Wpis z mikrobloga

✨️ Obserwuj #mirkoanonim
tldr polecacie jakieś książki, rzetelne poradniki, macie jakieś porady życiowe, ćwiczenia, rozwiązania, wskazówki, motywujące historie, cokolwiek dla względnie wysoko funkcjonującej s---------y życiowej, które mogłyby pomóc na zasadzie autoterapii w zbudowaniu od podstaw samooceny i namiastek pewności siebie (brak akceptacji zarówno wyglądu, jak i osobowości), wyjścia z beznadziei swojej sytuacji, szczególnie chodzi o przekonanie o braku możliwości bycia pokochanym (w sensie romantycznym) albo po prostu pomogłyby w akceptacji tego, że nie ma się szans na związek (który nie będzie oparty na desperacji)? Chodzi o człowieka dorosłego, przed 30, więc teoretycznie już ugruntowanego...

Pomimo że powierzchownie po mnie nie widać, bo radzę sobie w życiu i potrafię się nieźle ukrywać ze swoimi problemami, to jestem niereformowalnie zakompleksioną niedorajdą życiową, która czuje do siebie wstręt i pogardę. Staram się chować w kąt te wszystkie myśli, ale zaczynam coraz ciężej to znosić. Szczególnie źle jest, jeśli chodzi o relacje z mężczyznami, brak umiejętności nawiązania jakiejkolwiek bliskości - fizycznej i psychicznej. Mam ogromne problemy z niską samooceną, pogardę do swojej osobowości i wstręt do swojego wyglądu. Nie czuję się kompletnie atrakcyjna i nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że ktokolwiek mógłby mnie za taką uznać. Mimo że staram się dbać o siebie, to czuję się odpychająca i chyba obiektywnie nie jest ze mną kolorowo, bo powodzenia brak kompletnie. Charakterem też nie nadrabiam, bo jestem introwertyczna i długo mi zajmuje poczucie się przy kimś swobodnie ;/ Czuję się niedopasowana do innych ludzi, pomimo że ogólnie potrafię się dogadać z ludźmi. Wiem, brzmi to jak paradoks, ale sympatia ludzi do mnie jest tylko powierzchowna, nie umiem nawiązać głębszej relacji i tak naprawdę nikt nie wie, jaka naprawdę jestem. Mam w swojej durnej łepetynie przekonanie, że nikt mnie tak naprawdę nie lubi (tu znowu paradoks, ludzie zasadniczo bywają dla mnie mili, ale to dlatego że nasze relacje są dosyć płytkie, a udawanie śmieszka czasami mi wychodzi) i nie chcę się nikomu z tego względu narzucać. To wszystko dzieje się mimo że jestem względnie wysoko funkcjonującym człowiekiem, tzn, w pracy radzę sobie raczej nieźle (pominę, ile stresu mnie to kosztuje), nie widać po mnie moich problemów "z wierzchu", ukrywam to, co się dzieje ze mną tak naprawdę. Ubieram się normalnie, zachowuję się normalnie, wyglądam "normalnie" (poza tym, że jestem brzydką pokraką, tak z natury niestety), ale ciągle we mnie tkwi przekonanie, że jestem wstrętna, nieciekawa, gorsza od innych i nie do zniesienia. I nie umiem sobie z tymi myślami poradzić.

Najgorzej jest w kwestiach związkowych i to mnie boli najbardziej - ludzie pewnie myślą, że jestem szczęśliwą singielką, a to jest jedno wielkie xD To ogromne szczęście (i moje najskrytsze marzenie) jest znaleźć miłość, odpowiedniego mężczyznę i stworzyć stabilny, ciepły związek oparty na zaufaniu i wzajemnym wsparciu. No ale to nie dla mnie, a na pewno nie w takim stanie psychicznym. Uważam, że jestem s---------ą i nie potrafię uwierzyć, że ktoś mógłby mnie pokochać tak szczerze, a nie z desperacji. Nawet jakby jakimś cudem ktoś się mną zainteresował, to podejrzewam, że uznałabym, że jest tak samo s---------y i zaczęłabym czuć do niego pogardę i tylko biedaka skrzywdziłabym. Wolę tego uniknąć. I niestety mam często obawy, że nawet jeśli udałoby mi się mnie "naprawić", to już za późno dla mnie będzie :(

Jakoś tak 10 lat temu miałam epizody depresyjne i myśli samobójcze, wtedy - ja genialny autopsychoterapeuta - stwierdziłam, że jestem najbardziej beznadziejna ze wszystkich beznadziejnych ludzi , więc dałam sobie bana na szukanie i znalezienie miłości, bo jak to tak, ktoś mógłby mnie pokochać. To byłaby porażka, a ja porażek wolę unikać. I tak sobie żyłam, unikając starcia z rzeczywistością, na uboczu jakichkolwiek relacji z mężczyznami i koniec końców wyszło na to, że mam ponad 29 lat i nigdy się nawet nie całowałam (co jest kolejnym żenującym xD), nie byłam na randce i ciągle jestem wstydliwa przy mężczyznach. Czasami mam przebłyski, że może nie jest tak tragicznie, że mogłabym być czułą i kochaną dziewczyną i w sumie może nie jestem przebojowa, ale potrafię się zająć sobą i nie nudzę się w życiu. Przecież - tak na logikę - gdzieś mógłby się znaleźć podobny do mnie mężczyzna. Ale takie myśli pozostają w sferze wyobrażeń. Coraz częściej mam problemy ze zniesieniem tej sytuacji i coraz trudniej jest mi spychać ją w kąt. Czasami dociera do mnie rzeczywistość, że co ja narobiłam i że tak wiele mnie mija. Boję się, że jeśli niczego nie zrobię, to za jakiś czas wróci to do mnie ze zdwojoną siłą, wrócą myśli samobójcze i będzie delikatnie mówiąc nieciekawie.

Pomyślałam więc, że może uda mi się znaleźć odpowiedź w książkach napisanych przez specjalistów z ćwiczeniami, z których wyciągnę wiedzę, jak zaakceptować swoją sytuację, ewentualnie jak spojrzeć na siebie inaczej, bo nie wiem, czy dawanie sobie nadziei będzie dobrym rozwiązaniem. Skoro przez ponad 29 lat życia nie doznałam niczego, to szanse na poprawę są marne. Nawet jakby mi się udało naprawić siebie, to przecież musiałabym znaleźć kogoś, kto by zaakceptował to moje dziwactwo (i dziewictwo...) w postaci absolutnego braku doświadczenia w relacjach z mężczyznami, a ciężko mi sobie wyobrazić, żeby ktoś taki się pojawił, kto by nie był desperatem. A desperacji absolutnie będę unikać. Budowanie związku na zasadzie "jesteśmy w tym gównie razem zakompleksieni" odpada. Uważam, że do związku nie powinno pakować się z tak dużymi kompleksami i z partnera nie można robić ostatniej deski ratunku i terapeuty. Najpierw trzeba ogarnąć siebie, a potem można ogarniać siebie w relacji z drugą osobą.

A może ktoś ma/miał podobną sytuację, z której wyszedł/wychodzi i może się podzielić czymś pocieszającym i pomocnym? Trochę też chciałam wylać z siebie żale, bo siedzi to we mnie długo, a nie mam nikogo innego, komu mogłabym się wyżalić, więc padło na wykop. :(

Próbowałam terapii, ale jako że mam głęboko zakorzenione przekonanie, że nikt mnie nie lubi, to po kilku zajęciach oczywiście uznałam, że terapeutka też mnie nie lubi i nie może już znieść mojego lamentowania (co chyba nie powinno was dziwić biorąc pod uwagę ten smutny wysryw, który tu poczyniłam). Zamknęłam się przed terapeutką na moje najpoważniejsze problemy, wstydziłam się siebie podczas rozmowy i ostatecznie zrezygnowałam. Może próba samodzielnego poradzenia sobie z tym wszystkim będzie dla mnie lepsza i łatwiejsza...

#pytanie #pomoc #zwiazki #rozowepaski #samotnosc #psychologia #psychoterapia #psychiatria
#nieumiemtagowacwybaczcie



· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: razzor91
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim

  • 13
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@mirko_anonim:
Jordan Peterson "12 życiowych zasad. Antidotum na chaos"
Rafał Mazur blog/podcast "Zen jaskiniowca"
David Goggins "Nic mnie nie złamie"

proponuję znaleźć lepszego terapeutę... w mojej opinii sensownych jest poniżej 10%, reszta to ludzie którzy sami powinni trafić
  • Odpowiedz
@NieWiemWiecSieWypowiem: znam sensownych za kasę i sensownych nie za kasę. To bez znaczenia. Najlepsza osoba którą znam pracowała za ciężką kasę wśród powiedzmy... "celebrytów"... i wróciła do praktyki NFZ, opieka społeczna, zespoły interwencji kryzysowej itd.
  • Odpowiedz
cokolwiek dla względnie wysoko funkcjonującej s---------y życiowej


@mirko_anonim: mi pomogła psycholog. Wystarczyło, że na kilku wizytach mi wprost powiedziała kilka moich mocnych stron w jej mniemaniu i instant pewność siebie +100. A poza tym to tak:
- Prawa Ludzkiej Natury Roberta Greene
- Na dnie Theodora Dalrymple
- Patożycie
  • Odpowiedz
via mirko.proBOT
  • 0
Anonim (nie OP): Jakiś chadzik psychopata już sobie czeka gdzieś, żeby złapać nierozgarnietą myszkę i ja doprowadzić do całkowitej destrukcji
I ty sobie takiego weźmiesz, ja ci to gwarantuje po przeczytaniu tego wpisu ( ͡° ͜ʖ ͡°)


· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował:
  • Odpowiedz
@mirko_anonim: mam podobne przekonanie o sobie, też myślę, że jestem nudnym człowiekiem, że nie ma szans, że jakiejś dziewczynie się spodobam tak naprawdę, a nie z desperacji itd. Nie jest łatwe z tym walczyć. Może gdyby pojawił się ktoś w moim życiu kto zauważyłby moje mocne strony i to docenił. Albo skomplementował coś w wyglądzie... To byłoby mi łatwiej.
  • Odpowiedz
via mirko.proBOT
  • 0
✨️ Autor wpisu (OP): kompletnie nie wiem, czy udało mi się oznaczyć, do kogo się zwracam, mirkoanonimy za trudne dla mnie. Dziękuję wszystkim za odpowiedzi :)

iforgotmypass_
Wiem, ale tak bardzo wstydzę się swojej sytuacji, że nie umiem się tym z kimkolwiek podzielić. Nawet wpis na wykopie był dla mnie trudny... ;/
  • Odpowiedz
via mirko.proBOT
  • 0
✨️ Autor wpisu (OP): A ja ci gwarantuję, że mimo moich problemów mam dość jasno sprecyzowany typ mężczyzny, z którym mogłabym się związać i któremu mogłabym zaufać i byłby to mężczyzna o łagodnym usposobieniu, najlepiej introwertyczny, potrafiący zająć się sobą i swoim życiem, ale jednocześnie niezależny. I najlepiej z podobnymi problemami. Nie czuję się komfortowo przy zbyt pewnych siebie osobach, bo sama taka nie jestem, a na pewno odpadają psychopaci. Nie
  • Odpowiedz
via mirko.proBOT
  • 0
✨️ Autor wpisu (OP): default1

Jasne, że byłoby łatwiej. To bardzo budujące mieć kogoś takiego u swojego boku. Niestety nie każdy ma możliwość kogoś takie mieć, dlatego tak ważne jest to, aby poczucie własnej wartości wychodziło od wewnątrz, a nie było zależne od czynników zewnętrznych. To trudne niestety dla niektórych do osiągnięcia. :(

  • Odpowiedz