miały być rytmy na odmułę, niby z początku leciało się lekko po 5:45, ale po 3 km zamiast mniej czuć nogi (bo niby się dogrzały(, to czułem coraz bardziej i stwierdziłem, że nie ma co - i tak już nic nie poprawię przed połówką, więc jak przesunę trening o jeden dzień, to tragedii nie będzie. jednak kopce pobiegłem dość mocno i czuję, ale nie ma co marudzić, jutro
@chuckd: fajnie się rozwinąłeś, tylko uważaj żeby nie przedobrzyć z ilością startów. Też będę na Maratonie Bieszczadzkim, chociaż w tym roku jako wolontariusz :)
tylko uważaj żeby nie przedobrzyć z ilością startów. Też będę na Maratonie Bieszczadzkim, chociaż w tym roku jako wolontariusz :)
@Rain_Dog: Dzięki - mam tego świadomość i właśnie dlatego na Gdynię się (jeszcze?) nie zapisałem. Kiedy miałem same treningi, dużo łatwiej było kontrolować tygodniowy przebieg i delikatnie go zwiększać. Ale kiedy pojawiają się jakieś starty, to wszystko się wali, bo tygodniówka spada, musi być czas na odpoczynek i nie bardzo
Dzisiaj urodzinowe wybieganie i udało mi się zrobić fajny prezent - ciągły bieg przez godzinę. Swoją przygodę z tą aktywnością rozpocząłem początkiem marca, dreptałem systematycznie średnio 3 razy w tygodniu i sukcesywnie dodawałem 5 minut co
@Sotyn: zacząłem od interwałów miesiąc temu, 4 min biegu x4 a pomiędzy minuta marszu, w tym tygodniu 4x7 min i munuta marszu pomiędzy seriami. Pomału sie wkręcam, nie naciskam i sukcesywnie zwiększam czas( ͡°͜ʖ͡°) jakieś efekty wizualne? Spaliłeś tłuszcz na bibonie ?( ͡°͜ʖ͡°)
dwa kilometry na sucho i cztery na mokro, byłoby więcej ale nie będę ryzykował zalania telefonu dla czterech kilometrow więcej, ehh ten deszcz, zawsze psuje moje plany ¯\_(ツ)_/¯
Dziś kolejny zwariowany dzień - z lataniem z miejsca na miejsce. Okno biegowe wypadło więc o zachodzie słońca - plus taki, że byłem akurat nad Wisłą i weszła całkiem fajna przebieżka do Tyńca. A widoczność wyśmienita - z wałów było widać Babią, z obwodnicy Tatry.
Październik czas zacząć. Tradycyjnie – przed świtem i po zmierzchu…
Udało mi się w miarę wcześnie wstać – tuż przed 4:30, potem jakoś się wyzbierałem, nakarmiłem co trzeba było nakarmić i o 4:50 byłem już przed domem, gotów do startu. Było całkiem przyjemnie – na termometrze 10°C, a nad głową bezchmurne niebo obsypane
miały być rytmy na odmułę, niby z początku leciało się lekko po 5:45, ale po 3 km zamiast mniej czuć nogi (bo niby się dogrzały(, to czułem coraz bardziej i stwierdziłem, że nie ma co - i tak już nic nie poprawię przed połówką, więc jak przesunę trening o jeden dzień, to tragedii nie będzie. jednak kopce pobiegłem dość mocno i czuję, ale nie ma co marudzić, jutro