#anonimowemirkowyznania
Hej, wczoraj rozstaliśmy się z różowym i zastanawiam się czy jednak nie powinien spróbować jeszcze zawalczyć o ten związek. Ogólnie uważam, że nasza relacja była bardzo udana, mieliśmy lepsze i gorsze chwile, ale bez jakichś ekstremalnych sytuacji. O co poszło? Jakiś czas temu podczas seksu, zsunęła mi się gumka, stało się to już po tym jak ja doszedłem, a ona była jeszcze w trakcie. W każdym razie niby nic nie było widać, żeby wylało się albo coś takiego, ale pewności mieć nie można, więc zaproponowałem, żeby załatwić tabletkę dzień po, bo chodź ryzyko wydaję się niewielkie, to duuuuużo większe niż normalnie. No i w tym momencie zaczął się dramat. Różowa jest wierząca, ja raczej nie bardzo, powoli przekonywałem ją do tego, jak zepsuta jest to organizacja, ale jeszcze daleko brakowało, by ją porzuciła. Ona nie chciała, ja próbowałem namówić i wyjaśnić jak to działa, przemówić na zasadzie logicznych argumentów (niepewna sytuacja finansowa, brak własnego mieszkania, brak przygotowania do rodzicielstwa itd). Dzień skończył się na tym, że stwierdziłem, że nam obojgu przyda się chwila wytchnienia i zastanowienia i wrócimy do tematu następnego dnia. Następny dzień zaczął się tym, że stwierdziła, że nie weźmie, ja zacząłem coś #!$%@?ć po nosem i powiedziałem, że w takim razie jesteśmy w dupie. Wtedy się zgodziła, ale powiedziała, że nie przetrwamy tego. Nie odpuściłem na początku i próbowałem przekonać, że jeśli będziemy razem to damy radę to pokonać, ale nie bardzo to do niej przemawiało. Kazała mi to załatwić i iść sobie. Ogólnie nim udało mi się to załatwić przez znajomą, to już jednak zmieniła zdanie i nie łyknie tej tabsy. No i w tym momencie, nie powiem, ostatnie 2 tyg to był emocjonujący czas. Spotkaliśmy się parę razy na kawie, obgadaliśmy sytuacje w przypadku ciąży, oboje stwierdziliśmy, że wtedy będziemy próbować do siebie wrócić i jakoś to pociągnąć, itd. Wyszliśmy też na coś ala randkę, raczej średnio udaną, ale próbowaliśmy wrócić do względnej normalności.Testy wyszły negatywne, wczoraj dostała okresu.
Wczoraj też się rozstaliśmy. Bez krzyków, trochę płaczu. Ja zapytałem co teraz, ona powiedziała, że tak będzie prościej. I teraz nie wiem czy dobrze zrobiłem, że nie próbowałem, jednak zawalczyć jeszcze o tą relację. Niby wcześniej jak myślałem, co dalej jak nie będzie w ciąży to skłaniałem się ku tej samej opcji, ale rozważałem też
Hej, wczoraj rozstaliśmy się z różowym i zastanawiam się czy jednak nie powinien spróbować jeszcze zawalczyć o ten związek. Ogólnie uważam, że nasza relacja była bardzo udana, mieliśmy lepsze i gorsze chwile, ale bez jakichś ekstremalnych sytuacji. O co poszło? Jakiś czas temu podczas seksu, zsunęła mi się gumka, stało się to już po tym jak ja doszedłem, a ona była jeszcze w trakcie. W każdym razie niby nic nie było widać, żeby wylało się albo coś takiego, ale pewności mieć nie można, więc zaproponowałem, żeby załatwić tabletkę dzień po, bo chodź ryzyko wydaję się niewielkie, to duuuuużo większe niż normalnie. No i w tym momencie zaczął się dramat. Różowa jest wierząca, ja raczej nie bardzo, powoli przekonywałem ją do tego, jak zepsuta jest to organizacja, ale jeszcze daleko brakowało, by ją porzuciła. Ona nie chciała, ja próbowałem namówić i wyjaśnić jak to działa, przemówić na zasadzie logicznych argumentów (niepewna sytuacja finansowa, brak własnego mieszkania, brak przygotowania do rodzicielstwa itd). Dzień skończył się na tym, że stwierdziłem, że nam obojgu przyda się chwila wytchnienia i zastanowienia i wrócimy do tematu następnego dnia. Następny dzień zaczął się tym, że stwierdziła, że nie weźmie, ja zacząłem coś #!$%@?ć po nosem i powiedziałem, że w takim razie jesteśmy w dupie. Wtedy się zgodziła, ale powiedziała, że nie przetrwamy tego. Nie odpuściłem na początku i próbowałem przekonać, że jeśli będziemy razem to damy radę to pokonać, ale nie bardzo to do niej przemawiało. Kazała mi to załatwić i iść sobie. Ogólnie nim udało mi się to załatwić przez znajomą, to już jednak zmieniła zdanie i nie łyknie tej tabsy. No i w tym momencie, nie powiem, ostatnie 2 tyg to był emocjonujący czas. Spotkaliśmy się parę razy na kawie, obgadaliśmy sytuacje w przypadku ciąży, oboje stwierdziliśmy, że wtedy będziemy próbować do siebie wrócić i jakoś to pociągnąć, itd. Wyszliśmy też na coś ala randkę, raczej średnio udaną, ale próbowaliśmy wrócić do względnej normalności.Testy wyszły negatywne, wczoraj dostała okresu.
Wczoraj też się rozstaliśmy. Bez krzyków, trochę płaczu. Ja zapytałem co teraz, ona powiedziała, że tak będzie prościej. I teraz nie wiem czy dobrze zrobiłem, że nie próbowałem, jednak zawalczyć jeszcze o tą relację. Niby wcześniej jak myślałem, co dalej jak nie będzie w ciąży to skłaniałem się ku tej samej opcji, ale rozważałem też
powrót do siebie pod pewnymi warunkami (ogarniamy tabletkę teraz i trzymamy w razie emergency + miałem zamiar przepchnąć temat tego, że jej wiara nie może mieć wpływu na decyzję, które mogą mieć tak olbrzymi impakt na wszystko i wszystkich dookoła niej). Jest mi teraz przykro, że związek, z którym wiązałem duże nadzieję, rozpadł się przez kościelne brednie. Jest mi żal czasu, który włożyłem, siły i energii, by przekonać ją by poszła na terapię, wyciągnięcie z wiecznego strachu o to, żeby walczyć o swoje. Gdy się poznaliśmy, to bała się iść do Janusza upomnieć się o zaległą wypłatę, a teraz zmieniła pracę na niemal dwukrotnie lepiej płatną i zaczęła walczyć o swój hajs i czas. Jest mi szkoda, że coś co budowaliśmy, rozpada się przez tak idiotyczną rzecz. Nie wiem czy byliśmy świetną parą, ale o roku, który spędziliśmy razem, ciężko powiedzieć coś złego. Mirki, warto napisać i umówić się na jeszcze jedną kawę?
#zwiazki #logikarozowychpaskow #seks #logikaniebieskichpaskow #feels
#kiciochpyta #pytaniezdupy #seks