia się dziad, który chce, ażeby jego hacjendę widziano z kosmosu, więc postanawia ozdobić dom tysiącami lampek i świecić tym gównem do rana, co oczywiście prowadzi do wielu hehe zabawnych perypetii.
+co by nie mówić, klimat świąt jest i to całkiem sympatyczny, przynajmniej do połowy
Osierocony Brooklyn, czyli autorska wizja Edwarda Nortona. Wyśmienity aktor zrealizował własny pomysł i… wyszedł z tego bardzo nierówny film, którego po tygodniu od seansu nie mogę przeboleć. Bo mógłby to być wyborny kryminał, gdyby tylko nie był tak srogą kiszką. W skrócie: historia detektywa cierpiącego na połączenie Tourette’a i nerwicy natręctw, który musi pochodzić nocą po Brooklynie i rozwikłać zagadkę zabójstwa życiowego mentora.
Od razu mówię, że Gwiezdne wojny towarzyszą mi odkąd tylko sięgam pamięcią. Tak więc siłą rzeczy do Epizodu IX nie mogę podejść neutralnie. A jednak postaram się wypisać wszelkie jego plusy i minusy oraz wystawić raczej mało obiektywną ocenę. Wyjątkowo mogą się pojawić delikatne spoilery, więc uważej.
+przede wszystkim wielkie i wspaniałe pożegnanie z widzami. Koniec ponad czterdziestu lat historii jest bardzo emocjonujący, ja również
@Sepecha: ta i tacy tytani intelektu są powodem dla którego te filmy są, niestety, coraz słabsze. Byle co się wam wciśnie a wy(ty) jak małpa na sznurku radośnie podskakujecie. Pokolenie miernot, które rajcuje byle co. To też dobrze. Nie trzeba wiele się napracować, żeby na was zarobić :)
Dziwi mnie fakt, że 2 na 3 filmy świąteczne są robione według schematu „Love, actually”, a ludzie wciąż tego syfu nie bojkotują. I jeszcze gdyby jakiś film był w połowie tak dobry, a tymczasem Netflix zasypuje nas odpadkami pokroju Snieżnej nocy – pseudokomedii pseudoromantycznej dla nastolatków od twórców, którzy nastolatkami nie są od dekad…
+muzyka, niby bardzo naciągany plus, ale za Stonesów szanuję bardzo i przyklejam
Moi drodzy, po brawurowej akcji usunięcia poprzedniej wersji, przesyłam wersję ocenzurowaną. Droga moderacjo, niech wasze postępowe serduszka będą spokojne, już złego słowa o szykanowaniu mężczyzn nie powiem :3
Co się stanie, jeśli bardzo utalentowana pani reżyser, niejaka Sophia Takal dostanie do ręki długopis i pięć milionów dolarów? To proste – powstanie arcydzieło współczesnego kina. Ciorne świnta to najlepszy horror ostatnich lat. W żadnym wypadku nie mam mu
@Sepecha: Zero poszanowania dla cudzej pracy. Moderacja usunęła moją recenzję filmu Czarne święta na autorskim tagu sepecharecenzuje, bo nie przebierałem w słowach na tematy poniżania mężczyzn i śmiesznej doby feminizmu w kinie. Jest mi przykro, że ktoś w tak chamski sposób usiłuje zamknąć mi usta. Chętnych proszę o wiadomość priv, prześlę kontrowersyjną recenzję. Wersję z cenzurą postaram się wrzucić jutro, szkoda jednak tych paruset słów, bo jakiś chromosom się zapultał.
Obrzucany łajnem za Ostatniego Jedi Rian Johnson udowodnił, że nie tylko Stupkarz potrafi robić przegadane filmy, od których nie da się oderwać wzroku. Knives Out to kolejna bardzo przyzwoita produkcja tej jesieni i jeden z najlepszych kryminałów, jakie miałem okazję oglądać w ciągu ostatnich paru miesięcy.
+zajebeesta obsada, a przede wszystkim znakomity Daniel Craig oraz cudna Jamie Lee Curtis +dialogi pełne ukrytych wskazówek, polecam słuchać uważnie od
Nie mogę powiedzieć, żebym nie liczył na to, iż płynący na potężnej fali hype’u Irlandczyk okaże się filmowym monumentem i kolejnym wielkim dziełem Scorsesego. I podczas seansu nawet się na to zapowiadało. No, ale niestety - ostatecznie kilka rzeczy zdrowo nie wyszło.
+najmocniejszy atut, czyli De Niro i Pacino w obsadzie. Obaj panowie mają niesamowitą charyzmę mimo ładnych paru lat na karku. Joe Pesci to Joe Pesci, znów
Ja tutaj w kontrze, gdyż pomimo tego, że film trwa 3,5h i generalnie akcja płynie powoli i spokojnie, brak jest dynamicznych scen i szybkiego montażu, to wielki szacun dla Scorsese, że udało mu się wycisnąć takie napięcie z tej emeryckiej opowiastki.
Obejrzałem na raz, ani razu nie poczułem znużenia, a z każdą minutą film angażował mnie coraz bardziej. Na końcu nawet pomyślałem sobie coś w rodzaju "nie obraziłbym się jakby
Kate to typowa #p0lka – daje na prawo i lewo, jest leniwa i wiecznie czeka na bol… księcia na białym koniu. Kiedy wreszcie pojawia się Chad z bajki, jej życie zaczyna obierać zupełnie nowy kierunek. Last Christmas to pierwszy świąteczny film, jaki zaliczyłem w tym sezonie. I jak wrażenia?
+klimacik, dokładnie na to liczyłem – zasypany śniegiem Londyn i tysiące światełek na każdym kroku, pełna komercha. Zabrakło mi tylko
Filmy od twórców Nietykalnych – dla mnie najlepszego filmu dekady – biorę w ciemno i z pełnym zaufaniem, jak lekarstwa od Matuli. Tym razem Nakache i Toledano opowiadają o dwójce kolesi, którzy prowadzą organizacje non-profit wspierające dzieci z różnymi odmianami autyzmu.
+historia oparta na faktach, ale opowiedziana w ciepły, acz niepozbawiony pewnej dosadności sposób. Na pewno nie jest to kolejny cukierkowy film w stylu amerykańskim. +Vincent Cassel w bardzo ludzkiej
@Sepecha: Nie rozumiem fenomenu Nietykalnych (ale jestem akurat człowiekiem bez serca, bo "Zanim się pojawiłeś" też mną nie wstrząsnął). Ok, świeża historia, film dobry technicznie, ale żeby najlepszy dekady?
@cynical_motherfucker: Jeżu, gdzie?! Daj mnie te tytuły, jeszcze dzisiaj do nich usiądę! Ale poważnie - no właśnie, dla mnie jest feel good movie, prosta historia o prawdziwej przyjaźni, ale jednocześnie tak zwyczajnie ludzka i niewiarygodnie ciepła, plus idealny dobór aktorów do głównych ról i jeden z najpiękniejszych soundtracków. Einaudi kupił mnie całkowicie. Ale nie tylko. Scena z paralotnią, jak i same intro na swój sposób mnie hipnotyzują. Może to po prostu
Amerykanie potrafią robić filmowe laurki swoim rodakom, niech skonam. I trzeba przyznać, że robią to z rozmachem i pałającą z każdego kadru dumą. A jeśli rodzime kino woli kręcić się wokół Polaków donoszących na żydów, w porządku! Ale nie dziwcie się, że do kina dużo bardziej ciągnie mnie na filmy pokroju Le Mans '66.
+trudno nie zacząć od znakomitego duetu Bale'a i Damona. Dwóch utalentowanych aktorów i znakomite
@Ghost2: nie powiedizalbym, mi sie podobal, glownie ze wzgledow ktore przytoczyl OP. Jesli cos sie dobrze oglada, a po seansie wychodzi sie ukontentowanym to znaczy ze film jest dobry.
@Sepecha: Mirki, mam problem z moją kartą Cinema City Unlimited. Otóż kupiłech bilet na Epizod IX do IMAX na 26 grudnia (tak późno z osobistych powodów). Tak się jednak składa, że w piątek, 20 grudnia zaplanowałem sobie zwykły seans tego samego filmu w 2d i co? I gówno, bo wyskakuje wielki komunikat, że na podany nr karty biletu już nie kupię, bo seans w IMAX jeszcze się nie skończył, sratatata. Mam
Gorący temat będę pokazywał każdemu, kto powie, że historii o rewolucji w świecie kobiet nie można przedstawić bez dozy słowa na F i wtłaczania ideologii do głowy odbiorcy. Sam film ciekawy, ale miejscami sztuczny i rozciągnięty jak guma od Cottonworldów. Wspaniały aktorsko, tylko pani Kidman straszna, straszna....
+przede wszystkim kreacje aktorskie, na czele z Margot Robbie i fantastycznym Johnem Lithgowem (chłop co gra Churchilla w The Crown
@Sepecha: ide dopiero jutro, tzn. w sumie juz dzisiaj na to, ale od siebie polecam tez The Morning Show od Apple pozostając w temacie.
Jennifer Aniston w mega formie