Wpis z mikrobloga

koledzy raczej nie piszą o kalendarzyku, tylko o metodach objawowo-termicznych, które w dodatku możesz rozszerzyć o wykonywanie testów owulacyjnych


@kasiknocheinmal: bez znaczenia w tym przypadku, a o testach nikt nic nie pisał. gość wyraznie napisał "szacowanie" co w samo w sobie jest już debilizmem jeśli chodzi o temat zapobiegania ciąży.
@czescmampytanie: bo to zawsze jest szacowanie i test owulacyjny wskazuje, że do owulacji dojdzie w ciągu do 36h. Ale jak już do niej dojdzie, to już nie ma jak po niej dojść do zapłodnienia. Dlatego się szacuje i dlatego przed owulacją bez antykoncepcji nic nie robisz, jeśli nie chcesz mieć dzieci. Ale po owulacji jeśli dodasz do niej parodniowy margines błędu (stąd również obserwacja temperatury i znów "szacowanie", żeby nie było
@czescmampytanie: ale rozumiesz, że nie pisał nic o kalendarzyku? On napisał dobrze:

bo kobieta nie jest płodna każdego dnia miesiąca? Jak się jest w stałym związku i kobieta zna swoje ciało to jest w stanie oszacować, kiedy do potencjalnego zapłodnienia może dojść?

To są obserwacje wszystko. Nie robi się usg codziennie co parę godzin, żeby stwierdzić, że już po owulacji. To wszystko jest SZACOWANIE.
@czescmampytanie: nie, kalendarzyk to jest liczenie połowy cyklu. Same dni, bez patrzenia na objawy. A długość cyklu nie jest stała. Mniejsze odchylenia są w dniach pomiędzy owulacją a nowym krwawieniem niż na długościach cykli, ale też są. Kalendarzyk bierze na sztywno połowę cyklu jako dzień owulacji. A potem masz zabawę jak przy 35 dniowym cyklu ktoś ma nagle 21 dni. Przy objawach zauważy. Przy samym liczeniu - nie ma opcji.